1 sierpnia 2025
Wydarzenia

Sprawiedliwość po latach. Prezydent Duda odebrał odznaczenie Jolancie Lange

Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy o odebraniu Jolancie Małgorzacie Lange Srebrnego Krzyża Zasługi to wyraz dziejowej sprawiedliwości. Sprawiedliwości, która (choć opóźniona) w końcu zatriumfowała. To także sygnał, że III Rzeczpospolita zaczyna poważnie traktować własną pamięć, historię i odpowiedzialność wobec ofiar reżimu komunistycznego.

Srebrny Krzyż Zasługi Lange przyznał w 1997 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski, były działacz PZPR. W świetle dostępnych dziś informacji, było to odznaczenie skandaliczne. Lange, działając pod nazwiskiem Gontarczyk, była tajną współpracowniczką Służby Bezpieczeństwa. Razem z mężem, również agentem SB, aktywnie działała przeciwko ks. Franciszkowi Blachnickiemu – jednej z najważniejszych postaci duchowego i społecznego oporu wobec PRL. Warto dodać: człowiekowi, którego dziś wolna Polska uhonorowała pośmiertnie Orderem Orła Białego. Symboliczna przepaść między tymi postaciami nie mogłaby być większa.

Agentka SB z orderem wolnej Polski? To był absurd

Dziś wiemy – nie z plotek, ale z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej i materiałów śledczych – że Jolanta Lange była zwerbowana do współpracy z SB już w 1977 roku. Jej mąż – w 1974. W latach 80. oboje działali na rzecz komunistycznego wywiadu w RFN. Ich zadaniem było rozbijanie struktur opozycyjnych, inwigilacja środowisk solidarnościowych i infiltracja organizacji katolickich na uchodźstwie. Centralną postacią ich „zainteresowania” był ks. Blachnicki – założyciel Ruchu Światło-Życie i Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów.

W lutym 1987 roku duchowny miał uzyskać dowody na agenturalną działalność małżeństwa Gontarczyków. Dzień później spotkał się z nimi. Kilka godzin później zmarł. Oficjalnie z powodu zatoru płucnego. W 2023 roku IPN ogłosił, że duchowny został otruty. Choć udział małżeństwa Gontarczyków w samym zabójstwie nie został jeszcze jednoznacznie udowodniony, ich rola w działaniach destabilizujących jego środowisko jest niepodważalna. To wystarczy, by mówić o działalności niegodnej jakiegokolwiek państwowego wyróżnienia.

Państwo nie może honorować oprawców i ofiar jednocześnie

Argument zawarty w petycji Piotra Woyciechowskiego, który wystąpił z wnioskiem o odebranie odznaczenia Lange, nie mógł być bardziej trafny: nie godzi się, aby Polska z jednej strony honorowała ofiary reżimu komunistycznego, a z drugiej – odznaczała tych, którzy z tym reżimem współpracowali.

To nie tylko kwestia symboli. To kwestia tożsamości i wiarygodności państwa. Jeśli chcemy mówić o wolnej, demokratycznej Polsce, musimy rozliczyć się z dziedzictwem PRL nie tylko słowami, ale także czynami. A czyny to między innymi takie decyzje jak ta z 29 lipca 2025 roku – decyzja o odebraniu orderu osobie, która w imieniu totalitarnego systemu zwalczała ludzi walczących o wolność.

Nie można pomijać faktu, że po transformacji ustrojowej Jolanta Lange była aktywna w środowiskach feministycznych, antydyskryminacyjnych i lewicowych. Angażowała się w działania na rzecz praw kobiet, mniejszości seksualnych i przeciwdziałania tzw. wykluczeniu. Prowadziła warsztaty, uczestniczyła w inicjatywach społecznych i zasiadała w radach zajmujących się “równością”. To nie powinno być traktowane jako rozgrzeszenie dla wcześniejszej działalności na rzecz komunistycznych służb specjalnych. W przypadku Jolanty Lange te winy nie były marginalne. Były centralnym punktem jej życiorysu w kluczowym momencie historii Polski. Zdemaskowani agenci SB nie mogą być stawiani w jednym szeregu z ludźmi, których inwigilowali, dezinformowali, a być może doprowadzili do śmierci.

Tłumaczenia Lange? Nie wystarczają

Wielu próbowało w przeszłości relatywizować działalność Jolanty Lange (wówczas Gontarczyk). Twierdzono, że była młoda, zmanipulowana, że działała w dobrej wierze. Że jej zaangażowanie w działalność społeczną po 1989 roku zmazuje wcześniejsze winy.

To fałszywa narracja. Po pierwsze – z dokumentów IPN jasno wynika, że była aktywną, świadomą współpracowniczką SB, operującą pod pseudonimem „Panna”. Po drugie – nie wystąpiła z publiczną skruchą, nie wyznała win, nie przeprosiła. Po trzecie – jej kariera po 1989 roku była kontynuacją aktywności w środowiskach postkomunistycznych i skrajnie lewicowych, nie zaś próbą rozliczenia z przeszłością. Nie można rozgrzeszać zbrodniczej działalności tylko dlatego, że ktoś po latach zaangażował się w ruch feministyczny, działania antydyskryminacyjne czy edukację. Zbrodnia nie znika, jeśli przykryć ją aktywizmem. Przeciwnie – staje się jeszcze bardziej cyniczna, bo próbuje się wykorzystać moralne autorytety do tuszowania własnej historii.

Kwaśniewski nie oczyszcza

Argument, że Lange otrzymała order z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, nie stanowi żadnej legitymacji. Kwaśniewski był przedstawicielem środowiska, które dążyło do rozmycia granicy między sprawcami a ofiarami PRL. Wielu działaczy dawnej PZPR czy współpracowników bezpieki awansowało w latach 90., niekoniecznie dzięki kompetencjom, ale dzięki politycznym układom.

Prezydent Duda, podejmując decyzję o odebraniu orderu, jasno pokazał, że ordery wolnej Polski muszą mieć wartość. Nie są pamiątką po układach politycznych, lecz uhonorowaniem zasług, które nie mogą być splamione zdradą, agenturą i działaniami na szkodę narodu.

Odpowiedzialność historyczna to obowiązek, nie wybór

Zarzuty, że Duda działa pod wpływem „politycznych emocji” lub „ideologii”, są całkowicie chybione. Oparł się na faktach, dokumentach i decyzjach IPN. To nie była zemsta. To było uporządkowanie rzeczywistości, którą przez lata wielu próbowało zafałszować. W przestrzeni publicznej musimy wrócić do podstaw: agent SB nie powinien być odznaczony. Punkt. To nie jest sprawa poglądów politycznych, tylko fundamentalnej przyzwoitości. To nie jest wojna ideologiczna – to odróżnianie prawdy od fałszu, ofiary od kata, bohatera od donosiciela.