24 sierpnia 2025
Historia i idea Rocznice

24 sierpnia 1942 r. niemieccy okupanci wykonali egzekucję na Błogosławionej Poznańskiej Piątce

24 sierpnia 1942 r., około godz. 20.30, na dziedzińcu drezdeńskiego Landgericht spadło ostrze gilotyny. Zginęli kolejno: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski – pięciu przyjaciół z salezjańskiego oratorium w Poznaniu. Ich listy z celi śmierci – spokojne, przeniknięte wiarą – brzmią dziś jak krótkie katechizmy odwagi. Połączeni przez Wroniecką 9, przeszli przez Fort VII, Wronki, Berlin-Neukölln i Zwickau, zanim trafili do Drezna.

Ich droga splata się z historią Narodowej Organizacji Bojowej, powstałej 16 listopada 1939 r. w Poznaniu – jednej z najważniejszych struktur konspiracji na ziemiach wcielonych. Rocznica egzekucji nie jest więc tylko kalendarzowym wspomnieniem, lecz pytaniem o źródła ich hartu i sens pamięci.

Narodowa Organizacja Bojowa – geneza, struktura, działalność i rozbicie

Narodowa Organizacja Bojowa powstała wyjątkowo wcześnie jak na realia okupacyjne: 16 listopada 1939 roku w Poznaniu, w kręgu przedwojennych działaczy Stronnictwa Narodowego. Pierwszym komendantem został Antoni Wolniewicz (ps. „Marian”, „Znicz”, „Bałt”, „Mróz”), a jego zastępcami ppor. rez. Stefan Chojnacki („Grom”) i kpt. rez. Antoni Popiela („Mahoń”). W sztabie rozdzielono odpowiedzialności: finanse powierzono Bolesławowi Koterasowi, sprawy gospodarcze Józefowi Przybyle, organizacyjno-planistyczne Jerzemu Kurpiszowi („Orlik”), a propagandę prowadzili Zenon Ciemniejewski („Modrzew”, późniejszy agent Gestapo), Marian Frankowski i Albin Smolanowicz. W pierwszych miesiącach używano również nazw „Obrona Polski” i „Obrońcy Polski”. Zasięg działań objął całe Ziemie Zachodnie wcielone do Rzeszy, ze szczególnie silnym ośrodkiem w Wielkopolsce.

Już w grudniu 1939 r. Wolniewicz pojechał do Warszawy, aby zameldować o powstaniu organizacji i uzyskać wytyczne. Prezes SN Mieczysław Trajdos oraz Komendant Główny Organizacji Wojskowej (późniejszej Narodowej Organizacji Wojskowej) por. rez. Bolesław Kozubowski zaakceptowali NOB i podporządkowali ją OW jako autonomiczną część przeznaczoną dla ziem wcielonych do Rzeszy. Równocześnie Wolniewicza zaprzysiężono na prezesa wielkopolskiego SN, z zadaniem koordynacji i nadzoru nad strukturami w regionie. Ten ruch zapewniał nowo powstałej organizacji polityczno-wojskową legitymizację i kanały łączności z pionem narodowym Polskiego Państwa Podziemnego.

Kluczowym dokumentem porządkującym funkcjonowanie NOB stał się regulamin z 1 września 1940 r. Definiował on NOB jako jednolitą organizację o charakterze wojskowym, politycznym i społecznym, osadzoną w idei narodowej wywodzącej się z Ruchu Wszechpolskiego. Cel formułowano szeroko: wielokierunkowa walka o wyzwolenie, samoobrona społeczeństwa, wychowanie według idei narodowej, z wyraźnym potępieniem partyjniactwa, komunizmu, socjalizmu i sanacji oraz postulatem budowy „Wielkiej Polski Narodowo-Katolickiej”. Organem wykonawczym był sztab, co do zasady dzielony na dwa filary: wojskowy i cywilno-polityczny.

W praktyce dwupionowy model przekładał się na wyraźny podział zadań. Sztab wojskowy, złożony z szefa wojskowego, szefa policji, szefa wywiadu i szefa łączności konspiracyjnej, prowadził działania operacyjne, dzieląc się na grupy bojowe i zabezpieczające. Równoległy sztab cywilny tworzyli: szef spraw społeczno-politycznych, szef administracji, szef propagandy i szef gospodarczo-administracyjny. Analogiczną konstrukcję przewidywano dla jednostek podległych Komendzie Dzielnicy Zachodniej, co miało zapewnić spójność dowodzenia i powielanie sprawdzonych rozwiązań na niższych szczeblach. Jednocześnie określono podział terytorialny: Okręgi (odpowiadające przedwojennym województwom), Rejony (po 3–5 powiatów plus miasto Poznań), Komendy Powiatowe, Gminy i wreszcie Piątki jako podstawowe komórki pracy.

Równolegle do porządkowania struktur ustabilizowało się kierownictwo Komendy Dzielnicy Zachodniej SN oraz NOB (maj 1940). W skład zespołu weszli m.in. dr Stefan Piotrowski (doradca ds. politycznych), Hieronim Szybowicz (Wydział Administracyjny), Józefat Sikorski (Wydział Gospodarczy), Marian Frankowski (Propaganda), Jerzy Kurpisz (Wydział Graficzny), Bolesław Koteras (finanse), ks. Julian Mirochna (Opieka Społeczna) oraz mjr Tomasz Stengert jako doradca wojskowy. Układ ten odsłania ambicję prowadzenia pełnej polityki konspiracyjnej: od informacji, druku i propagandy po troskę o zaplecze społeczne rodzin zaangażowanych.

Istotnym wzmocnieniem NOB było włączenie (z zachowaniem odrębności) Organizacji Jedności Narodowej na początku 1940 r. Kierowali nią por. Antoni Strzelczyk („Kazik”, „Kazimierz”) oraz mjr Tomasz Stengert („Siwy”) jako komendant wojskowy; w jej składzie znaleźli się m.in. Antoni Lutosławski, ks. Julian Mirochna, Marian Karnage i ks. Stanisław Zaborowicz. OJN prowadziła też działalność wydawniczą: pisma „Jedność Narodowa” i „Armia Narodowa” drukowano w klasztorze Franciszkanów w Kaliszu (wydawcą był ks. Mirochna), a obszar aktywności obejmował powiaty kaliski, kępiński, koniński, kolski, ostrowski i turecki. Integracja OJN pod parasolem NOB wzmacniała pion polityczny i propagandowy w terenie, zwłaszcza tam, gdzie sieć SN miała silne przedwojenne zaplecze.

Szacunki dotyczące liczebności NOB są wysokie jak na okupacyjne warunki: 30–35 tysięcy członków, przy czym około jedna trzecia działała w samym Poznaniu. Mimo ideowej rezerwy wobec Związku Walki Zbrojnej, w praktyce dochodziło do współpracy; przykładem było współdziałanie grupy sabotażowej Antoniego Kopaczewskiego z poznańskim Związkiem Odwetu ZWZ. Z perspektywy funkcjonalnej to racjonalny wybór: łączenie zasobów i wymiana informacji zwiększały skuteczność uderzeń, a jednocześnie ograniczały dublowanie ryzykownych kanałów łączności.

Na przyrost struktur wpływały czynniki zewnętrzne. Po 8 października 1939 r. Wielkopolska znalazła się w Kraju Warty – obszarze intensywnej depolonizacji: pozbawiania praw, konfiskat, wysiedleń, germanizacji i brutalnego terroru policyjnego. W takim otoczeniu program SN (łączący wątki narodowe, katolickie i pracę społeczną) trafiał na podatny grunt, oferując zarówno kanał oporu, jak i elementarne wsparcie dla rodzin i środowisk dotkniętych represjami.

Jednocześnie siła NOB okazała się źródłem jej kruchości. Uderzenie Gestapo na początku grudnia 1940 r. objęło dużą część kadry dowódczej i szeregowców; fala aresztowań trwała do grudnia 1941 r., doprowadzając również do rozbicia kierownictwa konspiracyjnego Zarządu Głównego SN w Warszawie. W lutym 1941 r. ks. Julian Mirochna, jako pełnomocnik SN, próbował odbudować organizację w Poznaniu, jednak już w marcu nową strukturę znów rozbito. W latach 1942–1943 odbudowę konspiracji narodowej w Wielkopolsce podjęła Narodowa Organizacja Wojskowa, co zamyka pierwszy cykl dziejów NOB: od szybkiego wzrostu, przez dotkliwą dekonspirację, po przeniesienie ciężaru w inne ramy organizacyjne.

Warto zwrócić uwagę, że to właśnie regulamin z 1 września 1940 r. – projektujący powielanie tej samej architektury od Komendy Dzielnicy po Piątki – jednocześnie czynił NOB sprawną i podatną na ciosy. Zaletą była możliwość prowadzenia zintegrowanych operacji: wywiad pracował ramię w ramię z propagandą i opieką społeczną, a administracja scalała logistykę. Wadą – mnożenie punktów możliwego przełamania: aresztowania na jednym szczeblu mogły „pociągnąć” w górę i w dół kolejne węzły siatki. W realiach ziem wcielonych, gdzie aparat policyjny działał szybciej i brutalniej niż w Generalnym Gubernatorstwie, skutki takiej kaskady były szczególnie dotkliwe.

Bilans działalności NOB można więc streścić w kilku osiach. Po pierwsze, była to organizacja o dużej skali, zdolna w krótkim czasie wciągnąć w pracę dziesiątki tysięcy osób i utrzymać w Poznaniu gęstą sieć wykonawczą. Po drugie, łączyła kompetencje wojskowe z cywilno-społecznymi, co odpowiadało na potrzeby ludności poddanej presji listy narodowościowej, wysiedleń i rabunku mienia. Po trzecie, praktyczny pragmatyzm przełamywał ideowe animozje – stąd współpraca z ZWZ w akcjach sabotażowych. Po czwarte, efekt skali i schemat powielania struktur zwiększały koszt błędu: jedno pęknięcie mogło ujawnić całe segmenty konspiracji.

Dzieje NOB stanowią ramę dla zrozumienia losów młodych wychowanków oratorium salezjańskiego w Poznaniu. To w cieniu rozbudowy i późniejszego rozbicia tej organizacji kształtowała się droga konspiracyjna pięciu przyjaciół, którzy zostali wciągnięci w wir śledztw i procesów prowadzonych z wyjątkową bezwzględnością na ziemiach wcielonych.

Działalność Poznańskiej Piątki

Zanim weszli w konspirację, uczyli się wspólnoty i odpowiedzialności przy Wronieckiej 9. Oratorium salezjańskie działało jak drugi dom – miejsce zabawy, śpiewu, teatru i zwyczajnej obecności wychowawców. „Właściwie to mam dwa domy – jeden na Łąkowej, drugi przy Wronieckiej 9” – zanotował Edward Kaźmierski, trafnie chwytając ten klimat. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych bywało tam około trzystu chłopców w wieku od dziesięciu do osiemnastu lat, co budowało gęstą sieć więzi. Po 8 października 1939 r., w realiach Kraju Warty, oratorium zamknięto, a młodzież objęto przymusem pracy, ale pamięć o tamtej formacji nie zgasła, była kapitałem moralnym na czas próby.

Wojna przyszła szybko i brutalnie. Czesław Jóźwiak, najsilniejszy przywódczo, wyruszył jako ochotnik – walczył pod Koronowem i nad Bzurą; po rozbiciu oddziału wrócił do Poznania w cywilu. Pozostali podejmowali próby wstąpienia do wojska i uczestniczyli w młodzieżowych demonstracjach domagających się obrony miasta; ostatecznie wrócili do domu po chwilowym zatrzymaniu i ucieczce. To doświadczenie – chęć działania, a zarazem bezsilność wobec faktów militarnych – pchnęło ich w stronę konspiracji.

Na początku 1940 r. kluczową rolę odegrał Lech Masłowski, który organizował harcerstwo przy NOB i skontaktował się z Jóźwiakiem. Czesław przyjął pseudonim „Piotr” i został dowódcą piątki; od przyjaciół przyjął przysięgę. Pseudonimy dopełniały tożsamość konspiracyjną: Jarogniew Wojciechowski jako „Ryszard”, Franciszek Kęsy jako „Sęp”, Edward Klinik jako „Ziuk”, a Edward Kaźmierski jako „Orkan”. Sama ceremonia zaprzysiężenia – w kręgu zaufanych, po latach wspólnej pracy w oratorium – cementowała grupę mocniej niż suchy rozkaz.

Zakres zadań odpowiadał potrzebom miasta objętego terrorystyczną administracją. Piątka prowadziła rozpoznanie stacjonujących w Poznaniu oddziałów niemieckich, zwłaszcza Luftwaffe ulokowanej w gmachu dawnego gimnazjum Bergera. Równolegle kolportowali pismo konspiracyjne „Polska Narodowa”, a na styku życia społecznego i bezpieczeństwa zbierali informacje o Polakach zabiegających o wpis na niemiecką listę narodowościową, co w praktyce oznaczało gotowość przyjęcia volkslisty. Tak ustawione zadania – meldunki, kolportaż, obserwacja – łączyły dyscyplinę z etosem oratoryjnym: wrażliwością na to, co dzieje się z ludźmi.

Uderzenie przyszło we wrześniu 1940 r. 21 dnia miesiąca gestapo aresztowało Edwarda Klinika; dwa dni później w Staatspolizeileitstelle Posen znaleźli się Jóźwiak, Wojciechowski, Kaźmierski i Kęsy. W pierwszym śledztwie brutalność była regułą, a Czesława – rozpoznanego jako przywódcę – katowano szczególnie. Kawałek listu Klinika, pisanego 23 września, brzmi jak krótka notatka z dna dołu: „Pierwsze śledztwo – jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu…”. Z poznańskiego Fortu VII i więzienia przy Młyńskiej losy chłopców rozgałęziają się na klasyczny łańcuch transportów: najpierw Wronki, potem Berlin-Neukölln i wreszcie Zwickau.

W Berlinie przebywali krótko, ale Zwickau – Zamek Osterstein – okazał się miejscem skrajnie ciężkim. Praca ponad siły, upokorzenia, rozpacz więźniów wciąganych w tryby obcej machiny. Relacje podkreślają obraz pracy fizycznej „zaprząganej” dosłownie w wozy, a jednocześnie zachowanie konsekwentnego spokoju i pogody ducha przez przywódców poznańskiej młodzieży. Ten ton – nie brawura, lecz opanowanie – wyróżnia ich świadectwo wśród wielu więziennych historii.

Według ustaleń IPN 31 lipca 1942 r. Landgericht Posen podczas sesji wyjazdowej w Zwickau skazał wszystkich pięciu na śmierć za „przygotowania do zdrady stanu” wobec III Rzeszy. W uzasadnieniu pada język państwa totalnego: zagrożenie dla „bezpieczeństwa Wielkiej Rzeszy Niemieckiej” w czasie wojny. 18 sierpnia przewieziono ich do Drezna i osadzono w pojedynczych celach śmierci. Egzekucję przeprowadzono 24 sierpnia 1942 r. około 20.30 na dziedzińcu Landgericht – świadkiem był kapelan więzienny ks. Franz Bänsch, który zapisał tego dnia krótkie zdanie: „Dziś przeszli do wieczności ludzie święci”. Tuż przed śmiercią skazańcy zaintonowali pieśń.

Zachowały się listy z ostatnich dni. Są zaskakująco spokojne, przeniknięte wiarą, bez retoryki nienawiści. Franciszek Kęsy, może najdelikatniejszy z nich, napisał: „Bóg dobry bierze mnie do siebie […] Idę do nieba, do zobaczenia”. Edward Klinik do rodziny: „Do ostatniej chwili z moją silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności… Proszę Was o modlitwę…”. Te słowa nie są manifestem politycznym; są świadectwem formacji, która kazała im zachować spokój i myśleć o innych – także o współwięźniach, których traktowali z szacunkiem i którym okazywali pomoc. Współcześni duszpasterze wspominają, że ich postawa uchodziła w oczach więźniów raz za dziwactwo, raz za świętość, ale zawsze za coś „niezwyczajnego”.

Jeśli spróbować nazwać logikę ich działania od jesieni 1939 r. do lata 1942 r., składają się na nią trzy spójne wątki. Pierwszy to środowisko oratoryjne: przyjaźń i dyscyplina, które czyniły z nich naturalnych liderów rówieśników. Drugi to wejście w struktury NOB, gdzie konkretne zadania wywiadowcze i kolportażowe pozwalały przekuć etos w działanie. Trzeci, więzienny, to dojrzewanie w cierpieniu: przejście przez Fort VII, Wronki, Neukölln i Zwickau, prowadzące do Drezna i do listów, które dziś czyta się jak formuły pogodnej odwagi. Tę ciągłość widać w każdym kroku: od pseudonimów i przysięgi, przez meldunki o Luftwaffe, aż po pieśń zaintonowaną przed gilotyną.

W tym sensie działalność Poznańskiej Piątki nie była epizodem oderwanym od kontekstu. Była organicznie związana z dynamiką NOB w Kraju Warty. Ich aresztowania wpisują się w szerszą falę dekonspiracji, a oskarżenie o zdradę stanu pokazuje, jak agresywnie niemiecki aparat wymiaru sprawiedliwości traktował wszelkie formy polskiej podmiotowości. A jednak, gdy spojrzeć na ich listy i na świadectwa z celi, wyraźnie widać, że rdzeń działań (także tych najtrudniejszych) miał rys, którego nie zdołał zniszczyć terror: wierność, odpowiedzialność i gotowość służby, ukształtowane jeszcze w oratorium. Dlatego opowieść o ich konspiracji domyka się nie tyle aktem prawnym, ile świadectwem – i to ono najmocniej pracuje w pamięci.

Charakterystyki pięciu błogosławionych

Czesław Jóźwiak (1919–1942)
Urodzony 7 września 1919 r. w Łażynie koło Bydgoszczy; od 1930 r. w Poznaniu, gdzie szybko wyrósł na naturalnego lidera oratorium przy Wronieckiej. Organizował zawody, grał w przedstawieniach i w chórze, potrafił skupić wokół siebie młodszych, opowiadając im Sienkiewicza – to nie był tylko zapał, to była pedagogika koleżeńska w praktyce. We wrześniu 1939 r. jako ochotnik walczył pod Koronowem i nad Bzurą, wrócił do Poznania po rozbiciu oddziału. W konspiracji przyjął pseudonim „Piotr” i stanął na czele grupy; aresztowany 23 września 1940 r., przeszedł wyjątkowo brutalne śledztwo w Poznaniu, Fort VII, Wronki, Berlin-Neukölln i Zwickau. Świadkowie więzienni zapamiętali w nim spokój bez pozoru brawury – rodzaj cichej odwagi, która nie potrzebuje wielkich słów.

Edward Kaźmierski (1919–1942)
Poznaniak z urodzenia (1 października 1919 r.), któremu bieda przerwała gimnazjum i kazała iść do pracy: najpierw „chłopiec na posyłki”, potem pomocnik w warsztacie. Oratorium stało się dla niego rzeczywiście drugim domem – „mam dwa domy… jeden na Łąkowej, drugi przy Wronieckiej 9” – i sceną, bo Kaźmierski był muzyczny: fortepian, harmonia, skrzypce, chór, a nawet własne kompozycje. W 1939 r. nie przyjęto go do wojska; brał udział w demonstracjach, a wkrótce w NOB, zaprzysiężony przez Jóźwiaka. W konspiracji używał pseudonimu „Orkan”, co do niego pasowało: żywioł energii, ale z wbudowanym hamulcem odpowiedzialności. Zginął w Dreźnie razem z przyjaciółmi; w listach nie ma patosu – jest zwykła, prosta czułość i zgoda na los, która nie rezygnuje z godności.

Franciszek Kęsy (1920–1942)
Urodzony 13 listopada 1920 r. w Berlinie, od dziecka w Polsce. Często chorował, bywał delikatny, ale jednocześnie radosny; lubił sport i scenę, przede wszystkim jednak był „sercem” religijnym oratorium: codzienna Msza i Komunia, różaniec, naturalna pobożność bez afektacji. Marzył o salezjańskim seminarium w Lądzie, choć zdrowie mu przeszkodziło. W konspiracji występował jako „Sęp” – przydomek brzmi twardo, lecz w jego przypadku oznaczał raczej odpowiedzialność za „krąg”, niż drapieżność. Jego ostatni list jest jednym z najspokojniejszych dokumentów z celi śmierci: „Bóg dobry bierze mnie do siebie… Idę do nieba, do zobaczenia”. To nie tylko słowa otuchy dla bliskich; to konsekwencja formacji, w której modlitwa i obowiązek idą razem. Z taką pogodą ducha przechodził kolejne więzienia aż do Drezna.

Edward Klinik (1919–1942)
Najstarszy z Piątki. W źródle występują dwie wersje miejsca urodzenia: 21 lipca 1919 r. w Poznaniu oraz 21 lipca 1919 r. w Bochum; tę rozbieżność warto zaznaczyć w przypisie edytorskim. Wspomnienia malują go jako spokojnego, nawet nieśmiałego, który dzięki oratorium otworzył się i nabrał śmiałości w kontaktach. Był jedynym z pięciu, który uczył się w szkole salezjańskiej (Oświęcim), później w Gimnazjum Bergera. W konspiracji „Ziuk”; aresztowany najwcześniej, 21 września 1940 r., napisał do rodziny po pierwszym przesłuchaniu: „jeden z najstraszniejszych dni w moim życiu…”. W ostatnim liście – „z silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności” – nie ma skargi, tylko wdzięczność i prośba o przebaczenie. Właśnie w tych drobnych zdaniach widać charakter Klinika: dyskretny, raczej cichy, ale wewnętrznie twardy.

Jarogniew Wojciechowski (1922–1942)
Najmłodszy, urodzony 5 listopada 1922 r. w Poznaniu. Muzyka i scena przychodziły mu z łatwością: fortepian, chór, amatorskie aktorstwo, a nawet własne próby kompozytorskie. We wrześniu 1939 r. walczył nad Bzurą; po klęsce wrócił do miasta. W oratorium był ministrantem i opiekunem młodszych na wyjazdach – drobiazgi, które tworzą klimat odpowiedzialności. Kiedy Jóźwiak tworzył piątkę, Jarogniew przyjął pseudonim „Ryszard”. W jego sylwetce uderza połączenie młodzieńczej żywiołowości z łagodnością; to rzadkie zestawienie, ale dobrze tłumaczy, czemu w więzieniu zachował spokój. Losy Wojciechowskiego są jak skrót losów całej grupy: koncerty i teatr, harcerski zapał, Bzura, a potem konspiracja, areszt i transporty. Krótkie życie, zwyczajny chłopak, a jednak świadectwo, które zostało – mocniejsze od niejednego patetycznego pomnika.

Podsumowanie

Rocznica 24 sierpnia przypomina, że los Poznańskiej Piątki nie był oddzielną legendą, lecz konsekwencją wyborów podjętych w realiach Kraju Warty i w ramach NOB; to w tej matrycy dojrzewała ich odpowiedzialność, a potem została poddana próbie – od aresztowań, przez Fort VII, Wronki, Berlin i Zwickau, aż po drezdeńską gilotynę o 20.30. W listach z celi nie ma patosu, jest spokojna zgoda i troska o bliskich; ten ton buduje pamięć silniej niż pomniki. Beatyfikacja w 1999 roku domknęła historię świadectwa i otworzyła jej dalszy, wychowawczy wymiar – od parafii po szkoły noszące ich imię.

Tomasz Kawalec