26 grudnia 2024
Historia i idea Początki Myśli

Roman Dmowski: Walka o prawo i organizacja narodowa


Kiedy w lutym r.z. do pism naszych zaczęły nadchodzić szybko następujące po sobie wiadomości o wystąpieniach młodzieży w gimnazjach siedleckim, bialskim i innych, zrozumieliśmy, że wszczęta w ten sposób sprawa wykładu religii katolickiej w języku rosyjskim otwiera niejako nowy okres w życiu politycznem Królestwa — okres walki o prawo.

Przewidywaliśmy, że pierwszy ten krok na nowym polu skończy się naszym zwycięstwem, jeżeli wyraźnie będzie ograniczony cel, do którego się dąży i jeżeli ogół nasz zgodnie poprze tę inicjatywę. “W danym razie — pisaliśmy — nie idzie o nic więcej, jak o zniesienie wykładu religii katolickiej w języku rosyjskim, o cofnięcie systemu rusyfikacyjnego o jeden tylko krok”.

Odezwa Ligi Narodowej z lutego r.z., popierająca to wystąpienie młodzieży, ale surowo występująca przeciw rozszerzeniu zajść na inne gimnazja w Królestwie, w których religia wykładana jest po polsku, wyraźnie też dążyła do utrzymania sprawy w granicach walki o przedmiot określony, do skupienia wszystkich sił w celu osiągnięcia tej jednej skromnej zdobyczy. “Walka — czytamy poniżej — rozpoczęta w celu realnym, w celu zdobycia nauki religii w języku ojczystym we wschodnich powiatach Królestwa i Kraju Zabranym, musi tam trwać, dopóki cel osiągnięty nie zostanie, ale musi się nim ograniczyć, nie może zamieniać się w ruch bezcelowy, pozbawiony rozumnej podstawy… Byłoby hańbą dla nas, gdyby choć jeden z wydalonych za tę świętą sprawę nie miał możności dalszego kształcenia się, gdyby rodzice tych dzielnych młodzieńców w obawie o ich przyszłość musieli ukorzyć się przed wrogiem, gdyby po tak godnem wystąpieniu młodzieży znalazł się w Królestwie i w Kraju Zabranym choć jeden kapłan katolicki, któryby zgodził się dalej prowadzić wykład religji w języku innym, jak w ojczystym”.

Przy zachowaniu tych warunków Komitet Centralny organizacji przewidywał pomyślny wynik sprawy. “Dzielna postawa młodzieży — mówi ta sama odezwa — pozwala oczekiwać, że poświęcenie jej przyniesie skutek, że ta młodzież będzie miała zasługę osiągnięcia zdobyczy narodowej drogą zbiorowego oporu, rozumnie utrzymanego w granicach, odpowiadających celowi”.

Akcja zamierzona zrazu na wszystkie gimnazja, gdzie młodzież polska musi się uczyć religii po rosyjsku, nie tylko więc na wschodnie powiaty Królestwa, ale i na cały Kraj Zabrany, musiała się w następstwie zamknąć w skromniejszych granicach. W szkołach litewskich młodzież się zdobyła na parę sporadycznych wystąpień, które nie znalazły właściwego odgłosu w miejscowym społeczeństwie, a co ważniejsza — w sferach duchownych. Ograniczona wszakże do wschodniej części Królestwa walka trwała w różnych fazach przez całe szesnaście miesięcy, od znanych zajść, aż do ostatniej prawie chwili. Wreszcie zakończenie jej przyniósł ukaz carski, dozwalający nauczać religii katolickiej w całem Królestwie w języku polskim.

Zamierzona zdobycz została osiągnięta i możemy powiedzieć, że walka skończyła się naszym zwycięstwem. Nie jest to zdobycz wielka, którą by się można było


upajać. Główne jej znaczenie jest polityczno-wychowawcze: uczy ona nasz ogół, że walczyć z rządem rosyjskim o swoje prawo można, że walka prowadzona rozumnie a wytrwale może przynieść zwycięstwo.

Nie jest to zdobycz wielka, którą by się można było upajać. Główne jej znaczenie jest polityczno-wychowawcze: uczy ona nasz ogół, że walczyć z rządem rosyjskim o swoje prawo można, że walka prowadzona rozumnie a wytrwale może przynieść zwycięstwo. Byłaby to wszakże nauka bardzo powierzchowna, mogąca prowadzić do błędnych wniosków, gdybyśmy się głębiej nie zastanowili nad tym, o ile nam ta zdobycz łatwo przyszła i czemu ją głównie zawdzięczamy. Należy to pamiętać, że w społeczeństwie niewyrobionym, niezaprawionym w politycznej walce ludzie bardzo łatwo przerzucają się od jednej skrajnej opinji do drugiej. Ten sam niedojrzały polityk, któremu wczoraj nie mogło się pomieścić w głowie, że można do czegokolwiek zmusić rząd rozporządzający milionami bagnetów, jutro skutkiem swej niedojrzałości gotów jest dowodzić, że wszystko można zaraz osiągnąć, byle ostro a zgodnie wystąpić. Zwycięstwo w sprawie nauki religii przyszło nam sporym wysiłkiem, ale bez wielkich stosunkowo ofiar. Zawdzięczamy to przede wszystkim naturze samej sprawy, łatwo zrozumiałej dla całego ogółu polskiego i zdolnej nawet przy dzisiejszem jego politycznem niewyrobieniu pociągnąć go do zgodnego działania, z drugiej zaś niezwykle sprzyjającym okolicznościom, w jakich sprawa została wszczęta.

Niezmiernie pouczający jest cały przebieg tej sprawy. Jak powszechnie wiadomo, za punkt wyjścia jej posłużyła Września. W koncercie powszechnego oburzenia na szkołę pruską, narzucającą brutalnie dzieciom polskim naukę religji w języku obcym, pierwsze skrzypce uchwyciła prasa rosyjska, a humanitarny jej patos rozbrzmiewał najgłośniej, odzywając się donośnym echem w naszej opinji. Zdawało się, iż prasa ta nie wie, że w państwie rosyjskiem dzieje się Polakom ta sama krzywda, a i u nas za kordonem na chwilę o tym zapomniano. Ogół polski w zaborze rosyjskim odczuwał cały bolesny fałsz tej gry, w której Moskale, gnębiąc nas u siebie, występowali jako nasi moralni protektorowie za kordonem. Z drugiej strony ludzie jaśniej patrzący na rzeczy widzieli w tym chytrą politykę rządu rosyjskiego, świadomie dążącego do zyskania sobie bez kosztu polskiej opinii zakordonowej w celu użycia jej za narzędzie w swej polityce zagranicznej.

Im głośniej prasa rosyjska oburzała się na Prusaków i współczuła krzywdom zachodnich “braci Słowian”, tym bardziej wzrastała w Królestwie potrzeba protestu przeciw tej nieproszonej a fałszywej opiece. W zachowaniu się prasy rosyjskiej a w znacznej mierze i polskiej prasy zakordonowej, ogół Królestwa widział zniewagę dla siebie i czuł potrzebę zadośćuczynienia moralnego na jakiejkolwiek drodze. Dla energji, która się mogła była wyładować w jakimś bezcelowym proteście, znaleziono szczęśliwy wyraz w wystąpieniu młodzieży gimnazjalnej przeciw tej samej zbrodni, jaka się działa we Wrześni i na jaką obłudnie oburzali się Moskale. Wystąpienie tedy młodzieży znalazło odrazu moralne poparcie opinii, a z drugiej strony postawiło rząd rosyjski w trudnem położeniu. Prowadząc propagandę moskalofilską między Polakami zakordonowymi, nie wypadało uciec się do ostrej represji względem swoich w wypadku, gdy protestują oni przeciw krzywdzie, napiętnowanej świeżo u Prusaków przez całą prasę rosyjską. Nie można sobie wyobrazić chwili odpowiedniejszej dla tego rodzaju akcji,


zrozumiałe też jest, dlaczego organizacja narodowa w zaborze rosyjskim ujęła ją natychmiast energicznie w swe ręce i poprowadziła, chroniąc od zboczeń z właściwej drogi.

Gdyby zajścia gimnazjalne rozciągnęły się na całe Królestwo — w tym kierunku próbowano je ze strony socjalistycznej rozdmuchać — sprawa nauki religii zostałaby zepchnięta w cień, a rząd mając do czynienia z ogólnymi rozruchami młodzieży, stłumiłby je najkrótszymi sposobami, nie krępując się niczym. Społeczeństwo polskie, nie widząc celu takich rozruchów, nie dałoby im poparcia moralnego, a na zewnątrz sprawa przedstawiałaby się w najkorzystniejszem dla rządu świetle. W tym kierunku też musiały mieć instrukcje władze szkolne, bo w całym Królestwie zachowywały się one w najwyższym stopniu prowokacyjnie, starając się młodzież doprowadzić do gwałtownych wystąpień. Zorganizowanym usiłowaniom, popartym znaną odezwą Ligi, udało się uchronić rozpoczętą akcję od zboczeń i utrzymać we właściwych granicach.

Władze tedy rosyjskie zostały zmuszone do traktowania sprawy wyraźnie, do przyjęcia wyzwania na ściśle określonym gruncie. Zajścia szkolne w Siedlcach, Białej, Zamościu były tylko początkiem walki, która, poczynając od nich, z obu stron rozwija się dalej i trwa przez kilkanaście miesięcy. Znając bojaźliwość naszego ogółu i jego uległość względem rządu, zwłaszcza gdy idzie o los synów, władze zrazu opierają rachuby na rodzicach zbuntowanej młodzieży. Dyrektorowie gimnazjów wzywają ojców, żądając od nich, ażeby podpisywali deklarację, iż życzą sobie, ażeby ich synowie uczyli się religii po rosyjsku. Tu jednak natrafili od razu na opór. Z jednej strony wpływ opinii, która stanęła po stronie młodzieży, z drugiej stanowcze zachowanie się ich własnych synów skłoniło obywateli podlaskich do oporu. Wytworzyło się porozumienie między ojcami i synami: ostatni przyrzekli, iż zachowają się nadal spokojnie, a pierwsi dali zapewnienie, że nie ulegną wobec władzy i nie złożą deklaracji przeciwnych. Ojcowie nawet poszli dalej i poparli opór synów, organizując petycję do cara o przywrócenie wykładu religii w języku polskim.

Mając do czynienia z rządem rosyjskim, nie można było na tym poprzestać. Rząd ten, jak wiemy, nie lubi ustępować, a urzędnicy jego umieją wynajdywać środki zwalczania oporu uciskanej ludności. Trzeba tedy było zapewnić się u innej jeszcze strony, która w tej sprawie miała głos poważny. Chodziło o duchowieństwo. Gdyby ono oparło się stanowczo i solidarnie, wykład religii katolickiej po rosyjsku byłby niemożliwy. Niestety, stan naszego duchowieństwa nie jest taki, ażeby można było na nie pod tym względem w zupełności liczyć. W szczególności we wschodnich powiatach Królestwa, tam gdzie przymusowe prawosławie zastąpiło zniesioną Unię, księża katoliccy pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Wielu z nich chciwością swoją na grosz i brutalnym obejściem z ludnością jakby umyślnie zniechęca włościan miejscowych do naszego Kościoła i wahających się rzuca w objęcia prawosławnych popów, którym instrukcje rządowe polecają okazywać ludowi jak największą uczynność. I w tej sprawie apetyt na marną pensję nauczyciela religji w gimnazjum tak był silny, iż rząd nie miał trudności ze znalezieniem między naszymi księżmi ochotników gotowych wykładać zasady wiary ojców w języku najeźdźców.


Kiedy młodzież oświadczyła kategorycznie, że nie będzie się uczyła religii po rosyjsku, cała sprawa byłaby ułatwiona, gdyby prefekci od razu podali się do dymisji. Ale pożegnanie się z pensją rządową nie było łatwe dla dbałych zanadto o dobro doczesne pasterzy: pierwszy zdobył się na to prefekt siedlecki, niektórzy wszakże upierali się przez rok cały i dopiero w początku r.b. osiągnięto ten rezultat, że wszystkie szkoły (Siedlce, Biała, Chełm, Zamość, Hrubieszów), w których religia była wykładana po rosyjsku, zostały pozbawione katechetów, ponieważ dotychczasowi podali się do dymisji. Wpłynął na to nacisk opinii, która z coraz większą zgodnością piętnowała tych, co w tej sprawie pomagali rządowi, z drugiej zaś strony stanowisko wyższych sfer duchownych, które zrozumiały, iż dobro kościoła i religji wymaga z ich strony poparcia w tym względzie usiłowań społeczeństwa. Widoki złamania oporu zmniejszały się z biegiem czasu, zamiast zwiększać się, jak to przewidywał rząd przyzwyczajony do naszego braku wytrwałości. Robiono ze strony władz nadzwyczajne wysiłki. Biskup lubelski, ks. Jaczewski, został wezwany do Petersburga, gdzie trzej dygnitarze państwowi, minister spraw wewnętrznych Plewe, minister oświaty Zenger i dyrektor departamentu obcych wyznań Mosołow odbyli z nim konferencję, próbując groźbami zmusić go do zajęcia w tej sprawie stanowiska po stronie rządu. Biskup wytrwał w oporze, a ciekawą rozmowę jego z dygnitarzami ogłosiły pisma polskie.

Na miejscu, w kraju władze gorliwie zaczęły poszukiwać księży, którzyby się zgodzili na wykład rosyjski, ale ci pod naciskiem opinii odmawiali, choć niejeden w innych warunkach byłby z chęcią przyjął propozycję. Jeden nawet już się był zgodził, ale spotkały go przykrości zapowiadające mu niezbyt słodki żywot na nowym stanowisku, i niebawem cofnął swe zobowiązanie. Jeszcze w zeszłym miesiącu generał-gubernator Czertkow osobiście konferował z jednym z księży, cieszących się nieszczególną opinją: ofiarowywał mu 3.600 rubli pensji rocznej, trzymiesięczny urlop i 600 rubli na przejażdżkę za granicę, a więc wynagrodzenie niebywałe, sześć razy przewyższające zwykłą pensję katechety. A jednak i ten ksiądz, pomimo usilnych próśb i nacisku dygnitarza, oparł się pokusie i odpowiedział na propozycję odmownie.

Wykład religii w wymienionych szkołach nie odbywał się, a uczniowie zostali zawiadomieni, że w świadectwie dojrzałości nie będą mieli stopnia z religii i, chcąc wstąpić na uniwersytet, będą musieli z niej składać egzamin dodatkowy w jednem z gimnazjów Kraju Zabranego, t.j. tam, gdzie religja katolicka jest wykładana po rosyjsku. Gdy wszystkie te środki do niczego nie doprowadziły, gdy rząd zrozumiał, że ma do czynienia z wytrwałym oporem całego społeczeństwa, umiejącego wywrzeć przymus moralny na tych, którzyby chcieli je zdradzić — wyszedł ukaz carski, wspaniałomyślnie zezwalający na polską naukę religii we wszystkich gimnazjach Królestwa.

Umyślnie zatrzymaliśmy się dłużej nad historią całej sprawy, ażeby uprzytomnić sobie te wszystkie warunki, które się złożyły na nasze w niej zwycięstwo. Warunków tych było wiele i wszystkie się składały na naszą korzyść. Zwyciężyliśmy, bo sprawa została wszczęta we właściwym czasie, kiedy i rząd miał nieco skrępowane ręce, i społeczeństwo czuło silniej niż zwykle potrzebę protestu; bo wszystkie żywioły, od których po naszej stronie ta sprawa zależała — młodzież, jej ojcowie i duchowieństwo — poszły zgodnie w jednym kierunku, bądź


z ochoty, bądź pod naciskiem opinii; bośmy się zdobyli na ofiarność, poczynając od młodzieży, która się naraziła na wydalenie ze szkół, a kończąc na ogromnej liczbie tych, którzy pośpieszyli ze składkami pieniężnemi na pomoc dla wydalonych; bośmy wreszcie mieli organizację, która, mając wpływ na znaczną część społeczeństwa i na młodzież, czuwała nad całą sprawą, nadając jej charakter akcji planowej i konsekwentnej.

Któż tedy zwyciężył? Wszyscy, którzy w sprawie brali udział i którzy coś w niej poświęcili, a przede wszystkim zwyciężyła idea polityczna, która głosi zasadę walki o prawa narodowe, która powiada, że ustępstw od rządu nie uzyskuje się wiernopoddańczymi manifestacjami i żebractwem, ale stanowczością, zgodnym, zorganizowanym działaniem przeciw polityce wrogiego rządu, wreszcie gotowością do ofiar. Stoimy wobec przykładu, który każdemu patrzącemu jasno na rzeczy i uczciwie je oceniającemu okazuje naocznie skuteczność rozumnej polityki czynu. Przykład ten uczy nas wiele. Uczy on nas przede wszystkim, że jeżeli czynna polityka narodowa, stawiająca sobie za zadanie wywalczanie ustępstw od rządu, jest możliwa, to zarazem przedstawia olbrzymie trudności, których dokładna ocena jest koniecznością, jeżeli politykę tę za system mamy przyjąć. Podnosimy te trudności, bo głosząc zasadę walki i ofiar, chcemy walki skutecznej i ofiar niedaremnych. Nie chcemy tedy, ażeby pod wpływem tego jednego powodzenia zrodziły się natychmiast pomysły niewczesne, poczynania niedojrzałe — w przekonaniu, że jeżeli w jednem się powiodło, to i we wszystkiem innem czeka nas taki sam skutek.

Nie trzeba zapominać, że jeżeli wytoczenie sprawy o polski wykład religii uwieńczone zostało pomyślnym skutkiem w stosunkowo niedługim czasie, to dlatego, że sama sprawa jest łatwo zrozumiała, dostępniejsza dla szerszych sfer społeczeństwa i że została wszczęta w wyjątkowo pomyślnych okolicznościach; należy być przygotowanym na to, że w innych sprawach trzeba będzie się zdobyć na większy o wiele wysiłek, wytrwać przez czas znacznie dłuższy, ponieść więcej ofiar i zadowolnić się nieraz mniej widocznym rezultatem. Widzieliśmy z tej sprawy, jak rząd uparcie broni swych, raz osiągniętych zdobyczy. Kto w niej pracował? Poczynając od ministrów, próbujących steroryzować biskupa, i od generał-gubernatora, usiłującego przekupić księdza, a kończąc na strażnikach policyjnych, rozpowiadających między ludem podlaskim, iż młodzież się zbuntowała dlatego, że jest bezbożna i nie chce się uczyć religii — czynne w niej były organy państwowe na wszystkich szczeblach hierarchii.

A ileż trzeba było zwalczyć przeszkód w samym społeczeństwie? Bojaźliwość niektórych ojców, gotowych w obawie o los dziecka poprzeć rusyfikacyjne dążności władzy; chciwość pewnych księży, którzy dla marnego zysku pragnęli się utrzymać przy nauczaniu w gimnazjum lub zdobyć posady wbrew sumieniu i głosowi ogółu; nierozwaga części młodzieży w innych gimnazjach, która z tej rozumnej akcji politycznej gotowa była zrobić bezcelowe rozruchy; maniactwo wreszcie ugodowe i moskalofilstwo części naszej opinji, zwłaszcza za kordonem, które sprawiły, że większość prasy polskiej w Galicji i zaborze pruskim nie poparła tej sprawy, usiłowała ją przemilczeć lub podawała o niej fałszywe wiadomości w celu przedstawienia rządu rosyjskiego w korzystniejszym świetle — wszystko to były przeszkody poważne, których usunięcie lub ominięcie kosztowało wiele i wymagało znacznego nakładu energji. Walka o prawo jest tedy z rządem rosyjskim możliwa, ale nie jest łatwa i wymaga uwzględnienia wielu


warunków, jeżeli ma przynieść istotne owoce. Cel, o który się walczy i sposoby, którymi się walczy w danej chwili, nie mogą zależeć od przypadku, nie mogą być wynikiem naszych odruchów nerwowych, nieobmyślaną reakcją na podrażnienia ze strony nieprzyjacielskiej. Trzeba wybierać cel, o który społeczeństwu naszemu w danej chwili łatwiej walczyć i którego jednocześnie rządowi trudniej bronić; trzeba mieć przybliżony rachunek sil, które się do walki uruchamia, i środki do utrzymania wszczętego ruchu w granicach właściwych, odpowiadających postawionemu celowi, uchronienia go od zboczeń, od przelania się poza brzegi łożyska, jakie mu się wytknęło; trzeba wreszcie mieć możność stałego czuwania nad wytoczoną sprawą, wytrwałego prowadzenia jej do końca, bez względu na to, czy szeroki ogół zajmuje się nią żywo w dalszym ciągu, czy też zdążył już o niej zapomnieć.

Większość tych warunków streszcza się w jednym wyrazie: organizacja. Jakkolwiek żywioły bezpośrednio czynne w sprawie bialsko-siedleckiej nie były zorganizowane, bo ani młodzież, ani jej ojcowie, ani duchowieństwo, grające w tej sprawie doniosłą rolę, nie były w żadnym formalnym związku z działającą w kraju organizacją, to jednak przeprowadzenie tej sprawy nie byłoby możliwe, gdyby organizacji w kraju nie było, gdyby nie istniała Liga Narodowa. Tylko dzięki organizacji zajścia szkolne objęły wszystkie gimnazja Królestwa, gdzie religia była wykładana po rosyjsku, i nie rozszerzyły się poza nie; tylko dzięki niej zgromadzono fundusze na pomoc dla wydalonej ze szkół młodzieży i tylko ona przy pomocy swych rozgałęzionych stosunków i swej prasy zdolna była wytworzyć stały nacisk opinii na te sfery, od których zachowania się cały wynik sprawy zależał. Społeczeństwo nie zorganizowane, a przynajmniej pozbawione zorganizowanego kierownictwa politycznego, musi żyć odruchami: jego czyny polityczne — to nie będą czyny obmyślane, prowadzące do wyraźnego celu, liczące się zarówno z warunkami zewnętrznemi, jak z własnymi środkami. Czyny te będą częstokroć jak chwytanie miecza za ostrze, i nie wróg z nich będzie miał szkodę, ale my sami. I jeżeli trudno znaleźć społeczeństwo na naszym poziomie cywilizacyjnym, którego postępowanie polityczne w takiej mierze byłoby pozbawione rozumnego uzasadnienia i konsekwencji, to źródła tego szukać należy przedewszystkiem w tem, że nie mamy należytej organizacji.

Barbarzyńskie warunki polityczne, jakie nam stworzył rząd rosyjski, zniosły wszelką organizację życia publicznego i na tworzenie jej dziś w najskromniejszej nawet mierze nie pozwalają. Na wszelką zaś organizację, tworzoną wbrew ograniczeniom rządu, wbrew jego ustawom, a zatem z konieczności tajną, społeczeństwo tradycyjnie przywykło patrzeć jako na spisek, na sprzysiężenie, stawiające sobie za cel — rzucić losy całego narodu na kartę, wbrew jego woli, w jakimś hazardownym czynie. W tym niedorzecznym przesądzie starają się utrzymać ogól całe rzesze bezmyślnych, politycznie niewykształconych pismaków, zaślepionych co do istoty niebezpieczeństwa, grożącego nam ze strony wrogów. Społeczeństwo nasze, nawykłe od dawnego już czasu do politycznej bierności, do zdawania się na laskę i niełaskę wroga, nie widziało innej organizacji narodowej, jak organizacje młodzieży, nieświadomej ani siły wrogów, ani psychologi własnego społeczeństwa, wierzącej, że dobra wola i zapał zdolne są przełamać wszelkie przeszkody. Bało się ono tych organizacyj, trzymało się od nich zdała, ale w końcu, jako niezorganizowana masa, musiało się poddawać pod ich kierunek. Wiemy dziś dobrze, a właściwie, gdy mowa o szerokim ogóle, nietyle wiemy, ile czujemy na własnej skórze, jak kraj wychodził na tej bierności politycznej


dojrzałego ogółu i na oddaniu organizacji narodowego czynu w ręce młodzieży. Nie rozumiemy wszakże tego, że gubiło nas nie organizowanie się młodzieży, ale bierność i brak organizacji dojrzałego pokolenia, co sprawiało, że młodzież, jako jedyna siła zorganizowana, panowała w kraju i rządziła społeczeństwem, prowadząc je w kierunku, wskazywanym przez szczery zapal i brak męskiego hartu, połączonego z wytrawnością. I dziś, gdy widmo dawnych klęsk nas niepokoi, w obawie, ażeby się one nie powtórzyły, sądzimy, że najlepszą do tego drogą jest zwalczać wszelką organizację, złorzeczyć wszystkim tym, co usiłują postępowanie polityczne narodu ująć w karby konsekwentnego systemu, uzależnić od stale działającego, odpowiedzialnego przed społeczeństwem kierownictwa.

Naród, który nie chce być igraszką losu i ślepem narzędziem w rękach własnych wrogów, musi mieć organizację. Gdy mu niewolno wytworzyć jej jawnie, musi stworzyć tajną. Jeżeli społeczeństwo jest zdrowe, myślące i czynne, organizacja jego, jawna czy tajna, nie będzie niczem innem, jak tylko wyrazicielką woli narodu, jego interesów, potrzeb i aspiracyj. W społeczeństwie politycznie niedojrzałem lub zwyrodniałem nawet tak jawna i legalnie od woli narodu uzależniona organizacja, jak rząd republikański, będzie działała wbrew woli i dążeniom większości, pozwalając sobie na hazardowne przedsięwzięcia, za które naród nie chciałby brać odpowiedzialności i które mu są nawet wstrętne. Ale społeczeństwo czynne, mające świadomość swych potrzeb i dążeń, najbardziej tajną organizację od swej woli potrafi uzależnić. To też przyszłość naszego społeczeństwa nie leży w ochranianiu go przed tajną organizacją, ale w tak szybkim ćwiczeniu jego niedojrzałych politycznie żywiołów, ażeby żadna tajna organizacja nie mogła go sprowadzić z właściwej drogi, ażeby, przeciwnie, każda była tylko wykonawczynią jego woli, tylko ujęciem w system tego czynu, do którego naród dojrzał i który mu do jego samozachowania i postępu jest potrzebny.

Nie ma może przykładu w historji, ażeby organizacja tajna tyle zrobiła wysiłków w kierunku zespolenia się z całym narodem, co organizacja Ligi Narodowej w ciągu swego siedemnastoletniego istnienia. Złożona z początku przeważnie z żywiołów niedość politycznie wytrawnych, wykonywa ona szereg prób w celu wypracowania sobie systemu akcji politycznej, jak najbardziej odpowiadającego położeniu narodu i jego zdatnym do uruchomienia siłom. Główne swe zadanie widzi ona przez długi czas w działalności polityczno-wychowawczej, którą stara się prowadzić we wszystkich warstwach społeczeństwa. A prowadzi ją rzetelnie, bo nie myśli o wytworzeniu sobie rzeszy ślepych zwolenników, lecz wyrabia w społeczeństwie świadomość własnych interesów, zrozumienie położenia politycznego i wynikających z niego zadań. Tym sposobem Liga, wyrabiając w społeczeństwie żywioł czynny i politycznie myślący, sama jednocześnie staje się jego zorganizowaną reprezentacją. Pod wpływem tego w niej samej odbywa się szybki postęp polityczny — zdobywa ona stopniowo coraz większy realizm, praktyczność, umiarkowanie i, zatracając znamiona konspiracji, sprzysiężenia, o ile je posiadała, staje się wyrazem dążeń społeczeństwa, organizacją jego czynnej polityki, w jedynie możliwej pod panowaniem rosyjskiem tajnej postaci.

Chcąc w zupełności rozumieć społeczeństwo i być przez nie rozumianą, organizacja tajność swą ogranicza tylko do szczegółów technicznych, które trzeba ukrywać przed policją, a


ujawnia swoje istnienie i swe cele oraz powiadamia ogól o rozwoju swej działalności. Tajność tu występuje nie jako zasada, nie jako środek do narzucania społeczeństwu obcych mu dążeń, do prowadzenia go tam, dokąd ono iść nie chce, ale jako zło konieczne, wynikające z polityczno-policyjnych warunków bytu społeczeństwa polskiego, i ogranicza się do tych stron działalności, które nie mają znaczenia politycznego. Cała polityka Ligi Narodowej jest jawna, a jawność ta wypływa z poczucia obowiązków względem społeczeństwa. Jawność ta pociąga z konieczności za sobą granie w otwarte karty z rządem rosyjskim, co nie przedstawia trudności dla organizacji niespiskowej, opierającej swą działalność na ciągłej, systematycznej walce a nie na przygotowywaniu w ukryciu pojedynczego zamachu.

Dzięki tej ewolucji od koniecznej z początku konspiracji do coraz dalej idącej jawności Liga Narodowa w ciągu siedemnastu lat swego istnienia zdołała już dość ściśle zespolić się ze społeczeństwem, zapuścić w nie korzenie, zapewnić sobie trwały byt i rozwój na przyszłość. Jeżeli twórcy jej i kierownicy mogą być dumni z tego, że w ciężkich warunkach naszego politycznego bytu posiadają organizację z nieprzerwaną siedemnastoletnią tradycją, to o wiele więcej mają do tego tytułu stąd, iż dziś stan tej organizacji i jej związek ze społeczeństwem jest taki, że państwo rosyjskie nie ma w swem rozporządzeniu środków, któreby ją mogły zniszczyć. Zgodnie z coraz wyraźniejszym wewnątrz niej samej dążeniem Liga staje się organiczną częścią życia narodowego, związaną z niem niezliczonemi węzłami, których przeciąć nikt nie potrafi. W miarę, jak węzły, łączące ją ze społeczeństwem zacieśniają się i mnożą, jak coraz szersza sfera poddaje się pod wpływ polityczny Ligi i tem samem uzyskuje bezpośredni wpływ na nią, naród nasz z luźnej, rozbitej politycznie gromady przekształca się w spójny, zorganizowany zastęp, zdolny do rozumnego, zbiorowego czynu, do konsekwencji w postępowaniu, do posiadania planu w działalności, do wytworzenia systemu swej polityki.

Rząd rosyjski dotychczas zachowywał się wobec naszego społeczeństwa, jak polityk wobec tłumu: liczył on się z naszym nastrojem, ale wiedział, że można grać na naszych nerwach, że można na ten tłum łatwo rzucić postrach, zahypnotyzować go lub pociągnąć na zgubną drogę pustem słowem. Z początku nie znał nas dosyć, więc nie miał dość pewności siebie i w prowadzeniu nas wolał się trzymać dróg utartych, szablonowych, tradycyjnych dróg wschodniej despotji, opierającej swe panowanie na postrachu i przekupstwie. Z czasem wszakże, gdy nagromadził w naszym kraju znaczną liczbę dostatecznie uzdolnionych działaczy, ci wystudjowali nas należycie, poznali nasze słabości i zaczęli wskazywać rządowi nowe drogi. Dzięki wzrostowi znajomości psychologii polskiej w sferach rządowych stanowisko rządu rosyjskiego względem naszego narodu zmieniło się silnie na jego korzyść: dawniej stał on jak polityk względem obcego sobie tłumu, od którego nie wie, czego się ma spodziewać — to mu odbierało pewność siebie i paraliżowało jego ruchy; dziś poznał on ten tłum, wie, jak się gra na jego nerwach, a przez to niebezpieczeństwo z jego strony niepomiernie wzrosło. Jedyny ratunek dla nas — to przestać być niespójnym, luźnym tłumem, a zamienić się w silnie zorganizowaną, karną armię. Gdy tłum reaguje bezpośrednio na wszelkie przyjemne lub przykre podrażnienia i przez to staje się igraszką w ręku zręcznych polityków, stojących u steru rządu, armja posuwać się będzie w określonym kierunku, zgodnie z komendą, wynikającą z obmyślanego, krytycznie rozpatrzonego planu akcji politycznej. Gdy dziś rząd ma w swych


rękach środki do wywoływania z naszej strony takiego lub innego zachowania się, gdy pozwoleniem na pomnik Mickiewicza budzi entuzjazm, a puszczeniem kozaków na spacerującą publiczność rzuca postrach, odpowiednio do tego, co mu w danej chwili jest potrzebne, zorganizowanie się w karne szeregi da nam możność postępowania zawsze tak, jak to nakazuje nasz interes narodowy. Rząd znów stanie wobec niepojętej dla siebie siły, bo jego sternicy przywykli wewnątrz państwa mieć do czynienia tylko z tłumem i nie rozumieją, co to jest karna armia polityczna.

Armia taka dzięki rozwojowi Ligi Narodowej tworzy się stopniowo, a pierwsza próba jej sprawności w walce o naukę religji odbyła się, jak widzimy, z pomyślnym skutkiem. Próba ta była względnie łatwa dzięki niezwykle sprzyjającym warunkom, o których wyżej mówiliśmy. Gdy przyjdzie walczyć o inne zdobycze, trudności będą niewątpliwie większe. To też przede wszystkim trzeba ulepszać organizację i obejmować nią, bezpośrednio lub pośrednio, coraz szersze koła społeczne.

Roman Dmowski