Walerij Załużny, były głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, obecnie ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii, potwierdził, że zarówno ukraińskie, jak i rosyjskie pociski trafiały w terytorium Polski.
W czasie wystąpienia we Lwowie nie tylko odniósł się do naruszeń przestrzeni powietrznej sąsiadujących państw, ale też podważył realność gwarancji obronnych NATO, zawartych w słynnym artykule 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Załużny mówił otwarcie o tym, co w kuluarach geopolityki jest szeptane coraz częściej — o wątpliwościach wobec skuteczności zobowiązań sojuszniczych. Jego słowa: „Artykułu 5 nie ma i nigdy nie było” — to mocny sygnał nie tylko wobec Zachodu, ale też dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które liczą na realną ochronę w razie eskalacji.
Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Rumunia — wszystkie te państwa znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie wojny i mają powody do niepokoju. Załużny stwierdził, że państwa bałtyckie zaczynają tracić wiarę w sojusznicze gwarancje. Zasugerował, że w regionie panuje milczące przyzwolenie na incydenty przygraniczne, a reakcje są często opóźnione lub ograniczone do dyplomatycznych gestów.
Nie wiadomo, do jakich konkretnie wydarzeń odnosił się Załużny. Ale przypomnijmy: 15 listopada 2022 roku w Przewodowie na Lubelszczyźnie spadł pocisk, zabijając dwie osoby. Choć początkowo Ukraina obwiniała Rosję, zachodni przywódcy, w tym prezydent Joe Biden, szybko ostudzili emocje, wskazując, że bardziej prawdopodobne jest, iż rakieta była ukraińska.
Do tego incydentu odniósł się również dyrektor FBI Kash Patel, który na początku marca wezwał Kongres USA do zbadania przejrzystości pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy. Patel zakwestionował też wiarygodność prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, mówiąc wprost:
„Zełenski wyszedł na światową scenę i powiedział: Rosja wystrzeliła rakietę w stronę Polski, co byłoby aktem wojny. Okazało się, że Rosja nie wystrzeliła takiej rakiety.”
Patel zasugerował, że taka dezinformacja w kontekście potencjalnego ataku na członka NATO powinna być brana pod uwagę przy ocenie dalszego wsparcia dla Kijowa.
Czy NATO działa, gdy trzeba?
Artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego mówi jasno: atak na jedno państwo członkowskie to atak na wszystkich. W praktyce jednak jego uruchomienie to decyzja polityczna, nie automatyczna reakcja wojskowa. Załużny przypomina, że są wątpliwości, czy rzeczywiście każde naruszenie zostanie potraktowane z należytą powagą.
W obliczu trwającej wojny w Ukrainie, hybrydowych działań Rosji, ataków cybernetycznych i naruszeń przestrzeni powietrznej, pytanie o gotowość NATO do rzeczywistej obrony członków sojuszu nabiera coraz większego znaczenia. Zwłaszcza dla krajów graniczących z konfliktem.
Co dalej?
Wypowiedź Załużnego to nie tylko osobista refleksja. To sygnał wysłany do państw Zachodu: czas zredefiniować, co oznacza solidarność w NATO. Bo jeśli państwa regionu przestają wierzyć w artykuł 5, to konsekwencje mogą wykraczać daleko poza dyplomację — mogą sięgać decyzji o dozbrajaniu, sojuszach regionalnych i własnych strategiach obronnych.
Krótko mówiąc: Załużny przypomniał, że wojna w Ukrainie nie toczy się w izolacji. I że granica między „ich” wojną a „naszym” bezpieczeństwem może być cieńsza, niż chcielibyśmy sądzić.
Leave feedback about this