21 grudnia 2024
Historia i idea Okres międzywojenny i okupacja

Adam Heydel: Nacjonalizm nowoczesny a polska polityka wschodnia

Wysuwane niejednokrotnie w czasie wojny, wywieszone jako oficjalny sztandar pokojowych zapasów dyplomatycznych hasło: „samostanowienia o sobie narodów” straciło wiele ze swej rewelacyjnej wyrazistości w zetknięciu z konkretnym życiem politycznym.

Natężenie namiętności i walka o najbliższe interesy, jaka się rozwinęła w okresie realizowania rezultatów wysiłków wojennych, niewiele pozostawiły miejsca obok siebie. Życie zasłoniło przed oczyma twórców polityki bieżącej sylwetę stosunków międzynarodowych na zasadzie „samostanowienia” opartych i w myśl tej zasady rozgraniczonych; zaledwie ją dostrzegano na odległym, w mgle błękitnej tonącym horyzoncie ideału. Doktryny Wilsona wydawać się poczęły nie tylko papierowe i nieżyciowe, ale i sentymentalno-śmieszne, bo pozbawione wszelkiej ważności politycznej. Coraz częściej rozstrzygnięcie poszczególnych problematów biegnąć poczęło po linii wytyczonej przez ustosunkowanie się doraźnych sił. System równowagi europejskiej i wszechświatowej począł na nowo, jak wskazówki kompasu, kierować ładem konstelacji politycznych. Toteż coraz popularniejszym staje się wśród praktyków polityki twierdzenie, że w zakresie polityki międzynarodowej wojna nie wprowadziła żadnych nowych walorów sił, przesuwając tylko dawne współczynniki i rozdzielając je na nowo między przebudowane i powstające twory państwowe.

Zmiany na mapie, konkretne, zewnętrzne objawy przebudowy świata uznano za jedyne nowe momenty, z którymi należy się liczyć, prześlepiając niejednokrotnie zupełnie sięgającą do dna ewolucję podstaw socjologicznych, zarówno podmiotu politycznego – państwa, jak też wynikające z tej ewolucji w konsekwencji zmiany w charakterze stosunków międzynarodowych (ściślej należałoby powiedzieć: międzypaństwowych). Państwa w Europie przedwojennej przedstawiały dużą rozmaitość nie tylko z punktu widzenia form ustrojowych (prawnopaństwowych), ale także w wyższym stopniu w zakresie tych wiązadeł socjologicznych, na których ich ustrój i równowaga były oparte. Wiązadła te nosiły na sobie wyraźne piętno różnych warunków historyczno-politycznych, z jakich ich ostatnia forma życia społeczno-kulturalnego się składała. Typ najbardziej zachowawczy powierzchownie zaledwie różnił się w konstrukcji fundamentów państwowego życia od tej formy, w jakiej one zastygły w okresie Świętego Przymierza. Ustrój prawny wszystkich państw uległ był od owych czasów ewolucji, ale zmiany te, jako rezultat doraźnego działania nowych sił, nie sięgały i zachowując charakter połowiczny, same nie oddziaływały tak decydująco na psychikę społeczeństw, by ją oderwać zupełnie od tych idei, uczuć i dążności, które stanowiły przed wiekiem o spójności i równowadze życia społecznego.

Najczyściej wyrażały ten anachroniczny typ społeczny Rosja, Niemcy i Austria, państwa formalnie konstytucyjne, których życiu jednakże idee i uczucia dla monarchii o zabarwieniu absolutystycznym oraz kult dynastii nadawały w bardzo przeważnej mierze charakter, decydowały wprost o racji bytu danego organizmu, były jedynym nieraz motywem takich, a nie innych odruchów życia państwowego. Państwa tego typu, zawierając w sobie jako spuściznę ubiegłej epoki przymusem włączone do całości państwowej różnonarodowe, o sprzecznych najczęściej dążeniach odłamy społeczeństw, jedyną busolę swej polityki znajdować mogły istotnie tylko w podobnej idei, bardziej lub mniej zbliżonej do przestarzałego rozumienia państwa jako własności i włości panującego. Interes jego zbiegał się wprawdzie często z dobrem większości społecznej, ale niejednokrotnie (np. w Austrii, w Rosji) równoległość tych interesów była bardzo problematyczna, kontrola społeczeństwa w zakresie polityki zagranicznej była na ogół zupełnie niedostateczna; to zaś ukształtowanie się stosunków wytwarzało dwoistość i przeciwstawność państwa i społeczeństwa. W rezultacie wynikała bierność narodu, która sprawiała, że był on jedynie przedmiotem polityki; elementem czynnym, podmiotem były oligarchiczne sfery rządzące. Idee, na których gruncie mogły się ukształtować podobne stosunki, traciły grunt pod nogami, coraz szersze były koła społeczne, które widziały przed sobą inne gwiazdy przewodnie, niemniej wzbierająca opozycja zachowywała wciąż jeszcze stan energii statycznej.

Jako najpoważniejsza siła, zdolna sprzęgnąć zróżniczkowane socjalnie społeczeństwa, obok owych przeżytków magnetyzujących jeszcze swym blaskiem masy występuje w ciągu XIX wieku nacjonalizm. Tkwiąc jako nieuświadomiony instynkt na dnie wszelkiej duszy zbiorowej, wychyla się nacjonalizm na powierzchnię historii wraz z rewolucyjnym powiewem przebiegającym życie Europy w końcu XVIII wieku. Daje mu pole do życia demokratyzm ówczesny; z jego ideologią jest najściślej nacjonalizm związany i nieraz mylnie identyfikowany jako przeciwstawienie woli ludu rządom – w myśl interesów jednostek i warstw. Znajduje on wkrótce potem silne oparcie etnograficzne wskutek wojen napoleońskich i bałkańskich, uświadamia się, jako trwała wartość kulturalna, w potężnych prądach romantyzmu i historyzmu XIX wieku i staje się tą drogą jasno sprecyzowanym dogmatem naukowym i postulatem etyczno-cywilizacyjnym. Jednocześnie w związku z niezwykle szybkim postępem demokratyzacji oświaty zapuszcza głęboko korzenie w niewzruszoną opokę milionowych mas ludowych. Mimo tak wspaniałego rozkwitu nie był jeszcze nacjonalizm w okresie przedwojennym walorem realnym w pojęciu większości praktyków polityki. Nie doceniano jego roli twórczej. Jakkolwiek wywoływano tę zjawę wówczas, gdy w myśl interesów wielkomocarstwowych wypadało powołać do życia nowy twór państwowy (Serbia, Bułgaria, Albania), jakkolwiek niektóre państwa, jak Francja i Włochy, na nim opierały od dawna podstawy swojego życia, niemniej jednak w polityce konkretnej zaliczano wciąż jeszcze ideę narodową do ideałów raczej przeszłości aniżeli do decydujących czynników w grze i w walce politycznej.

Interes państwa identyfikowano raczej z interesem władzy czy dynastii, a nawet odwołując się do haseł patriotyzmu, uzupełniano je bardziej plastycznymi symbolami. Za monarchę, wiarę i za ojczyznę… na trzecim zaledwie miejscu modlić się uczono i walczyć nakazywano. Istnienie potężnych państw opartych na podstawach narodowych, które narzucało tę sugestię lekceważenia idei i ruchów narodowych, nadawało ton polityce wszechświatowej tej epoki. Wyrażała się przez to pewna prawidłowość życia społecznego, którą można by nazwać prawem minimum socjalnego. Prawidłowość ta nakazuje, by stosunki pomiędzy organizacjami o różnym stopniu rozwoju i poziomie życia dostosowywały się do charakteru i funkcji organizmu najbardziej w swoim rozwoju zacofanego. W istocie cele, środki, metody i etyka polityki przedwojennej były wyrazem życia państw najmniej uzależnionych od wiązadeł narodowych. Imperializm, tj. ekspansja zmierzająca, jak słusznie powiedziano, „do nabytków, które by stwarzały z danego państwa całość wystarczającą sobie”[1], nie napotykał z punktu widzenia logicznego na żadne przeszkody i miarkowany był jedynie najbezpośredniejszym ustosunkowaniem się sił materialnych.

Wobec bierności społeczeństw wewnątrz, braku jakiejkolwiek zasadniczej absolutnej prężności moralnej u przeciwników, która mogłaby ową ekspansywność hamować – nic dziwnego, że wśród sfer rządzących państw najprężniejszych wywoływały ideologie i apetyty „imperium Romanum”, ugięcia przymusem pod swoją władzę świata całego. „Korzyść jednego z sąsiadów stawała się w tych warunkach szkodą drugiego, zawiść, niedopuszczenie do rozkwitu sąsiadów -– warunkiem własnego powodzenia”. Zastosowanie takiego mechanicznego imperializmu rozcinało domagające się rozstrzygnięcia problemy, powodując się zasadą siły przed prawem. Zasadą z punktu widzenia kunsztu polityki zupełnie usprawiedliwioną, skoro przynosiła, jak się wydawać mogło, niezawodnie korzyści. Zasadą, która musiała mieć najbezwzględniejsze uznanie u oficjalnych reprezentantów polityki państwowej, skoro nawet twórcy ideologii nacjonalistycznej narodów uciśnionych, owej jedynej dla tych narodów deski ratunku, zahipnotyzowani sukcesami tej polityki, nie mogli się zdobyć na bezwzględną wiarę w siłę idei narodowej i programy swe praktyczne opierali na kompromisie.

Bismarckowska metoda pięści i wynaradawiania narodów podbitych była tylko konsekwencją praktyczną oceny sił politycznych, jaka panowała nad całym życiem politycznym ludzkości przedwojennej. Imperializm oraz szereg nabrzmiewających konfliktów narodowych – „proces podtrzymywany w znacznej części wypadków pretensjami irredentystycznymi”[2] – wywołały wojnę. Na wskroś imperialistyczne w ciasnym tego słowa znaczeniu były plany polityczne, jakie wiązały z nadzieją zwycięstwa obie strony wojujące. O szczerym i szerszym uwzględnieniu [kwestii] narodowych w projektowanych rozwiązaniach nie myślał nikt. Z tej oceny sił polityczno- moralnych wynikała i do takiego ujęcia zagadnień bieżących stosowała się pierwotnie polityka wojskowa zarówno Ententy, jak i państw centralnych. Rzucano wprawdzie w myśl dawnych tradycji popularne hasła wolnościowe, ale rozbieżność tej agitacji z czynami wskazywała jasno, że chciano co najwyżej osiągnąć spokój wewnętrzny i życzliwe usposobienie ludności dla wojsk, o poważniejszym jednak wyzyskaniu sił narodowych koła decydujące politycznie nie myślały.

Owe plany i polityka prowadzona według niezawodnych, zdawało się, obliczeń zaczęły jednak zawodzić. Na miejsce spekulatywnych konstrukcji „realnych polityków” wyrastały niespodziewanie nowe zjawiska, z których nie umiano dostatecznie zdać sobie sprawy. W rozwoju wypadków zaznaczały się jakieś prześlepione „imponderabilia”. Ta niedoceniona siła sprawiła, że nieprzygotowane, niezorganizowane armie francuskie ku zdumieniu całego świata (choć nie w myśl hasła obrony monarchy czy wiary) zdołały latami całymi wytrzymać nacisk przemożnego wroga. Ta sama siła sprzęgała naród niemiecki, osaczony jak wilk w ostępie, w nadludzkim wysiłku wytwarzania. Brak owej moralnej zwartości obniżył kilkakrotnie siłę wielomilionowej armii rosyjskiej. W jaskrawej łunie światowej pożogi wychodziła na jaw, przebijając skorupę przesądu, nowa potęga – idea narodowa. Kierownicy państw walczących, którzy traktowali uprzednio hasła narodowe jako przynętę, rozgrzewkę tłumów zaledwie, w ciągu wojny, w poczuciu powagi chwili zaostrzywszy swą czujność, zaczynają zarówno jej niebezpieczeństwo, jak i ewentualność pomocy brać dość poważnie w rachubę. Okazuje się konieczność wprowadzenia nieszczerze rzuconych haseł w życie. Pod naciskiem wypadków zmieniać się poczyna klasycznie antynarodowościowa polityka Rosji i Niemiec. Ustępstwa są jednak zupełnie fragmentaryczne. O uznaniu zasady narodu nie ma jeszcze wciąż mowy. Do samego końca wojny program krajania najczystszych etnograficznie krajów, jak Królestwo Polskie, znajduje grunt zarówno u dyplomatów, jak i przedstawicieli społeczeństwa niemieckiego. Charakterystyczne jest, że nie porzucono tego poglądu w chwili, gdy dyplomacja niemiecka popierała niezależne państwo ukraińskie, chcąc w ten sposób wyzyskać silny prąd niepodległościowy na Rusi. Wyczucie siły idei narodowej i wagi, jaka jej przypaść musi w epoce wielkich rozstrzygnięć, wprowadzać tymczasem zaczyna korektywy w zbyt trzeźwe, a więc nieśmiałe oportunistyczne koncepcje polityczne narodów niepaństwowych. Sprawy tych narodów istotnie „wypływają jak korek na wodzie”, jak się miał wyrazić o sprawie polskiej Roman Dmowski Wojna była nie tylko próbą ogniową, która wykazała wartości tkwiące w nacjonalizmie, współdziałała ona decydująco w ugruntowaniu się w dalszym rozwoju idei narodowej solidarności. Już wybuch wojny rozerwał szereg solidarności międzynarodowych, dając dotkliwie odczuć wagę solidarności narodowej w życiu jednostki, zarówno w sferze interesów materialnych, jak i moralnych. Wykazała się oczywiście niedojrzałość ideologii politycznych opartych na solidarności wszechludzkiej. Armie postawiły naprzeciw siebie miliony dyszące nienawiścią. Odrębność i sprzeczność dążeń najbezpośredniej narzucała się świadomości walczących i związanych z nimi tysiącami myśli, uczuć i wysiłków woli społeczeństw. Zmienne koleje wojny, przesuwanie się teatru walk przez kraje, napływ różnojęzycznych, nieznanych uprzednio i odmiennych obyczajem mas w postaci wojsk i emigracji postawiły przed oczyma najmniej nawet uświadomionym warstwom wielkie zagadnienie historii i nasunęły konieczność zsolidaryzowania się z jedną z grup walczących.

Nadchodzi okres rozstrzygnięć. Z żelazną konsekwencją rozwijają się skutki nowego układu sił i pierwiastków. Wstrząśnienie jest tak powszechne, że daje rezultaty o przyrodniczej prawie czystości i pełni. Uginają się i walą pod ciosami wojny niezdolne do wytrzymania ogromnego wysiłku państwa, oparte na zwietrzałych podstawach idei przestarzałych i nieżywotnych. Odpada Rosja, która nie widzi narodowego interesu w wojnie, rozprzęga się Austria, której idea Habsburgów nie może zagrzać do walki. Wytrzymują najodporniej przemoc Ententy jednolite narodowo Niemcy, ale i tych monarchizm upada niespodziewanie szybko w ślad za klęską wojenną. Następuje wyraźne zestrychowanie państw starych do jednego narodowego typu – świat się ujednostajnia. Kierownicy polityczni mocarstw zwycięskich rozpatrują nowy plan ułożenia stosunków międzynarodowych. Dwie sprzeczne tendencje ścierają się na kongresie wersalskim i w wyniku dają kompromisowy pokój. Jedną z nich wyrażają ci politycy, którzy w czasie wojny nauczyli się wprawdzie liczyć z momentem narodowym, oceniają jednak tę siłę z punktu widzenia wyłącznie politycznego, tj. z punktu widzenia korzyści czy szkody swojej sprawy. Wysuwają oni uznanie aspiracji narodowych tylko epizodycznie. Przeciwstawia się ich tendencji Wilson. Idealista ten pierwszy w czasie wojny podniósł ideę narodową jako zasadę, na której należy budować. Charakterystyczne jest, że wysunięcie tej zasady związane jest z najpoważniejszą interwencją pokojową, nie interwencją wojenną, a więc z planem obliczonym na długą metę. Wilson, podejmując od dawna kiełkującą ideę zorganizowania stosunków międzynarodowych, uznaje, że jedynym stałym fundamentem może być dla niej uznanie samostanowienia narodów.

Zaspokojenie aspiracji i pożądań narodowych przed wszystkim innymi jest najpewniejszą gwarancją trwałego pokoju. Sformułowanie głębokiej prawdy raz jeszcze w dziejach kultury wiąże się z sanacyjną tendencją, z wiarą w zaprowadzenie raju na ziemi. Marzenia o raju na ziemi raz jeszcze nie spełniły się. Idea, którą do życia powołały wielkie przewroty i wypadki, zrodziła się obciążona dziedzicznie zbyt bezpośrednim sąsiedztwem i uzależnieniem od skutków gwałtownego przewrotu historycznego. Nad bezinteresownym ideałem wzięły w dużej mierze górę interesy grup zwycięskich. Konkretne rozstrzygnięcia w rzadkich wypadkach zgodne były z zadowoleniem najsłuszniejszych aspiracji narodowych. „Samostanowienie”, problematyczne faktycznie wobec tego, że olbrzymie nierówności sił poszczególnych narodów uzależniają państwa drugorzędne od mocarstw, zostało podważone formalnie przez podział przeprowadzony w statucie Ligi Narodów na cztery grupy państw o nierównych prawach. Kontury zasady narodowej zamazały się tak bardzo, że istotnie łatwo ulec złudzeniu, że oto nic się zasadniczo w sprężynach życia międzynarodowego nie zmieniło.

A jednak idea, której wojna dała możność się ujawnić, znajduje w życiu powojennym nowe źródło mocy i rozrostu. Państwa nowe, powstające na ruinach starego świata, bez wyjątku, choć w różnym stopniu i napięciu, dają wyraz idei nacjonalizmu. Ta idea powołała je do życia, ona jest też jedyną osią, około której układa się ich życie państwowe. Republikanizm, władza najwyższa w rękach przedstawicieli ludu, wybranych na podstawie najszerszych ordynacji wyborczych, ów styl modernistyczny, jakim przesiąknięte są instytucje i ustrój tych państw, świadczą o tym dobitnie. Demokratyzm form ze swej strony budzi i powołuje do życia drzemiący ogół tych społeczeństw. Nie ma w tym nowym świecie życia społecznego miejsca na inne uczucia zbiorowe, brak zresztą tradycji, około których mogłyby one się rozwinąć. Grają jeszcze echa wielkich godzin i uczucia społeczeństw skupiają się w romantycznym porywie także i około jednostek, które najwyborniej zaznaczyły się w minionej epoce, ale pozostają im wierne niewątpliwie o tyle tylko, o ile te jednostki symbolizują sobą i wyrażają czysty ideał narodowy. Toteż przy głębszym przeanalizowaniu zjawisk musimy dojść do przekonania, że symptomy, które sugerowały, iż stosunki międzynarodowe nie uległy zmianie, są złudne.

Cokolwiek by można powiedzieć o obecnym decydowaniu o losach narodów bez ich współudziału – nie do pomyślenia wydaje się nam ponowny rozbiór Polski. Nie tylko dlatego, że w interesie aliantów jest niepodległe państwo polskie, ale po prostu dlatego, że przy obecnym natężeniu woli niepodległości narodu polskiego i przy zasadach stanowiących podstawę stosunków międzynarodowych rozbiór taki byłby politycznym absurdem. Wiemy wszyscy, że granice państwa, jakie się ustalają, nie zawsze odpowiadają ściśle zasadzie narodowej, ale zarazem przekonani jesteśmy, że tworzenie się dziś siłą i przymusem państwa kilkunastojęzykowego, jak Austria, nie jest możliwe. Broniąc terytoriów lub walcząc na terenie dyplomatycznym o nowe, szukamy argumentów etnograficznych i dalecy jesteśmy od powoływania się na uprawnienia historyczno-legitymistyczne. Plebiscyty, choć zdepolaryzowane, stanowią jednak równie niewątpliwy wkład w formy prawnopaństwowe, jak na przykład dotychczas przecie nie zawsze najkorzystniejsza, ale niekwestionowana zasada parlamentaryzmu. Plany rozcinania problematów narodowych, takie jak projekty Niemców w stosunku do Królestwa Kongresowego albo ich polityka zamykania oczu na istnienie narodu w Poznańskiem, wydają się nam dzisiaj po prostu śmieszne w swojej dysproporcji z obecnym oddechem świata. Toteż wolno nam stwierdzić, że mimo wszystkie kroki wstecz i zboczenia weszliśmy nieodwołalnie w nową epokę historyczną. Charakteryzuje tę epokę powszechność nacjonalizmu jako naczelnego czynnika w życiu społecznym.

W życiu wewnątrzpaństwowym najbezpośredniejszym, kulturalnym nacjonalizmem jest zlanie się państwa i społeczeństwa w jedno. Społeczeństwo jako całość jest teraz podmiotem politycznym. Wprowadza to nieznaną dotychczas prężność reakcji na nacisk zewnętrzny z jednej strony, z drugiej ogranicza ekspansję zewnętrzną do tych granic, które odpowiadają najistotniejszym potrzebom narodu, przekreślając plany, które by wychodziły poza dostosowanie polityki zagranicznej do tych potrzeb. W polityce międzynarodowej stwarza to pewną stałość naporu, niezależnego już dziś od chwilowej koniunktury lub indywidualności władzy, czyli kliki rządzącej, ale odpowiadającego historycznym koniecznościom narodu. Przeciwstawiają się temu naporowi ekspansje sąsiadów, również ustalone, i pretensje sprecyzowane. W tych warunkach utrzymanie czy osiągnięcie konieczności rozwojowych narodu zależne jest właśnie od utrzymania zasady narodowej. Wytwarza się ideologia pewnego legitymizmu narodowego, który wyraźnie zabarwia tendencje polityki międzynarodowej. To nowe powietrze, którym oddycha nowoczesny świat cywilizowany, zaraża z wielką szybkością także i te plemiona, i ludy, które dotychczas nie wykazywały głębszej świadomości narodowej.

Dwojakiego rodzaju przyczyny zasadnicze opóźniły grupy o wyraźnej odrębności etnograficznej w rozwoju narodowym: bądź że w okresie rozwoju nacjonalizmu w XIX wieku nie mogły wskutek przeszkód zewnętrznych wytworzyć warstw inteligentnych, bądź że rozsypane po świecie i zmieszane z innymi narodami, żyjąc w bardzo różnych warunkach przyrodniczych i kulturalnych, uległy w większym stopniu działaniu wpływów asymilacyjnych do innych organów aniżeli czynników solidarności zbiorowej. Grupy etnicznie zwarte, widząc przesuwające się granice, upadające i rodzące się nowe władze i ustroje państwowe, na drodze doświadczalnej nabierające tej kultury historycznej i ideologicznej, której rezultatem jest poczucie odrębności i solidarności narodowej: Estończycy, Łotysze, Litwini, Ukraińcy, Gruzini, Ormianie, wykazują gwałtowną ewolucję w kierunku skupienia się świadomości i energii narodowych.

Niedoceniany jest w Europie ruch narodowo-rasowy, jaki ogarniać poczyna Azję, budząc uśpione ludy Chin, Tybetu, Indii i Indochin. Narodowości rozsypane i zmieszane z innymi zetknęły się w całym świecie nieomal z podniesieniem się temperatury narodowej. Podniesione hasła i idee skwapliwie stosują do siebie. Spotęgowanie się nacjonalizmu żydowskiego i rozszerzenie jego aspiracji, ruch murzyński, który jest już w stadium organizowania się na terenie Stanów Zjednoczonych, świadczą prawdopodobnie o ewolucji, która i te ludy skupi duchowo około idei narodu. Zagadnieniem interesującym teoretyka socjologa jest notowanie tych objawów i przewidywanie dalszej linii rozwoju zjawisk, praktyk polityk ma obowiązek wziąć w rachubę przy swych wyliczeniach nowe współczynniki międzynarodowego życia. Nie zmienił się jego zasadniczy nakaz i kryterium – pozostaje nim egoizm narodowy i jego coraz ściślejszy wykładnik – interes państwa. Ale drogi, którymi do zysku politycznego iść należy, nie pozostały już te same. Stracił grunt pod nogami mechaniczny imperializm. Miecz, którym dzielono dowolne kraje i narody, odrzucić wypadnie do przestarzałych rupieci. Wątpliwe od dawna Bismarckowskie metody wynaradawiania uznać należy dzisiaj za absolutnie jałowe. W budowaniu programów należy wstawić pozycję wzmacniających się z coraz większą szybkością sił przebudzonych nacjonalizmów. Metoda ekspansji musi teraz omijać przymus i przemoc i kierować się okrężną, ale jedyną prowadzącą do celu drogą kulturalnego oddziaływania.

Jednym z najbardziej skomplikowanych problematów, jakie wysunęło nowoczesne życie międzynarodowe, jest sprawa terenów o ludności mieszanej. Logicznie wykluczone jest w tych wypadkach rozgraniczanie państw, które by ściśle odpowiadało zasadzie samostanowienia narodów. Muszą tu rozstrzygnąć obok niej względy inne: warunki gospodarcze, strategiczne, historia itp. Można wprawdzie przewidywać ewolucję form prawnych w kierunku zastosowania autonomii personalnych itp.[3] na tych terenach, ale wydaje się to rzeczą odleglejszej przeszłości, interesującą obecnie raczej teoretycznie aniżeli praktycznie. Przed polskim politykiem praktycznym stanęło natomiast już obecnie w całej swojej powadze palące zagadnienie stosunku Polski do ludów zamieszkujących jej historyczne Kresy Wschodnie. Zagadnienie to niewątpliwie jedno z najbardziej skomplikowanych w Europie. Trudność jego rozwiązania polega zarówno na klasycznie wprost niejasnych granicach, etnograficznym wzajemnym przenikaniu się różnorodnych szczepów, narodów, dwu kultur i wyznań religijnych oraz splataniu tych ziem w historii, jak w większej jeszcze mierze w dynamiczności stosunków. Samowiedza i siły narodowe zmieniają się w tych krajach z roku na rok niemal i jeśli uprzednia nasza ocena ruchów narodowych nie jest w ogóle fałszywa, to w ciągu 30-50 lat, tj. w ciągu życia jednego pokolenia przedstawiać one będą obraz radykalnie różny od tego, na który przywykliśmy patrzeć my, Europa Zachodnia i Rosja.

Powiedziano słusznie, że Polska ma na granicy zachodniej zadanie konserwatywne, na wschodniej – w najszerszym słowa znaczeniu zdobywcze. Nie ma w stosunku do tego aksjomatu polityki polskiej różnic poglądów wśród obozów myśli politycznej, nawet tych, które wysnuwają z tego założenia krańcowo sprzeczne wnioski, gdy chodzi o środki i metody polityczne wiodące do powyższego celu. Takie wnioski ogólne pozwalają w stosunku do problemu wschodniego wyciągnąć rozpatrzenie ewolucji nowoczesnej myśli politycznej, jednoznacznej z rozwojem nacjonalnym. Punktem wyjścia dla dalszych rozważań musi być rozstrzygnięcie pytania elementarnego-topograficznego.

Z jakim narodem sąsiaduje Polska na wschodzie? Odpowiedź pozornie niepewna, jest jednak jasna negatywnie w tym oświetleniu, jakie jej dają nasze przesłanki. Polska etnograficzna nie sąsiaduje z narodem rosyjskim. Oczywistą konsekwencją rozwoju i upowszechnienia się dążeń narodowych jest cofnięcie się siły skupiającej rosyjskiej, jeżeli nie ściśle do jądra etnograficznego wielkorosyjskiego, to przynajmniej do granic tych ziem, których ludy nie mogą dziś jeszcze zdobyć się na świadomość swojej rasowej czy historycznej odrębności i swoich aspiracji. Proces ten odśrodkowy szczególnie wyraźnie występuje właśnie w Rosji jako bezpośredni skutek rozpanoszenia nienarodowego imperializmu. Dotyczy to wszystkich kresów byłego Imperium Rosyjskiego, znalazło konkretny wyraz w emancypacyjnych dążeniach narodów kaukaskich, bałtyckich, na Syberii itp. Proces ten zarysowuje się nie mniej dobitnie wzdłuż granicy zachodniej Rosji. Układ obecnych stosunków społecznych, a przede wszystkim gospodarczych, zaakcentuje tu rozwój wypadków niewątpliwie w sposób jaskrawy. Skutkiem tego procesu jest dzisiaj już powstanie pomiędzy Polską a Rosją szeregu ognisk politycznych o ciążeniach nierosyjskich, mniej lub bardziej wyraźnie w kierunku swoim zdecydowanych. Przy próbie oceniania perspektyw rozwojowych tych coraz silniej wyodrębniających się społeczeństw unikać oczywiście należy wszelkiego szablonu; stopień ich narodowego rozbudzenia jest bardzo nierówny. Nie wszystkie też rokują szybkie dorośnięcie do poziomu narodu tworzącego państwo.

Niemniej trzeba się jak najbardziej stanowczo przeciwstawić negowaniu kiełkujących wśród nich sił. „Bezsprzecznie istnieje dziś szereg narodów (Bułgarzy, Łotysze, Estowie, Litwini), o których kilkadziesiąt lat temu nikt by inaczej powiedzieć nie mógł, jak że ich nie ma”[4] – to zestawienie niezwykle jasne światło rzuca na zagadnienie przetwarzania się plemion w narody. W tym wypadku jest ono jednak raczej za blade aniżeli zbyt jaskrawe. Wszak rozwój świadomości Ukraińców i Białorusinów odbywa się w cieplarnianej atmosferze powojennego okresu, która kilkakrotnie przyspiesza dojrzewanie. Znikły dziś te zewnętrzne więzy, które tamowały arterie pulsu życia narodowego. Nie wspominając już o specjalnym systemie prześladowań narodowych, nie ma już dziś języka, który by sobie nie mógł pozyskać prawa obywatelstwa, mowy być nie może o jakichkolwiek przeszkodach stawianych rozwojowi szkolnictwa narodowego. W związku z rozszerzającą się demokratyzacją oświaty coraz mniej stałą przeszkodą dla twórczości państwowej tych ludów będzie brak inteligencji. Przykład Litwy wskazuje poza tym, że nawet przy ogromnie pierwotnej strukturze społecznej narody mogą się zdobyć na wzniesienie państwowego gmachu. Nie należy się łudzić, by pomimo zasadniczego uznania plebiscytów wystarczyło opowiedzenie się tych ludów za niezależnością. Możność takiego samostanowienia zależy oczywiście od ogólnej koniunktury politycznej. Nie ma jednakże powodów, dla których odradzający się na wzór Feniksa ruch niepodległościowy np. Ukraińców nie miałby okazać się trwalszym od rusofilskich tendencji mocarstw zachodnich.

W rezultacie stoimy przed niewiadomą, której w żadnym wypadku nie wolno nam ściągać do zagadnienia dogodnej granicy państwowej z Rosją. A wracając do naszych założeń, możemy uznać, że konieczność polityczna granicy wspólnej nie jest bynajmniej oczywista. Konsekwencją nie tylko konkretnych stosunków politycznych, ale i przeorania świadomości politycznej jest konieczność uznania niewątpliwego narodów samookreślających się tak bardzo wyraźnie jak Polska. Toteż spośród możliwości polsko-rosyjskich stosunków w przyszłości możemy wykreślić obawę powrotu stosunków sprzed lat siedmiu. Niezależnie od takiej czy innej formy politycznego zmartwychwstania Rosji musi ona raz na zawsze wymazać ze swojego programu dążność do ponownego uzyskania oparcia nad Wisłą, zaś polska myśl polityczna winna śmiało budować na mocnym fundamencie niepodległości, nie krępując swego polotu straszakami nowego rozbioru. Nie znaczy to w najmniejszej mierze, że ustała i ustanie w bliskiej przyszłości rywalizacja polsko-rosyjska o ziemie pomiędzy tymi państwami położone. Odwrotnie. Ziemie te właśnie dzięki płynności ich stosunków etnograficznych przedstawiać będą jeszcze czas dłuższy ów bierny lub na pół bierny przedmiot walk i konkurencji. Równowaga bardziej stała nastąpi dopiero z chwilą wyraźnego wykrystalizowania się tendencji i prężności ludów pogranicznych. Od polityki Polski i Rosji w stosunku do tych ludów będzie zależało, z czyim organizmem zrośnie się pancerz odporności narodowej Łotwy, Litwy, Białorusi i Ukrainy. Z poprzednich rozważań wynika jasno, jaka powinna być metoda polityczna Polski, która sobie podobny cel postawi. Z rozważań tych można też wywieść ocenę zawieranego obecnie polsko-bolszewickiego pokoju i zadań, jakie w rozwijaniu i pogłębianiu polityki wschodniej mają przed sobą państwo i społeczeństwo polskie. Streszczają się one w jasnym uświadomieniu sobie i ścisłym zastosowaniu w praktyce politycznej zdobyczy nowoczesnego nacjonalizmu.

Adam Heydel

  1. Mieczysław Szerer, Związek narodów, „Przegląd Dyplomatyczny”, 1919, s. 10.

2.  Michał Rostworowski, Liga Narodów (odczyt wygłoszony w Krakowie dnia 31 stycznia 1920), Kraków 1920, s. 8.

3. Do podobnych rozstrzygnięć może doprowadzić nacjonalizm ludów rozsianych.

4. Bolesław Srocki, Polska a sprawa Ukrainy, „Wschód Polski”, 1921, nr 6-7.