17 sierpnia 2025
Wydarzenia

Jimmie Åkesson i jego ambicje: Czy lider Szwedzkich Demokratów stanie się premierem?

Jimmie Åkesson i jego ambicje: Czy lider Szwedzkich Demokratów stanie się premierem?

W szwedzkiej polityce wystarczy czasem jedno zdanie, by przesunąć środek ciężkości. Åkesson od miesięcy sygnalizuje, że formuła „partii wspierającej z zewnątrz” się wyczerpała. Jeśli SD okaże się największą siłą po prawej stronie, powstaje pytanie oczywiste: kto niesie największy mandat w bloku, ten powinien wskazać kandydata na premiera. Taki przekaz nie jest fajerwerkiem, tylko konsekwencją logiki parlamentarnej i kalkulacji, która dojrzewała od dawna.

„Albo jesteśmy partią rządową, albo opozycyjną. Tego stanu pośredniego nie ma.” — Jimmie Åkesson

Ton tych słów to sygnał do partnerów, że wpływy trzeba zsynchronizować z odpowiedzialnością. Porozumienie Tidö dało SD realny wpływ na kierunek polityk (migracja, bezpieczeństwo, energia), ale nie wprowadziło ich do Rady Ministrów. Centrowi koalicjanci korzystają z arytmetyki głosów SD, chroniąc jednocześnie własny wizerunek — to zrozumiałe, choć rodzi napięcia. W naturalny sposób rośnie więc oczekiwanie, że kolejny etap współpracy będzie etapem resortowej odpowiedzialności.

„Po następnych wyborach będziemy albo partią rządową, albo opozycyjną.” — Jimmie Åkesson

W tle trwa spór o przeszłość. W latach 80. i 90. wokół części środowiska SD krążyły ugrupowania radykalne a nawet neonazistowskie; odnotowano epizody i powiązania, których dziś nikt już nie próbuje pudrować. W ostatniej dekadzie przeprowadzono jednak żmudny proces odcinania skrajności: zmiany symboliki, ostrzejszy kodeks dyscyplinarny, „zero tolerancji” dla rasizmu i antysemityzmu. Operacja nie była sterylna — w dużej partii incydenty wracają — ale wektor jest czytelny: margines ma pozostać na marginesie. Ciężar symboliczny miały publiczne przeprosiny wobec szwedzkich Żydów; wybrzmiały wprost i bez asekuracji.

„Głęboko ubolewam i przepraszam za to, że moja partia wówczas gościła ludzi żywiących antysemickie przekonania.” — Jimmie Åkesson

Dzisiejsza tożsamość SD w polityce zagranicznej jest wyraźnie proizraelska. Partia akcentuje prawo Izraela do bezpieczeństwa i stawia warunkowość w relacjach z palestyńską reprezentacją. W praktyce przekłada się to na sprzeciw wobec uznań „in blanco” państwowości palestyńskiej oraz na postulaty audytu finansowania organizacji palestyńskich. Temat nie jest marginalnym dopiskiem do programu, ale elementem rdzeniowym: bezpieczeństwo, odpowiedzialność, kontrola przepływów — spójne z językiem, którym SD opisują też politykę wewnętrzną.

Czym jest porozumienie Tidö — i po co powstało?

Porozumienie Tidö (Tidöavtalet) to powyborczy kontrakt polityczny z 2022 roku, zawarty między Umiarkowanymi (Moderaterna), Chrześcijańskimi Demokratami, Liberałami i Szwedzkimi Demokratami. Nazwa pochodzi od zamku, w którym finalizowano negocjacje. Dokument, liczący kilkadziesiąt stron, wyznaczył mapę drogową dla wspólnego rządzenia: siedem „projektów współpracy” (między innymi gospodarka, walka z przestępczością, migracja i integracja, energia i klimat, zdrowie, szkoła), coroczne kalibrowanie priorytetów przez liderów czterech partii oraz zasadę, że SD — mimo braku tek ministerialnych — stają się równorzędnym partnerem przy projektowaniu ustaw i strategii.

W praktyce porozumienie zadziałało jak zawias: umożliwiło powstanie rządu Ulfa Kristerssona i odblokowało decyzje długo odkładane (twardsza polityka karna, nowe standardy w azylu i integracji, powrót do energetyki jądrowej). Krytycy widzieli w nim zacieśnienie kursu, zwolennicy — przywrócenie sterowności. Z punktu widzenia SD była to przepustka „do środka”: wpływ realny, choć bez pieczęci resortów. Nic więc dziwnego, że na kolejnym zakręcie pojawia się pytanie o „etap drugi”: zamianę wpływu na pełną odpowiedzialność gabinetową.

Warto dodać, że sam mechanizm Tidö urealnił też oczekiwania wobec SD. Skoro partia współkształtuje polityki, naturalne staje się domaganie się formalnej współodpowiedzialności. W przeciwnym razie powstaje paradoks „wpływu bez pieczęci”: decyzje firmowane są politycznie, lecz bez narzędzi zarządczych i bez możliwości rozliczenia konkretnych ministrów. To zaś osłabia przejrzystość w oczach wyborców, którzy — niezależnie od sympatii — oczekują, że odpowiedzialność będzie miała imię, nazwisko i tekę.

W debacie publicznej widać jeszcze jeden zwrot: zamiast automatycznie przykleić etykietę „skrajności”, coraz częściej mówi się o ugrupowaniach radykalnych w kategoriach spektrum i procesu. O przeszłości SD warto pisać wprost, bez eufemizmów, ale równie uczciwie notować fakty bieżące: kurs porządkowy, dążenie do twardszych sankcji wobec przestępczości, ostrożność fiskalną i proizraelskie ustawienie w polityce zagranicznej. W tym sensie spór nie toczy się już o samo prawo SD do wpływu, tylko o warunki jego wykonywania.

„Pośredni status partii wspierającej po następnych wyborach nie wchodzi w grę.” — Jimmie Åkesson

Co dalej? Dwie ścieżki pozostają realne. Pierwsza: Szwedzcy Demokraci stają się największą partią po prawej stronie i otrzymują mandat do wysunięcia kandydata na premiera, a wraz z nim pakiet kluczowych resortów (sprawiedliwość, sprawy wewnętrzne, integracja, być może energia). Druga: powstaje alternatywna układanka większościowa, budowana na kontrze wobec formalnego wejścia SD do gabinetu. Oba rozwiązania mają koszty. W pierwszym przypadku partnerzy muszą rozstrzygnąć, jak pogodzić wizerunek z konsekwencją; w drugim — jak utrzymać stabilność bez ogniwa, które dostarcza większość w kluczowych głosowaniach.

Niezależnie od wariantu, jedna teza wydaje się trwała: normalizacja SD zaszła tak daleko, że dyskusja nie dotyczy już „czy”, lecz „na jakich warunkach”. Jeśli mandat ma znaczyć odpowiedzialność, to kolejna logika narzuca się sama: koniec z półśrodkami. Albo pełne wejście do gabinetu, albo uczciwa opozycja. I właśnie to (bez krzyku, bez fanfar) wybrzmiewa z cytowanych zdań Åkessona.