Afrykanerzy, potomkowie holenderskich, niemieckich i francuskich osadników przybyłych do Południowej Afryki w XVII wieku, stanowili przez dziesiątki lat dominującą grupę w strukturach państwowych RPA. Ich język ojczysty, afrikaans, i wyznanie reformowane (kalwinizm) były nie tylko elementami tożsamości, ale też fundamentem ideologicznym dla systemu apartheidu, który utrzymywał białą mniejszość przy władzy.
Po upadku apartheidu w 1994 roku i przejściu kraju do demokracji wielorasowej, Afrykanerzy stracili polityczne znaczenie, a ich pozycja została podważona przez nowe realia społeczno-polityczne.
Właśnie w tych warunkach, na pustynnych terenach Północnego Przylądka, powstała Orania — miasto założone i zamieszkiwane wyłącznie przez Afrykanerów, dążące do pełnej samowystarczalności i kulturowej autonomii. Orania liczy niespełna 3 tysiące mieszkańców, ale wywołuje ogromne emocje i kontrowersje w całej RPA. Krytycy widzą w niej reakcyjny skansen apartheidu; zwolennicy — ostatni bastion zagrożone kultury.
Ten artykuł nie jest aktem oskarżenia ani peanem na cześć Oranii. To próba zrozumienia zjawiska. Przyjrzymy się więc korzeniom afrykanerskiej tożsamości, historii powstania Oranii, codziennemu życiu mieszkańców, kontrowersjom, jakie projekt ten budzi, oraz aspiracjom na przyszłość. Będziemy pytać, czy w XXI wieku istnieje miejsce na etniczne enklawy i czy takie projekty mogą funkcjonować w ramach nowoczesnego państwa demokratycznego?
Afrykanerzy wywodzą się z pierwszych europejskich osadników, którzy przybyli do Przylądka Dobrej Nadziei w XVII wieku, głównie z Holandii, Niemiec i Francji. Ich język, afrikaans, wykształcił się jako lokalna odmiana niderlandzkiego, przystosowana do warunków afrykańskich i środowiska kolonialnego. Fundamentem duchowym był kalwinizm, podkreślający predestynację, pracowitość i etykę osobistej odpowiedzialności. Te trzy filary — język, religia i świadomość misji cywilizacyjnej — ukształtowały odrębną tożsamość, która z czasem przekształciła się w nacjonalizm.
Punkt zwrotny nastąpił podczas wojen burskich (1880–1881 oraz 1899–1902), w których Afrykanerzy, zwani wówczas Burami, starli się z Imperium Brytyjskim. Druga wojna burska zakończyła się klęską Burów, obozami koncentracyjnymi dla ludności cywilnej i upadkiem niepodległych republik burskich. Ta trauma zapisała się głęboko w pamięci zbiorowej Afrykanerów i stała się podstawą budowania silnej, oblężone tożsamości narodowej, opartej na micie ofiary i wybraństwa.
Po uzyskaniu przez RPA niepodległości od Wielkiej Brytanii i przejęciu władzy przez Partia Narodową, Afrykanerzy stali się hegemonem politycznym. W 1948 roku wprowadzono apartheid — system segregacji rasowej, który z jednej strony miał na celu ochronę kultury afrykanerskiej, ale z drugiej skutkował brutalną dyskryminację większości czarnoskórej. Dla wielu Afrykanerów apartheid był sposobem na przetrwanie ich grupy w zdominowanym demograficznie kraju; dla świata — stał się symbolem niesprawiedliwości.
Rok 1994 oznaczał koniec apartheidu, triumf Nelsona Mandeli i początek nowej ery w RPA. Dla Afrykanerów był to czas dramatycznych przemian: utrata władzy politycznej, lęk przed represjami, emigracja i poczucie bezsilności. W tym kontekście narodziła się idea Oranii jako bezpiecznego schronienia dla kultury i społeczności, która czuła się porzucona przez historię. Zaczęło dochodzić do brutalnych ataków na rolników – zjawiska znanego jako plaasmoorde. Od lat 90. tysiące gospodarstw padło ofiarą napaści, w których zamordowano setki ludzi. Dane są przerażające: od 2010 roku zanotowano ponad 800 morderstw i tysiące napaści, często wyjątkowo okrutnych. Ofiary bywają torturowane, gwałcone, mordowane na oczach rodzin. W wielu przypadkach nie chodzi jedynie o rabunek – przemoc ta nosi znamiona zastraszania i etnicznej nienawiści. Coraz częściej mówi się o systematycznym wypieraniu białych rolników, głównie Burów, ze swoich ziem. W tym klimacie polityczne hasła i pieśni nawołujące do przemocy wobec farmerów pogłębiają napięcia i legitymizują terror.
Pomysł stworzenia autonomicznego ośrodka dla Afrykanerów pojawił się już w latach 60. XX wieku, ale realne kroki podjął dopiero Carel Boshoff — zięć Hendrika Verwoerda, ojca apartheidu. W 1990 roku Boshoff i grupa zwolenników zakupili opuszczoną osadę robotniczą Orania od Departamentu Zasobów Wodnych za kwotę około 1,5 miliona randów. Celem było stworzenie tzw. Volkstaatu — państwa narodowego dla Afrykanerów.
W pierwszych miesiącach do Oranii przybyło zaledwie kilkanaście rodzin. Warunki były trudne, brakowało infrastruktury i inwestycji. Jednak Boshoff miał jasno określony cel: budowa społeczności opartej na wartościach kalwińskich, pracy własnej (selfwerksaamheid) i etnicznej spoistości. Orania miała być zalążkiem przyszłego niezależnego bytu.
W 1994 roku podpisano porozumienie między Freedom Front, ANC i Partią Narodową, które dało podstawę do zastosowania artykułu 235 konstytucji RPA, gwarantującego prawo do samostanowienia grup kulturowych. Dzięki temu Orania mogła funkcjonować jako samorządna jednostka, choć bez uznania państwowości. Symbolicznym momentem była wizyta Nelsona Mandeli w 1995 roku i spotkanie z wdową po Verwoerdzie, Betsie. Był to gest pojednania, ale też uznania prawa do inności. W kolejnych latach miasto rozbudowywało infrastrukturę, przyciągało nowych mieszkańców i umacniało swoje instytucje. W 2010 roku odwiedził je nawet prezydent Jacob Zuma, mówiąc o Oranii jako miejscu, gdzie ludzie mogą żyć zgodnie z własną kulturą.
Dziś Orania to ponad 2,800 mieszkańców, rozwinięta gospodarka rolnicza, własna waluta i ambicje rozwoju do 10 000 mieszkańców, a nawet więcej. Ale jej istnienie wciąż budzi pytania: czy to ostatnia reduta minionej epoki, czy raczej pionierski projekt mikro-państwa w afrykańskim wydaniu?
Orania od początku budzi ogromne emocje i skrajne opinie. Krytycy zarzucają jej rasizm, izolacjonizm i nostalgię za czasami apartheidu. Dla wielu to „biała enklawa”, która odcina się od idei Tęczowego Narodu. Zarzuca się jej brak inkluzywności, zamknięcie na inne kultury i kontynuację etnicznego separatyzmu pod przykrywką kulturalnej autonomii. Mieszkańcy Oranii odpierają te zarzuty, twierdząc, że ich celem nie jest dominacja ani uprzedzenia, lecz zachowanie własnej kultury, języka i wartości w warunkach, w których czują się marginalizowani i niepewni. Argumentują, że samostanowienie nie jest tożsame z rasizmem, a ich podejście to prawo do odmienności i wolności zrzeszania się.
Istotną różnicą, na którą zwracają uwagę Oranianie, jest odrzucenie idei baasskap (panowania), która leżała u podstaw apartheidu. Zamiast tego promowana jest selfwerksaamheid — model oparty na pracy własnej i samodzielności ekonomicznej. Wszyscy pracują, nikt nie zatrudnia „niższych” warstw społecznych. To redefinicja wspólnoty, która opiera się nie na wykluczeniu innych, lecz na samowystarczalności.
Wbrew stereotypom, Orania nie jest całkowicie odizolowana. Odwiedzali ją przywódcy czarnoskórych społeczności, w tym Nelson Mandela, Jacob Zuma i Gayton McKenzie. Kontakty te często miały wymiar symboliczny, ale pokazują, że dialog jest możliwy. Również przywódcy niektórych wspólnot tradycyjnych (np. Xhosa czy Tswana) wyrazili zainteresowanie zasadami samostanowienia, na których opiera się Orania.
Choć Orania wciąż liczy zaledwie kilka tysięcy mieszkańców, jej ambicje sięgają znacznie dalej. W 2023 roku ogłoszono plany urbanizacji na skalę do 50 000, a w dalszej perspektywie nawet miliona mieszkańców. Wizja jest odważna: przekształcenie Oranii w zintegrowane, autonomiczne miasto-państwo oparte na technologii, lokalnej gospodarce i społecznej spójności.
Jednym z kluczowych obszarów inwestycji jest niezależność energetyczna. Już dziś Orania niemal połowę swojego zapotrzebowania pokrywa z energii słonecznej. Celem jest pełna autonomiczność w tym zakresie. Trwają prace nad rozbudową sieci solarnej oraz inteligentnych systemów zarządzania energią. Równolegle rozwijane są systemy finansowe oparte na kryptowalutach i lokalnych walutach komplementarnych.
W ostatnich tygodniach delegacja Oranii odwiedziła Stany Zjednoczone, spotykając się z konserwatywnymi politykami i think-tankami. Celem było pozyskanie wsparcia politycznego oraz inwestycyjnego. Lider ruchu Joost Strydom podkreślał, że Orania nie szuka dotacji, lecz partnerów gotowych zainwestować w rozwój infrastruktury, mieszkaniówki i energetyki. Spotkania z przedstawicielami Partii Republikańskiej miały na celu budowanie sojuszy ideologicznych.
W tym kontekście pojawia się także postać Donalda Trumpa, który w przeszłości oferował Afrykanerom azyl polityczny w USA. W oczach niektórych mieszkańców stał się symbolicznym patronem sprawy Oranii. Choć nie ma mowy o formalnym wsparciu państwowym, sympatia amerykańskich konserwatystów daje Oranii poczucie legitymizacji i odwagi do dalszych działań.
Nowa Orania to projekt nie tylko polityczny, ale także technologiczny. Plany urbanistyczne przewidują inteligentne osiedla, systemy transportu z minimalnym śladek węglowym i cyfrowe zarządzanie usługami publicznymi. To swoisty miks: konserwatyzmu kulturowego i progresywnego podejścia do technologii.
Pytanie, czy taka wizja jest realna, pozostaje otwarte. Krytycy widzą w niej anachronizm i mit „utopii etnicznej”. Zwolennicy twierdzą, że to logiczna odpowiedź na poczucie wykluczenia, przestępczość i brak reprezentacji. Orania jawi się jako laboratorium alternatywnej organizacji społeczeństwa w XXI wieku — ze wszystkimi swoimi sprzecznościami i aspiracjami.
Marek Wolski
Leave feedback about this