17 sierpnia 2025
Wydarzenia

Brutalna statystyka: co drugi atak z użyciem noża w niektórych landach to dzieło imigrantów

W Niemczech przestępczość nożowa rośnie w zastraszającym tempie, a dane nie pozostawiają złudzeń. Obcokrajowcy, mimo że stanowią nieco ponad 14 procent populacji, odpowiadają za ponad 36 procent przestępstw z użyciem noża.

W niektórych landach ten udział sięga niemal połowy. W Nadrenii Północnej-Westfalii, największym i najbardziej zaludnionym regionie Niemiec, cudzoziemcy są podejrzani w 47,6 procent przypadków. W samym Berlinie, gdzie przestępczość nożowa osiągnęła najwyższy poziom od dziesięciu lat, liczba przestępstw wzrosła szczególnie w rejonach zamieszkałych przez migrantów. Miejsca publiczne, szkoły, parki i środki transportu stają się areną brutalnych napaści, które coraz częściej kończą się śmiercią. Ofiary są przypadkowe, napastnicy często nie mają żadnego motywu poza agresją i pogardą dla życia. Ten trend ma konkretną przyczynę – niekontrolowana imigracja.

Wśród sprawców dominuje kilka narodowości: Syryjczycy, Afgańczycy, Algierczycy i Marokańczycy. W wielu przypadkach ataki są dokonywane z pełną brutalnością, a statystyki pokazują, że nie chodzi o noszenie noża „na wszelki wypadek”, lecz o realne jego użycie. W przypadku sprawców z Algierii i Afganistanu aż 83 procent przypadków to aktywne użycie noża do napaści lub zabójstwa. To nie są jednostkowe sytuacje ani odosobnione wyjątki. To trwały wzorzec, który potwierdzają dane z niemieckich służb. Policja oraz prokuratura biją na alarm, ale politycy wciąż ociągają się z działaniami, bojąc się oskarżeń o rasizm lub islamofobię. Tymczasem giną ludzie.

Rok 2024 przyniósł rekordową liczbę przestępstw z użyciem przemocy – ponad 217 tysięcy przypadków. Wśród podejrzanych niemal 40 procent to cudzoziemcy. W grupie wiekowej 18–30 lat – najbardziej aktywnej przestępczo – ten odsetek jest jeszcze wyższy. Każdy nowy raport tylko potwierdza to, co wielu mówi od lat: polityka otwartych drzwi przyniosła lawinowy wzrost zagrożenia. Nie chodzi tylko o to, ilu ludzi przyjeżdża. Chodzi o to, kim są, jakie mają poglądy, jak się zachowują i jak reagują na reguły cywilizowanego społeczeństwa.

Politycy próbują tłumaczyć sytuację czynnikami społecznymi. Mówią o biedzie, traumie, problemach z integracją. Ale te wyjaśnienia nie są wystarczające, kiedy ofiarami są niemieckie dzieci dźgnięte w szkolnych stołówkach, kobiety napadane w metrze czy staruszkowie atakowani bez powodu na ławkach w parku. W większości przypadków przestępcy nie są uchodźcami wojennymi, lecz młodymi mężczyznami, którzy traktują niemieckie prawo jak słabość, a społeczne zasady jako coś, co można ignorować. W ich krajach za przestępstwa grożą surowe kary. W Niemczech – często tylko zawiasy i kurs integracyjny.

Jednym z najbardziej brutalnych przypadków był atak w Solingen, gdzie 26-letni Syryjczyk, który powinien być deportowany już wcześniej, zaatakował nożem przypadkowych ludzi, zabijając trzy osoby. Miał odrzucony wniosek o azyl, był znany policji, miał powiązania z radykalnym islamem. Mimo to nie został wydalony. Władze nie miały odwagi ani narzędzi, by go usunąć z kraju. Zapłaciły za to niewinne osoby. Taki przykład to nie wyjątek. Coraz częściej słyszymy o mężczyznach z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, którzy wchodzą do szkół, pociągów, urzędów i atakują ludzi bez żadnej logiki, często z krzykiem „Allahu Akbar” na ustach. Niemiecka policja i służby specjalne przyznają, że nie są w stanie monitorować wszystkich potencjalnie niebezpiecznych imigrantów. System jest przeciążony. Społeczeństwo nieprzygotowane. Politycy zaskoczeni. A ofiary realne i nieodwracalne.

Debata publiczna w Niemczech jest coraz bardziej spolaryzowana. Lewica i centrum próbują unikać tematu, mówiąc o konieczności integracji, o równości i tolerancji. Ale coraz więcej obywateli widzi, co dzieje się na ulicach ich miast. Rodzice boją się o dzieci, które wracają same ze szkoły. Kobiety ograniczają wychodzenie po zmroku. Władze wprowadzają strefy „wolne od broni” w centrach miast, ale nie mają siły ich egzekwować. Tymczasem migranci bez skrupułów łamią prawo, bo wiedzą, że system i tak nie zareaguje ostro. Brakuje miejsc w więzieniach, deportacje są opóźniane, a decyzje azylowe przeciągają się miesiącami. Imigranci wiedzą, że wystarczy zniszczyć dokumenty tożsamości, by zatrzymać proces deportacji. Wykorzystują każdą lukę.

AfD i inne ugrupowania opozycyjne od lat ostrzegają, że to się skończy katastrofą. Ich postulaty – zamknięcie granic, przyspieszone deportacje, karanie przestępców bez niemieckiego obywatelstwa z automatycznym wydaleniem – były wyśmiewane. Dziś wielu polityków z centrum zaczyna mówić tym samym językiem, ale zbyt późno. Skala problemu jest już zbyt duża. Imigracja przestała być wyzwaniem humanitarnym. Stała się zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego. Tysiące ludzi przybywających z regionów konfliktów, z miejsc, gdzie prawo nie istnieje, nie integrują się, tylko tworzą własne enklawy i narzucają swoje zasady. Niemcy tolerują to z obawy przed konfliktem, ale każda taka kapitulacja powoduje eskalację agresji.

Media długo milczały, teraz coraz częściej relacjonują przypadki brutalnych przestępstw z udziałem imigrantów. Ludzie nie chcą już słuchać frazesów o integracji i „wzbogacaniu kulturowym”, kiedy widzą na własne oczy, jak wygląda rzeczywistość. Statystyki są bezlitosne. W latach 2015–2024 liczba przestępstw nożowych wzrosła niemal trzykrotnie. W miastach takich jak Hamburg, Monachium czy Kolonia liczba zgłoszeń ataków z nożem rośnie z roku na rok. Z każdym raportem sytuacja wygląda gorzej.

Niemcy stoją dziś przed wyborem: albo uznają, że ich polityka migracyjna była błędem i zaczną ją radykalnie zmieniać, albo będą dalej dryfować w kierunku chaosu i destabilizacji. Żadne społeczeństwo nie przetrwa, jeśli nie potrafi obronić własnych obywateli przed przemocą. Przestępczość nożowa to nie abstrakcja. To konkretna ofiara, konkretna rana, konkretne cierpienie. I to wszystko dlatego, że państwo nie potrafiło powiedzieć „nie” ludziom, którzy nigdy nie powinni byli tu trafić.

Imigracja nie jest problemem sama w sobie. Ale masowa, niekontrolowana imigracja z krajów o wysokim poziomie przemocy, niskim poszanowaniu prawa i ogromnych różnicach kulturowych – już tak. Niemcy otworzyły granice bez planu, bez selekcji, bez kontroli. Efekt widzimy dziś w rosnącej liczbie zabójstw, gwałtów, ataków nożowych. Trudno to jeszcze ignorować. Jeszcze trudniej będzie to cofnąć. Ale dalsze milczenie i pasywność będą oznaczały zgodę na to, by Niemcy stały się krajem, gdzie codziennym ryzykiem jest podróż metrem czy spacer po centrum miasta. I to będzie już nie tylko problem Niemców. To będzie ostrzeżenie dla całej Europy.