Totalizm – to znaczy wszystkość! Katolicki totalizm określił Pius XI w roku 1937, że to jest prawo posłuszeństwa Bogu we wszystkim, obejmujące „wszystkie kręgi życia”, bo chodzi zawsze i we wszystkim o to, żeby uzgodnić całe życie z moralnością.
„Niedziela” pisała już o tym przy rozmaitych sposobnościach, a ja chciałbym tylko dopisać jeszcze jedną uwagę.
Jako totalizm, ogarnijmy w myśli cały świat! Lecz jak wyliczyć i jak objąć wszystko, co ludzkie? Wszelkie możliwości wszystkich krajów i czasów? Trzeba jakiegoś drogowskazu. Znajdzie się w katechizmie, gdzie powiedziano, że człowiek składa się z ciała i duszy. Sprawdza się to w historii, w socjologii, w ekonomii, we wszystkim, cokolwiek tyczy się człowieka.
Wszystko, cokolwiek jest ludzkiego i co pozostaje w jakimkolwiek związku z człowiekiem, posiada zawsze dwie strony – cielesną i duchową, bo na tym świecie dusza nie obejdzie się bez ciała. Każda sprawa posiada stronę wewnętrzną i zewnętrzną – treść i formę. Wszelka treść, sama istota rzeczy, musi być tu na Ziemi przyobleczona w jakąś formę. Jałową jest myśl, której nie odzieje się w słowa w stosownej i trafnej formie! Pełnia życia wymaga tego i tamtego obustronnie, równocześnie. Niedomaganie czy to treści, czy to formy, sprowadza wykolejenie całości.
Cielesna i duchowa strona życia liczy po dwa działy. Na cielesną składają się pojęcia zdrowia i dobrobytu, dobra materialnego; na duchową – dobro moralne i prawda przyrodzona (nauka) i nadprzyrodzona (religia). Pomostem pomiędzy nimi jest piękno, będące kategorią wspólną ciału i duszy.
Razem tedy jest pięć działów życia ludzkiego, pięć kategorii bytu. Stanowią one pięciokształt życia, czyli (z łacińskiego) quincunx.
Nikt nie zdoła wymyślić żadnego objawu życia, który by się nie mieścił w tym pięciokształcie i jego działach. To jest totalizm najbardziej totalistyczny!
Ani jeden z tych działów nie działa jednak sam, lecz pozostają one w ciągłym związku. Czyż stan zdrowia nie wpływa często na nasz stan ducha, wzbudzając już to ochotę, już to przygnębienie? Im więcej chorób w społeczeństwie, tym więcej sił marnuje się. Znana jest zasada zdrowego ducha w zdrowym ciele. Wiadomo, że na misjonarzy do krajów pogańskich przyjmuje się tylko kapłanów silnych, tryskających zdrowiem, bo inaczej nie daliby rady swym obowiązkom.
I nawzajem, duch oddziaływa silnie na ciało. Siła duchowa pomaga, by udźwignąć ciężar nędzy cielesnej. Historia wymienia szereg bohaterów o ciele nader słabym, którzy atoli duchem wielkim celując, dokonali dzieł chwalebnych i umieli pokonywać swą wątłość cielesną. Każdy lekarz przyświadczy, że pacjent tym łatwiej pokona chorobę, im jest silniejszego ducha. W dziełach lekarskich coraz częściej czyta się, że spowiednik jest najlepszym współpracownikiem lekarza. Zapiszmyż w częstochowskiej „Niedzieli”, że pierwszy zwrócił na to uwagę przed przeszło 30 laty Polak, sławny lekarz częstochowski ś.p. Władysław Biegański (twórca filozofii medycyny).
Ileż zachodzi związku pomiędzy zdrowiem a moralnością! Widzimy na codziennych przykrych przykładach, jak psuje się zdrowie dla braku moralności.
Podobnież kategoria dobrobytu ma swoje związki na wszystkie strony. O głodzie i chłodzie ciężko uczyć się samemu, a cóż dopiero nauczać drugich! Nędza obniża oświatę, dobrobyt może ją podnosić. Któż nie przyświadczy, że obniżenie wartości pieniądza przyczynia się do zubożenia ogółu? Spostrzegł to pierwszy Mikołaj Kopernik (1543), sława naszego narodu. Wydał osobną rozprawę naukową o tym, jak „pieniądz podły” pociąga za sobą ubytek artystów, pisarzy, uczonych, a nawet dobrych rzemieślników.
Zabiegać o dobrobyt wolno każdemu, a dla ojców rodzin stanowi to nawet bezwzględny obowiązek. Lecz do rozmyślań o kategorii dobra materialnego przyłącza się kategoria dobra moralnego i robi zastrzeżenie: Byle uczciwie! Zachodzą więc związki z moralnością i przy zdrowiu, i przy dobrobycie.
Przejdźmy do kategorii duchowej, do prawdy. Wzniosły to dział życia! Bez rozwoju nauk teologicznych upadłaby moralność; bez nauk świeckich nie byłoby oświaty. Nauka wyprzedza bowiem oświatę; ta zaś jest spopularyzowaną nauką. Kraj bez nauk utraciłby wkrótce oświatę. W ciemnocie umysłów zapanowałyby i nędza materialna, i choróbska wszelkie zaraźliwe, bo tylko ludzie oświeceni umieją walczyć z chorobami i ubóstwem.
Tak — to wszystko ma związek ze wszystkim. Najdobitniej może okazuje się to w kategorii piątej, na pięknie. Kto dba o estetykę życia powszedniego po prostu, żeby upiększyć sobie mieszkanie, żeby milej dla oka nakryć stół i żeby wszystko koło niego było czyste, ten przyczynia się wielce do dobrego stanu swego zdrowia. Lecz spójrzmy na sprawę wyższego rzędu: Wzniosłe, wspaniałe są nasze święte miejsca częstochowskie, cudowna kaplica, cała świątynia i sławna wieża; nawet na krużgankach i placach Jasnej Góry myśl ulata do Boga. A czy one nie są zarazem piękne? Może też to piękno pomaga myśli do wyższego lotu? Czyż można wyobrazić sobie świętość w brudzie? Wszystkie sztuki piękne — poezja, malarstwo, rzeźba, muzyka — służą do upiększania naszych kościołów, a liturgia katolicka jakżeż pełna jest estetyki!
Albowiem piękno wkracza śmiało w kategorie duchowe. Dlaczegóż miałyby być brzydkimi lub nudnymi prawda albo dobro? Czemuż nie nadawać pięknej szaty zewnętrznej kategoriom moralności i prawdy?
Wiążą się tedy i zachodzą wzajemnie na siebie wszystkie pięć kategorii bytu, bo one wspomagają się wzajemnie. One tworzą harmonię życia poczciwego człowieka, który nigdy nie ubliży żadnej z nich. Każdy z nas według swej możliwości stara się posiąść dobro duchowe i materialne ze wszystkich pięciu kategorii.
Jakiekolwiek doskonalenie się w jednej kategorii naszego quincunxa prowadzi do nawiązania stosunków z innymi kategoriami. One wszystkie się uzupełniają i tego właśnie wymaga życie normalne. Ale czy życie normalne obejdzie się bez hierarchii? Z tych pięciu kategorii jedna ma pierwszeństwo przed innymi. Hegemonia, zwierzchnictwo, jest przy kategorii dobra moralnego. Ona musi rządzić całym naszym pięciokształtem.
A zatem: nie wolno pielęgnować zdrowia w sposób urągający moralności, np. brać kąpiele słoneczne na rynku. Dorabiać się zamożności godzi się tylko w sposób uczciwy. Nie powinno się używać wiedzy na zło. Nie ma gorszego obniżenia nauki, jak oddawać ją na wysługi celów niegodnych z wyższym przeznaczeniem człowieka. Nie godzi się szerzyć zepsucia piórem ni pędzlem malarskim, ni dłutem rzeźbiarskim.
Im wyższe ktoś posiada wykształcenie moralne, tym chętniej poddaje się hegemonii.
Pełna świadomość moralna wymaga pracy nad sobą, rozważań i studiów. Naukę moralności, zwaną etyką, można uprawiać jak każdą inną naukę – od małego szkolnego katechizmu aż do mozofii. Etykę zowiemy również przysposobieniem moralności do życia, oczywiście nie tylko do prywatnego, ale również publicznego. Według nauki katolickiej, etyka jest jedna i ta sama dla kółka rodzinnego, dla wielkich kręgów państwa i społeczeństwa. Państwo musi być opanowane przez etykę.
Oto jest totalność katolicka. Zawołam więc donośnym głosem: My chcemy etyki totalnej!
Jak sądzą czytelnicy „Niedzieli”, czy hasło takie nie byłoby już czymś na poczet ślubowania jasnogórskiego? My, katolicy, osądzamy wszystko a wszystko ze stanowiska etyki, bo przy niej jest zwierzchnictwo nad domem i państwem. Nie ma zakątka życia, gdzie byśmy nie badali, nie pytali, czy m panuje moralność? I oceniamy wszystko a wszystko według stosunku do etyki.
Feliks Koneczny
