Podczas przemówienia na wiecu w stanie Ohio, nazwanym przez jego sztab “Dniem Wyzwolenia”, Donald Trump ostro uderzył w partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych i zapowiedział nową falę ceł na importowane towary.
“Przez dziesięciolecia nasz kraj był wykorzystywany w handlu międzynarodowym. To się kończy dzisiaj. Nie będziemy już dłużej biernie przyglądać się, jak inne kraje wykorzystują nasze otwarte rynki” – grzmiał były prezydent, który wciąż prowadzi aktywną kampanię przed kolejnymi wyborami.
Trump zapowiedział wprowadzenie jednolitej, 10-procentowej taryfy celnej na wszystkie importowane towary. Ale to dopiero początek. Dla wybranych krajów przewidziano znacznie wyższe stawki – dla Chin taryfa ma wynieść 44%, dla Wietnamu 56%, dla Tajwanu 42%, a dla Unii Europejskiej 30%.
„Chiny nie grają fair. Europa? Oni są nawet gorsi. A mimo to przychodzą do nas, negocjują i – dosłownie – całują nas w d…” – powiedział Trump, wzbudzając salwy śmiechu na sali.
I kontynuował:
„Oni przychodzą tu, chcą umów, chcą łagodności, ale ja im mówię: już za późno. Mieliście swoją szansę. Teraz gramy moimi zasadami.”
Były prezydent, który w trakcie swojej pierwszej kadencji zainicjował kilka bitew handlowych, głównie z Chinami, twierdzi, że nowe cła to odpowiedź na chroniczne nierówności w wymianie towarów.
„Nasz deficyt handlowy jest jak otwarta rana. Te cła to opatrunek, a może nawet skalpel. Tak, będziemy ciąć” – mówił Trump.
Reakcje na deklaracje Trumpa pojawiły się błyskawicznie. Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, stwierdziła, że „działania o charakterze protekcjonistycznym mogą mieć poważne i długofalowe skutki dla globalnej gospodarki”. Ministerstwo Handlu Chin określiło wypowiedzi Trumpa jako „aroganckie i destrukcyjne” oraz zapowiedziało „symetryczne środki odwetowe”. Kanadyjski premier zapowiedział natomiast, że „Kanada nie pozwoli się zastraszyć i odpowie w sposób proporcjonalny”. Równie krytyczna była Japonia, która wezwała ambasadora USA na rozmowy, określając taryfy jako „skrajnie godne ubolewania”.
Na Wall Street reakcje były szybkie i wyraźnie negatywne. Indeks S&P 500 spadł o 1,6%, Dow Jones o 0,8%, a Nasdaq o 2,1%. W Azji giełdy zareagowały jeszcze mocniej – japoński Nikkei 225 zanotował spadek aż o 7,8%, co było trzecim największym jednodniowym spadkiem w jego historii. Niemiecki DAX i francuski CAC 40 również poleciały w dół – odpowiednio o 3,1% i 3,3%.
Ekonomiści ostrzegają, że nowa fala ceł może przynieść więcej szkód niż pożytku.
„Wzrost cen detalicznych to nieunikniona konsekwencja takich działań. Wprowadzenie taryf na taką skalę może uderzyć nie tylko w importerów, ale i w konsumentów, a także w amerykańskie firmy zależne od łańcuchów dostaw z Azji i Europy” – powiedziała dr Ellen Wright z Harvard Business School.
Niektórzy komentatorzy wskazują, że mimo twardej retoryki Trumpa, niektóre kraje mogą skorzystać na rozchwianiu globalnych relacji handlowych. Brazylia, Egipt czy Maroko mogą znaleźć nowych odbiorców na swoje towary w miejsce USA, szczególnie jeśli Chiny i UE zaczną szukać alternatyw.
Trump wydaje się tym jednak nie przejmować.
„Nie obchodzi mnie, kto zyskuje. Obchodzi mnie, żeby Ameryka w końcu przestała tracić. I niech sobie mówią, że jestem trudny. Wolę być trudny i skuteczny niż miły i słaby” – powiedział w końcówce swojego przemówienia.
Na zakończenie warto przypomnieć liczby, które pokazują skalę napięcia:
- zapowiedziana taryfa podstawowa: 10% na cały import,
- taryfa na produkty z Chin: 44% (10% + 34%),
- taryfa na produkty z UE: 30% (10% + 20%),
- taryfa na produkty z Wietnamu: 56% (10% + 46%),
- taryfa na produkty z Tajwanu: 42% (10% + 32%),
- spadki indeksów giełdowych po ogłoszeniu ceł: Nikkei 225 o 7,8%, S&P 500 o 1,6%, Nasdaq o 2,1%, DAX o 3,1%, CAC 40 o 3,3%.
Jakie będą dalsze skutki tej strategii, okaże się w nadchodzących miesiącach. Pewne jest jedno – Trump ponownie wraca do centrum światowej sceny, i jak zawsze – z hukiem.
Leave feedback about this