11 sierpnia 2025
Gospodarka Swój do swego po swoje

Oświadczenie SPiR SWOJAK: KPO – kosztowna pułapka, którą spłacą przyszłe pokolenia

Krajowy Plan Odbudowy od początku przedstawiano opinii publicznej jako wielką szansę dla Polski. Politycy mówili o dziesiątkach miliardów euro z Unii Europejskiej, które mają zmienić oblicze naszego kraju: przyspieszyć rozwój, unowocześnić gospodarkę, wesprzeć przedsiębiorców, a nawet poprawić jakość życia mieszkańców. Problem w tym, że ten plan jest w dużej mierze finansowany nie z prezentów od Brukseli, ale z pożyczek, które Polska ( a więc my wszyscy) będzie musiała spłacić. I to z odsetkami.

Według oficjalnych danych, całkowita wartość KPO dla Polski to prawie 60 miliardów euro, z czego około 34,5 miliarda euro to preferencyjne pożyczki. Te pieniądze są przedstawiane jako „środki unijne”, ale fakty są proste. Jest to dług publiczny, który zostanie wpisany do naszych finansów i który powiększy rachunek, jaki zostawimy przyszłym pokoleniom. Innymi słowy, politycy wzięli kredyt w naszym imieniu. A my nie mieliśmy na to żadnego realnego wpływu.

Gdyby te środki były wydawane na absolutnie niezbędne inwestycje –  takie, które w dłuższej perspektywie zwróciłyby się w postaci większej produktywności gospodarki i silniejszej pozycji Polski – można by dyskutować o sensie takiego zobowiązania. Jednak to, co widzimy w praktyce, pokazuje, że część tych pieniędzy została skierowana na cele, które z odbudową państwa i gospodarki mają niewiele wspólnego.

Opublikowana interaktywna mapa projektów finansowanych z KPO ujawnia szereg wydatków, które budzą uzasadnione oburzenie. Przykłady mówią same za siebie: jacht z panelami fotowoltaicznymi za ponad pół miliona złotych, kursy brydża sportowego w Gdańsku za prawie 400 tysięcy, mobilne ekspresy do kawy dla solarium, wirtualna strzelnica, kontenerowa siłownia, warsztaty gotowania w kebabie, a nawet produkcja odżywczego piwa bezalkoholowego. Z punktu widzenia wolnorynkowego przedsiębiorcy te inwestycje wyglądają jak żart – to są rzeczy, które powinny być finansowane z prywatnych środków firm, jeśli widzą w nich szansę na zysk, a nie z pieniędzy pochodzących z publicznego długu.

Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Rolników „Swojak” od lat podkreśla, że państwo nie powinno zastępować rynku. Pieniądze podatników (czy to z podatków, czy z długu) nie powinny być przeznaczane na luksusowe zachcianki, które nie mają strategicznego znaczenia dla gospodarki. Finansowanie jachtu czy kursów brydża w ramach „planu odbudowy” to karykatura idei wspierania przedsiębiorczości. Jeśli ktoś chce prowadzić działalność w branży turystycznej, rekreacyjnej czy gastronomicznej, to wolny rynek daje do tego pełne prawo. Ale ryzyko i koszty takich przedsięwzięć powinny spoczywać na właścicielach i inwestorach, a nie na barkach całego społeczeństwa.

Ta afera ma jeszcze jeden wymiar: to kwestia uczciwości wobec obywateli. Kiedy lekarze i pielęgniarki piszą, że w ich oddziałach onkologicznych brakuje podstawowego sprzętu, a szpitale toną w długach, trudno zaakceptować fakt, że setki tysięcy złotych z KPO idą na wirtualne strzelnice czy maszyny do lodów. To pokazuje, że w obecnym systemie politycznym priorytety nie są ustawione według realnych potrzeb kraju, lecz według tego, kto potrafi skutecznie napisać wniosek i przekonać urzędników, że jego pomysł jest „innowacyjny”.

Minister gospodarki broni KPO, mówiąc, że kontrowersyjne projekty stanowią zaledwie 0,8 procent wszystkich wydatków. Ale w liczbach bezwzględnych oznacza to około 1,2 miliarda złotych – kwotę, która mogłaby uratować dziesiątki oddziałów szpitalnych, zmodernizować linie kolejowe lub sfinansować poważne projekty przemysłowe. Dla zwykłego przedsiębiorcy z sektora MŚP 0,8 procent przychodu to może być margines. Dla państwa  to realne pieniądze, które znikają w projektach, które nie przyniosą żadnego długoterminowego zwrotu.

Wolny rynek działa w oparciu o proste zasady: inwestuje się tam, gdzie jest realny popyt i szansa na zysk, a ryzyko ponosi ten, kto podejmuje decyzję. KPO, w obecnej formie, wypacza te zasady. Tworzy system, w którym firmy koncentrują się na zdobywaniu dotacji, a nie na tworzeniu wartości dla klienta. To nie jest droga do silnej gospodarki. To jest droga do uzależnienia od publicznych pieniędzy i rozwoju „dotacyjnego biznesu”, który bez kolejnych programów pomocowych zwyczajnie upadnie.

Z perspektywy patriotyzmu konsumenckiego KPO ma jeszcze jedną wadę. Wiele z projektów finansowanych w ramach tego planu wspiera produkty, usługi czy technologie importowane – jachty, urządzenia, technologie cyfrowe pochodzą z zagranicy. To oznacza, że część pożyczonych pieniędzy opuszcza Polskę niemal natychmiast po wydaniu. Jeśli już się zadłużamy, to te środki powinny zostać w kraju, wspierając polskich producentów, rolników, rzemieślników i inżynierów. Tymczasem mamy sytuację, w której polski podatnik spłaci w przyszłości kredyt, którego część już dziś zasila konta zagranicznych dostawców luksusowych dóbr.

Nie można też ignorować aspektu politycznego. Każdy taki program uzależnia Polskę od decyzji instytucji unijnych – zarówno w kwestii wypłaty środków, jak i oceny realizacji projektów. To nie jest suwerenność, to jest oddanie części kontroli nad gospodarką podmiotom, które nie ponoszą odpowiedzialności przed polskim wyborcą. Historia pokazuje, że raz uruchomiony mechanizm „pomocowych pieniędzy” staje się nawykiem. Łatwiej sięgnąć po kolejną transzę z Brukseli niż podjąć trudne decyzje o reformach, deregulacji czy obniżce podatków.

Zamiast uczyć przedsiębiorców innowacyjności i konkurencyjności, KPO nagradza umiejętność pisania wniosków i lawirowania w biurokratycznych procedurach. W długiej perspektywie to psuje rynek. Uczciwe firmy, które nie chcą lub nie potrafią korzystać z dotacji, są wypychane przez tych, którzy zrobili z dotacji główne źródło finansowania. To nie jest zdrowa konkurencja, to jest wypaczony ekosystem gospodarczy.

Nie chodzi o to, by odrzucać każdą formę współpracy z Unią Europejską. Chodzi o to, by podejmować decyzje w oparciu o zdrowy rozsądek, rachunek ekonomiczny i długofalowy interes Polski. Stowarzyszenie „Swojak” uważa, że zamiast zadłużać państwo na miliardy euro, powinniśmy tworzyć warunki, w których przedsiębiorcy i rolnicy mogą inwestować własne środki i rozwijać się na wolnym rynku. Niższe podatki, mniej biurokracji, stabilne prawo – to prawdziwe narzędzia odbudowy. Nie pożyczki rozdawane w konkursach, w których wygrywa nie najlepszy pomysł biznesowy, lecz najlepiej napisany wniosek.

KPO w obecnej formie jest pułapką. Daje złudzenie, że pieniądze „przyszły z Brukseli”, podczas gdy w rzeczywistości to my będziemy je spłacać. I to niezależnie od tego, czy zrealizowane projekty okażą się sukcesem, czy porażką. W dodatku ten mechanizm demoralizuje zarówno administrację publiczną, jak i część biznesu – ucząc, że nie trzeba konkurować jakością i innowacyjnością, skoro można konkurować w pozyskiwaniu dotacji.

Dlatego jako stowarzyszenie promujące wolny rynek i patriotyzm konsumencki mówimy jasno: Polska nie potrzebuje kolejnych programów finansowanych z długu, które są polem do nadużyć i marnotrawstwa. Potrzebujemy uczciwych zasad gry gospodarczej, które pozwolą polskim przedsiębiorcom konkurować na świecie, a polskim konsumentom wspierać rodzimą produkcję. Potrzebujemy państwa, które nie zadłuża obywateli, by finansować jachty i kursy brydża, lecz które usuwa bariery stojące na drodze do uczciwego, samodzielnego rozwoju.

KPO miało być impulsem rozwojowym, a stało się kolejnym przykładem tego, jak wielkie plany i piękne hasła można zderzyć z polską rzeczywistością, w której marnotrawstwo publicznych pieniędzy idzie w parze z brakiem odpowiedzialności. Apelujemy do wszystkich przedsiębiorców, rolników i konsumentów: patrzmy władzy na ręce, wspierajmy polskie firmy i domagajmy się polityki gospodarczej, która nie opiera się na długu, ale na wolnym rynku i zdrowym rozsądku.