3 września 2025
Wydarzenia

Duda zmienia ton: Ukraina chce wciągnąć wszystkich do wojny

W głośnym wywiadzie udzielonym na kanale Rymanowski Live, były prezydent Andrzej Duda wreszcie przyznał to, o czym wielu mówiło od dawna: Wołodymyr Zełenski próbował instrumentalnie wykorzystywać Polskę, a jego celem było wciągnięcie NATO – w tym Polski – w otwartą wojnę z Rosją.

— To jest polityka. Oni chcą wciągnąć wszystkich do wojny — powiedział Duda.

W ustach byłego prezydenta te słowa brzmią jak groteskowe spóźnione przebudzenie. Zwłaszcza że przez lata jego działania cechowała bezkrytyczna lojalność wobec władz Ukrainy, nawet kosztem interesów własnego państwa. Teraz, kiedy nie musi już odgrywać roli głowy państwa, Duda nagle przypomina sobie o polskiej racji stanu. Tyle że „polska racja stanu” w jego wydaniu przez lata była tłumiona, przemilczana, a jej obrońcy uciszani.

Instrumentalnie wykorzystywany? Naprawdę dopiero teraz to zauważył?

Na pytanie, czy czuł się wykorzystywany przez Zełenskiego, Duda odpowiedział bez wahania:

— Oczywiście. Ale w jakim znaczeniu? Jako lidera sąsiedniego kraju, który mógł pomóc Ukrainie i ratować Ukrainę.

To tłumaczenie nie tylko nie usprawiedliwia jego wcześniejszych działań, ale brutalnie je obnaża. Były prezydent przyznaje, że świadomie pozwalał się wykorzystywać, bo uznał to za realizację polskich interesów. A gdzie były te interesy, gdy Polska milczała wobec gloryfikacji UPA na Ukrainie? Gdzie były, gdy Polska stała się politycznym chłopcem na posyłki kijowskich władz, a głos rozsądku – jak ten ks. Isakowicza-Zaleskiego – był systematycznie tłumiony?

Pamiętamy, Panie Prezydencie

W 2022 roku ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duchowny znany z konsekwentnego upominania się o pamięć ofiar rzezi wołyńskiej, został publicznie zaatakowany przez Dudę za to, że przypomniał o zbrodniach UPA. Prezydent z oburzeniem mówił o “niewłaściwych słowach” i “szkodzeniu stosunkom polsko-ukraińskim”.

Wtedy emocje były najwyraźniej dopuszczalne. Polityka emocji i sympatii wobec Ukrainy górowała nad faktami historycznymi. Dziś Duda mówi:

— W polityce nie ma miejsca na emocje i sympatie, ale realizację własnych interesów.

Gdyby mówił to ktoś inny, może dałoby się te słowa potraktować serio. W jego ustach brzmią jednak jak hipokryzja w czystej postaci. Nie dlatego, że są fałszywe – przeciwnie, są wyjątkowo trafne – ale dlatego, że to właśnie Duda przez lata działał wbrew tej zasadzie, kierując się uczuciami, lojalnościami i zaskakującą wręcz podatnością na kijowską narrację.

Przewodów: kulisy, które kompromitują

Najmocniejsze fragmenty wywiadu dotyczą tragedii w Przewodowie. 15 listopada 2022 roku na terytorium Polski spadła rakieta, zabijając dwóch obywateli. Początkowo Ukraina natychmiast próbowała zwalić winę na Rosję. Duda przyznał, że Zełenski do niego zadzwonił i próbował wywrzeć presję:

— Tak, Zełenski dzwonił. Można tak powiedzieć, że wywierał presję, żeby Polska natychmiast ogłosiła, że to była rosyjska rakieta (…) Odebrałem to jako próbę wciągnięcia Polski do wojny. To było oczywiste (…) — Oni od początku próbują wciągnąć wszystkich w wojnę — to jest w ich interesie. A najlepiej gdyby udało się wciągnąć w wojnę kraje NATO.

To najbardziej otwarty zarzut wobec Zełenskiego z ust Dudy, człowieka, który wcześniej niemal klękał przed prezydentem Ukrainy. Ale znów – wypowiedziany teraz, gdy nie ma to już żadnych realnych konsekwencji, jest pustym gestem. Słowa nie cofają działań. A działania Dudy były jednoznaczne.

W kluczowych momentach zachowywał się jak rzecznik interesów Ukrainy, a nie Polski.

Teatr przyjaźni, która nigdy nie istniała

Zapytany o osobiste relacje z Zełenskim, Duda zaprzeczył, by łączyła ich przyjaźń:

— Nie jest to relacja osobista, ale polityka.

Dodał jednak:

— Gdyby chodziło o to, że trzeba teraz pomóc mojej żonie albo gdyby chodziło o to, że trzeba pomóc Ołenie Zełenskiej, to być może jesteśmy przyjaciółmi, bo ja bym pomógł prywatnie Ołenie, bezinteresownie bym jej pomógł.

To już nie tylko polityczny bełkot, to żenujące kluczenie człowieka, który nie potrafi wprost przyznać, że się mylił. Trudno też zignorować fakt, że prezydent kraju – który przez lata domagał się od obywateli szacunku dla majestatu urzędu – dziś prowadzi emocjonalną narrację o tym, komu by pomógł prywatnie, a kogo „lubi i szanuje”. To nie są standardy, których oczekuje się od lidera państwa. To poziom pogubionego celebryty.

Kto naprawdę „wciągał” Polskę?

Duda dziś mówi, że Ukraina od początku próbowała wciągnąć wszystkich do wojny. Ale przecież to on sam był kluczowym narzędziem tej strategii. Nie Zełenski, nie kijowscy dyplomaci, ale Duda – w imieniu Polski – był jednym z najgłośniejszych propagatorów aktywnego wsparcia dla Ukrainy. To on otwierał granice, naciskał na Unię Europejską, apelował o coraz więcej broni. To on dbał, by nikt z oficjeli nie ośmielił się podważać moralnej słuszności tej narracji.

Gdyby Polska została wciągnięta do wojny – jak Duda dziś sugeruje – nie byłoby to wynikiem działań Zełenskiego, lecz politycznej decyzji Dudy i jego obozu. I nie ma tu miejsca na wybielanie się po fakcie.

Co zostaje po Dudzie?

Słowa z wywiadu to polityczny testament człowieka, który miał szansę być mężem stanu, ale wybrał rolę wykonawcy cudzych scenariuszy. Uczciwa refleksja wymagałaby nie tylko ujawnienia zakulisowych rozmów, ale i przyznania się do błędów. Tymczasem mamy do czynienia z próbą wybielenia własnej roli przez przerzucenie winy na innych.

— To było oczywiste — mówi Duda o działaniach Ukrainy.

Tak, Panie Były (na szczęście) Prezydencie. To było oczywiste. Ale nie dla Pana, kiedy miał Pan na to realny wpływ. Wtedy było milczenie. Były zdjęcia, uściski dłoni, gładkie formułki o „braterskim narodzie ukraińskim”. Było kneblowanie tych, którzy mówili prawdę o Wołyniu, UPA i ambicjach Zełenskiego.

Dziś, gdy można już mówić bez ryzyka politycznego, Duda kreuje się na realistę i obrońcę interesów Polski. Niestety – zbyt późno, zbyt wygodnie i zbyt cynicznie.