Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy przedstawiło spotkanie szefa resortu Andrija Sibigi z grupą historyków i ekspertów od relacji ukraińsko-polskich (obecny był m.in. najbardziej znany negacjonista wołyński, b. szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wjatrowycz) jako dowód „odpowiedzialnego i konstruktywnego dialogu”.
Tymczasem opublikowany na Facebooku komunikat okazuje się przede wszystkim sztampowym retorycznym zabiegiem, który zamiast sprzyjać otwartej debacie, podsyca wzajemne podejrzenia i próbuje zawęzić pole dyskusji do oficjalnej, jednorodnej narracji. Choć nie sposób nie zgodzić się z tezą o znaczeniu polskiego wsparcia dla Ukrainy w obliczu rosyjskiej agresji, to jednowymiarowe sprowadzenie całej dwustronnej relacji do relacji wojennej i oskarżanie o „polityzację” historii każdego głosu krytycznego w Polsce stanowi więcej problemów niż rozwiązuje.
Minister Sibiha podkreślał rolę Polski jako solidnego partnera:
„Nasze stosunki z sąsiednią Polską są niezwykle istotne zarówno ze względu na wspólne interesy, jak i uwzględniając obecne wyzwania i zagrożenia w obliczu trwającej rosyjskiej agresji.”
To stwierdzenie samo w sobie nie wymaga sprostowania: Polska rzeczywiście udziela Ukrainie wszechstronnego wsparcia – od sprzętu wojskowego i pomocy humanitarnej, po aktywną dyplomację w Europie. Jednak już sam dobór tej ekspozycji retorycznej sugeruje, że jakakolwiek inna płaszczyzna rozmowy – zwłaszcza dotycząca trudnej przeszłości – może stanowić zagrożenie dla „strategicznego partnerstwa”. W efekcie każde polskie pytanie o odpowiedzialność za wydarzenia z lat czterdziestych i pięćdziesiątych jest natychmiast postrzegane jako ostatnia deska ratunku Kremla.
W komunikacie pada ostrzeżenie przed „jednostronnym traktowaniem” historii przez niektórych polskich polityków i ugrupowania:
„W ostatnim czasie coraz bardziej widoczne stają się próby niektórych polskich polityków oraz sił politycznych jednostronnego traktowania i upolityczniania dyskursu historycznego w relacjach z Ukrainą, co z kolei negatywnie wpływa na rozwój partnerstwa Ukrainy i Polski i faktycznie służy interesom rosyjskiego agresora.”
Pamiętajmy jednak, że w Polsce to naukowcy i niezależne ośrodki badawcze – nie politycy – zwykle wypełniają przestrzeń merytorycznych dyskusji o złożonych, bolesnych wydarzeniach: rzezi wołyńskiej, wysiedleniach Polaków z Galicji czy wzajemnych zbrodniach. Postawienie znaku równości między takim badawczym namysłem a prowokacyjną „polityzacją” to manipulacja, która nie tylko podważa autorytet historyków, ale także próbuje zakrzyczeć dylematy pamięci zbiorowej.
Autorzy komunikatu chwalą też dotychczasowe osiągnięcia wspólnej Roboczej Grupy ds. historycznych:
„W tym kontekście strony zauważyły pozytywną dynamikę działań ukraińsko-polskiej Roboczej Grupy ds. historycznych pod egidą ministerstw kultury oraz kontynuację prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na terytorium obu krajów.”
Owszem, ekshumacje i prace poszukiwawcze wykonywane przez polskich i ukraińskich archeologów oraz badaczy zasługują na uznanie. To działania trudne, wymagające delikatnego wyważenia szacunku dla ofiar i rygorów naukowych, a zarazem budujące realne mosty porozumienia. Ale pochwała ograniczona do ogólnego „zauważenia pozytywnej dynamiki” bez konkretów na temat metodologii, wyników czy harmonogramów kolejnych etapów oznacza w praktyce odtrącenie dalszego zaangażowania – to zachęta do schowanie głowy w piasek.
W dalszej części komunikatu pojawia się wezwanie do wznowienia dwóch dotychczasowych platform dialogu:
„Uczestnicy dyskusji uznali za celowe zaproponować polskim partnerom odnowienie działalności ukraińsko-polskiego Forum historyków oraz Forum partnerstwa jako platform rozwoju konstruktywnego dialogu, przeniesienia wrażliwych kwestii w obszar dyskusji eksperckiej, umacniania obiektywności ocen wydarzeń wspólnej historii, poszukiwania dróg zapobiegania prowokacjom oraz przeciwdziałania dezinformacji i publicznemu podsycaniu wrogości między narodem ukraińskim i polskim.”
Brzmi uroczyście, ale… nic nowego. Forum historyków i Forum partnerstwa już funkcjonowały, wielokrotnie były jednak krytykowane za brak realnej skuteczności. Kiedyś ich obrady odbywały się w cieniu politycznych nacisków, bez jasnych reguł wstępu dla niezależnych badaczy i bez roboczych harmonogramów czy mierzalnych celów. Ponowne zaproszenie do spotkań bez reformy formatu ryzykuje powtórzenie tych samych błędów: dywagacji nad sloganami zamiast konkretnych rekomendacji i planów badań.
Apele do „obiektywności” i „wzajemnego zrozumienia” padają wielokrotnie:
„Uczestnicy okrągłego stołu poparli znaczenie regulowania wrażliwych kwestii w oparciu o obiektywność faktów historycznych, wzajemne zrozumienie i szacunek dla pamięci historycznej narodów Ukrainy i Polski.”
Niestety, w praktyce obiektywność bywa pojmowana selektywnie. Kiedy sięga się po krytykę wobec ukraińskich oddziałów OUN-UPA czy polityki II Rzeczypospolitej wobec mniejszości, polskie historie są nagle określane mianem „jednostronnej agitacji” i przedstawiane jako rusofilskie prowokacje. Co gorsza, niezależność historyków w Ukrainie ostatnio została zagrożona przez propozycje prawne penalizujące krytyczne badania nad niektórymi symbolami narodowymi czy formacjami z czasów II wojny światowej. W tym kontekście ogłoszenie nowych forów może być równie dobrze chęcią lepszego kontrolowania przekazów niż wspierania wolnej refleksji. Bez jasnych gwarancji autonomii naukowej trudno uwierzyć, że ukraińskie władze rzeczywiście gotowe są przyjąć niewygodne wnioski.
Ukraiński komunikat to więc mniej apel o wspólną pracę nad trudną historią, a bardziej moralizatorska instrukcja: z jednej strony jednoczymy się przeciw Rosji, ale z drugiej – każdy krytyczny głos w Polsce od razu zostaje zdemonizowany. Takie podejście to fatalna droga, bo prawdziwa przyjaźń między narodami opiera się na możliwości zadawania trudnych pytań, a nie na zaklęciach o strategicznym partnerstwie.
Polscy historycy i instytucje badawcze wcale nie są dozorcami czyichś interesów. Ich nakazem jest wierność źródłom i staranność metodologiczna. Zamiast obwiniać ich o upolitycznianie, warto otwarcie przyznać, że granice między badaniem naukowym a polityczną presją są dziś wyjątkowo cienkie – w obu krajach. Propozycje dla przyszłych forów muszą więc uwzględnić: pełną transparentność procedur, skład grup eksperckich wyłanianych na drodze publicznych konkursów, rzetelne raporty i plan działań z wyznaczonymi terminami oraz niezależne moderowanie debat. Bez tego kolejne spotkania historyków będą powielać schemat rozmów pozorowanych, kończących się na wzajemnych grzecznościach.
Resort spraw zagranicznych Ukrainy powinien przypomnieć sobie, że autentyczny dialog nie boi się różnicy zdań, a naprawa zaufania wymaga konkretów, a nie ogólnikowych truizmów. Dopóki narracja wobec polskich badaczy będzie budowana na usiłowaniu ich dyskredytacji jako „narzędzia Kremla”, nie uda się wyrwać relacji z pułapki wzajemnych pretensji. Ukraina, jako partner Polski, powinna więc wyjść z retorycznego zaklętego kręgu i zaproponować rzeczywistą współpracę opartą na równości, wolności nauki i szacunku dla trudnej przeszłości obu narodów.
Foto: FB/Міністерство закордонних справ України / MFA of Ukraine
Leave feedback about this