W historii Polski nie brakuje postaci, które poprzez swoje życie, poświęcenie i tajemniczą śmierć stają się symbolami epoki. Jedną z takich osób jest Irena Iłłakowiczowa – kobieta niezwykła, której biografia to gotowy scenariusz filmowy: piękna, wykształcona, biegła w sześciu językach, odważna alpinistka, przedwojenna modelka, a jednocześnie agentka wywiadu i podporucznik Narodowych Sił Zbrojnych. Jej życie stanowi fascynujące połączenie egzotyki, wielkiej miłości, wojennej konspiracji i bezkompromisowej walki o Polskę. Zginęła strzałem w tył głowy w Warszawie 4 października 1943 roku. Do dziś nie wiadomo, kto pociągnął za spust.
Irena Iłłakowiczowa, z domu Morzycka, przyszła na świat 26 lipca 1906 roku w Berlinie w rodzinie ziemiańskiej wywodzącej się z Kujaw. Jej ojciec, Bolesław Morzycki, pracował przy rozbudowie kolei w Rosji, co sprawiło, że rodzina musiała często się przemieszczać. Po wybuchu rewolucji październikowej w 1917 roku Morzyccy opuścili Rosję i na jakiś czas osiedlili się w Finlandii. To właśnie tam Irena nauczyła się biegle języka fińskiego — jednego z sześciu, którymi władała. Pozostałe to: polski, francuski, niemiecki, angielski i rosyjski. Z czasem opanowała także język perski.
Po powrocie do Polski Irena uczęszczała do szkoły przyklasztornej prowadzonej przez Zgromadzenie Najświętszego Serca Jezusowego w Zbylitowskiej Górze, co było charakterystyczne dla dziewcząt z arystokratycznych rodzin. Następnie wyjechała do Francji, gdzie studiowała nauki humanistyczne na Uniwersytecie w Grenoble. To właśnie tam, podczas górskich wędrówek w Alpach, wydarzył się dramatyczny epizod, który przeszedł do jej legendy: jeden z uczestników wyprawy spadł do szczeliny skalnej i zginął. Irena, wykazując się odwagą i determinacją, spuściła się na linie po ciało towarzysza, ryzykując własne życie. Za ten czyn została uhonorowana szwajcarską złotą odznaką alpinistyczną. Już wtedy wyłaniał się portret kobiety nieprzeciętnej: inteligentnej, wykształconej, wysportowanej, niebojącej się wyzwań. Wyróżniała się nie tylko intelektem, ale i urodą. Była wysoka, szczupła, o regularnych rysach twarzy i jasnych oczach. Z czasem zaczęła przyciągać uwagę także jako modelka, choć nie zawodowa, to często pojawiała się w towarzystwie artystów i dyplomatów. Młodość Ireny była barwna, lecz nie zapowiadała jeszcze, że jej życie wkrótce wkroczy na ścieżkę tak ryzykowną i nieodwracalną.
Po zakończeniu studiów Irena przeniosła się do Paryża, gdzie los postawił na jej drodze wyjątkowego człowieka. Aziz Zangenah, syn księcia Kurdystanu, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Ich ślub odbył się w obrządku muzułmańskim we francuskiej stolicy. Po ceremonii młodzi małżonkowie udali się do Persji, gdzie zamieszkali w pałacu należącym do rodziny Zangenaha. Chociaż związek oparty był na głębokim uczuciu i wzajemnym szacunku, Irena z trudem odnajdywała się w surowych realiach życia kobiety na Bliskim Wschodzie. Pomimo przywilejów, jakie zdobyła w małżeńskim kontrakcie, w tym prawa do wspólnych posiłków z mężczyznami, czuła się coraz bardziej osamotniona. Po dwóch latach, za zgodą męża, postanowiła opuścić Kurdystan. Aziz nie tylko nie stawiał przeszkód, ale wręcz pomógł jej w ucieczce, zdając sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogłyby go spotkać w razie wykrycia. Irena wsiadła na motocykl z pełnym bakiem paliwa i samotnie, przez górzyste tereny, dotarła do polskiej placówki dyplomatycznej w Teheranie. Z pomocą polskiego poselstwa, w całkowitej dyskrecji, udało jej się wrócić do ojczyzny.
Po powrocie do Polski ponownie wyjechała do Paryża. Tam poznała Jerzego Olgierda Iłłakowicza, młodszego od niej o dwa lata, ziemianina, działacza narodowego i kuzyna poetki Kazimiery Iłłakowiczówny. Wzięli ślub 23 października 1934 roku w Warszawie. Dwa lata później, 25 czerwca 1936, urodziła się ich córka, Ligia. Małżeństwo to stało się początkiem nowego etapu w jej życiu – politycznego, konspiracyjnego i tragicznego w skutkach.
Wojna i kariera w wywiadzie
Wybuch II wojny światowej w 1939 roku całkowicie odmienił życie Ireny i jej męża Jerzego. Oboje zaangażowali się w działalność konspiracyjną w ramach Organizacji Polskiej, która przekształciła się z czasem w Organizację Wojskową Związek Jaszczurczy. Jerzy objął funkcję kierownika Wydziału Finansowego i pozostał aktywny aż do 1944 roku. Irena natomiast została wcielona do pionu wywiadowczego, związanego z podcentralą „Zachód”, której zadaniem było prowadzenie rozpoznania wojskowego, gospodarczego i komunikacyjnego na terenach Niemiec.
Dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego oraz wyjątkowej urodzie Irena była w stanie bez większych podejrzeń podróżować do Berlina, gdzie funkcjonował punkt kontaktowy sieci „Z”. Działała pod pseudonimem „Barbara Zawisza”. Jej misje były nie tylko ryzykowne, ale i kluczowe dla gromadzenia danych o ruchach wojsk niemieckich, ich zapleczu logistycznym oraz planach okupanta. Sieć wywiadowcza, do której należała, liczyła setki osób i sięgała aż do Kwatery Głównej Hitlera.
Rok 1941 przyniósł jednak poważne zagrożenie. Niemcom udało się rozpracować część siatki „Zachód”, co doprowadziło do licznych aresztowań. 7 października 1942 roku gestapo zatrzymało Irenę w Warszawie. Osadzono ją na Pawiaku, gdzie przez kolejne miesiące była brutalnie przesłuchiwana. Pomimo tortur nie wydała żadnego z towarzyszy. Miała przy sobie cyjanek, dostarczony przez członków Związku Jaszczurczego, jednak z niego nie skorzystała, przekonana, że zachowa milczenie do końca. W tym czasie wśród struktur konspiracyjnych narastało przekonanie, że trzeba za wszelką cenę ją uratować. Jej mąż, Jerzy Iłłakowicz, prowadził intensywne starania o uwolnienie Ireny. Przekupiony strażnik zgodził się umieścić ją w grupie więźniów niepolitycznych, którzy mieli zostać przetransportowani do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Był to ryzykowny plan, ale dawał cień nadziei.
W marcu 1943 roku, dwa miesiące po przeniesieniu do Lublina, nastąpiła jedna z najbardziej brawurowych akcji wywiadu Narodowych Sił Zbrojnych. Grupa konspiratorów, przebranych w mundury gestapo, podjechała pod bramę obozu, przedstawiając sfałszowany nakaz przewiezienia Ireny na dalsze śledztwo do Warszawy. Ich pewność siebie, zgodność narracji i dokumentów przekonała strażników. Irena została uwolniona. Akcja została odnotowana w oficjalnym raporcie Delegatury Rządu i do dziś uchodzi za jeden z najbardziej spektakularnych sukcesów konspiracyjnych w okupowanej Polsce. Irena odzyskała wolność i po krótkim okresie rekonwalescencji znów wróciła do służby. Tym razem jej cel był jeszcze bardziej niebezpieczny.
Działalność antykomunistyczna i finał życia
Po spektakularnej ucieczce z Majdanka Irena Iłłakowiczowa nie szukała schronienia na uboczu, nie wycofała się z konspiracji i nie zdecydowała na ucieczkę z kraju. Wręcz przeciwnie — natychmiast po okresie rekonwalescencji, który spędziła na prowincji, powróciła do Warszawy. Zamieszkała u doktor Miłodroskiej przy ulicy Filtrowej, skąd rozpoczęła nowy etap działalności wywiadowczej. Tym razem została przydzielona do komórki rozpoznawczej Narodowych Sił Zbrojnych, która zajmowała się śledzeniem i neutralizowaniem wpływów sowieckiej agentury na terenie Generalnego Gubernatorstwa.
Zadania Ireny nie ograniczały się już do analizy wojskowej aktywności Niemców. Jej celem była teraz penetracja struktur Polskiej Partii Robotniczej oraz siatek NKWD działających na terenie centralnej Polski. Kluczowym punktem operacyjnym była radiostacja zlokalizowana w Otwocku, która służyła do komunikacji z Moskwą oraz koordynowania operacji związanych ze zrzutami sowieckich spadochroniarzy. Irena zdobyła informacje, które mogły mieć duże znaczenie dla wywiadu NSZ. W toku operacji utrzymywała kontakt z niemieckim oficerem Abwehry, który, jak twierdziła, posiadał silnie antyhitlerowskie poglądy i był skłonny współpracować w walce z komunizmem. W tej niejednoznacznej rzeczywistości okupacyjnej, gdzie linie frontów ideologicznych często się zacierały, takie sojusze nie były czymś niezwykłym. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci byli postrzegani przez NSZ jako śmiertelni wrogowie, a działania Iłłakowiczowej wpisywały się w tę bezkompromisową logikę.
W międzyczasie Tymczasowa Narodowa Rada Polityczna podjęła decyzję o ewakuacji Ireny do Londynu. Planowano, że wyjedzie z Tadeuszem Salskim, ps. „Jan”. Jej mąż Jerzy zaproponował, że to on powinien towarzyszyć żonie w podróży, jednak decyzją dowództwa uznano, że będzie to zbyt ryzykowne. Na dziewięć dni przed planowanym wyjazdem wydarzyło się coś, co po dziś dzień pozostaje niewyjaśnione. Wieczorem 4 października 1943 roku Irena odebrała telefon. Była wyraźnie poruszona rozmową. Poinformowała doktor Miłodroską, że wychodzi, ale na wszelki wypadek podała instrukcję: jeśli nie wróci do godziny 22:00, należy powiadomić punkt kontaktowy. Zniknęła bez śladu.
Jej ciało znaleziono niedługo później na ulicy Polnej, w pobliżu Pola Mokotowskiego. Została zastrzelona strzałem w tył głowy, co nosiło znamiona egzekucji z wyroku. Nie zostawiła żadnych listów, nie udało się ustalić, z kim się spotkała ani kto wydał na nią wyrok. Miała przy sobie dokumenty i była ubrana jak zawsze — gotowa do działania. Śmierć nadeszła szybko i bez ostrzeżenia.
Śmierć i niewyjaśniona tajemnica
Zabójstwo Ireny Iłłakowiczowej pozostaje jedną z największych zagadek polskiego podziemia niepodległościowego. Jej ciało zostało odnalezione niedaleko Pola Mokotowskiego, przy ulicy Polnej w Warszawie, z raną postrzałową w tył głowy. Wszystko wskazywało na to, że została zastrzelona z bliskiej odległości — jak w egzekucji. Była ubrana w zwykły strój cywilny, bez oznak walki czy szarpaniny. Nie zrabowano jej rzeczy osobistych, co wykluczało napad rabunkowy. Morderstwo było precyzyjne i zimne, jakby przeprowadzone przez zawodowego likwidatora.
Natychmiast pojawiły się hipotezy. Najbardziej rozpowszechniona mówiła o zemście ze strony struktur komunistycznych: Gwardii Ludowej lub agentury NKWD, których działalność była przez Irenę rozpracowywana. Jej ostatnie misje wiązały się z rozpracowaniem radiostacji w Otwocku, którą wykorzystywano do kontaktu z Moskwą i koordynacji zrzutów sowieckich agentów. Działalność Ireny mogła zagrażać kluczowym operacjom komunistycznego podziemia. Pojawiły się także sugestie, że została zdradzona przez kogoś z kręgów konspiracyjnych. W materiałach Instytutu Pamięci Narodowej znajduje się notatka informująca, że została „zastrzelona z wyroku GL jako konfidentka Gestapo”. Tego stwierdzenia nigdy nie potwierdzono żadnymi dodatkowymi dowodami, a jego wiarygodność została zakwestionowana przez historyków. Profesor Jan Żaryn zauważył, że taka wersja może być elementem wojny informacyjnej toczonej już w trakcie wojny i po jej zakończeniu. Zwrócił też uwagę, że wiedza o tym wydarzeniu pochodzi tylko z jednego, niezweryfikowanego źródła.
Istnieje również alternatywna wersja zdarzeń, według której Irena, pozostając w kontakcie z niemiecką Abwehrą, mogła paść ofiarą nieporozumienia lub celowego działania niemieckich służb, które zorientowały się, że ich współpracowniczka gra na dwa fronty. Nie można też wykluczyć prowokacji. Telefon, który otrzymała w dniu śmierci, mógł być częścią zaplanowanej pułapki. Jej mąż Jerzy, zrozpaczony, rozpoczął natychmiastowe poszukiwania. Ciało odnalazł dopiero w kostnicy szpitala przy ulicy Oczki. Zidentyfikował je mimo konspiracyjnych dokumentów i zmienionego nazwiska. Pogrzeb odbył się w warunkach konspiracyjnych. Jerzy przebrał się za grabarza, a matka Ireny – za pracownicę cmentarza. Została pochowana na Powązkach jako Barbara Zawisza. Dopiero w 1948 roku na grobie pojawiła się tabliczka z jej prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
Śmierć Ireny Iłłakowiczowej na zawsze pozostała bez wyjaśnienia, a wokół niej narosły legendy, domysły i teorie. Żadna nie została do końca potwierdzona. Milczenie archiwów w tej sprawie jest równie złowrogie, co celny strzał w głowę.
Dziedzictwo i upamiętnienie
Chociaż Irena Iłłakowiczowa zginęła w dramatycznych i wciąż niewyjaśnionych okolicznościach, pamięć o niej przetrwała w różnych formach — od rodzinnych wspomnień, przez publikacje historyczne, aż po symboliczne gesty instytucjonalne. Dla najbliższych była żoną, matką, kobietą światłą i odważną, która nigdy nie wahała się postawić wszystkiego na jedną kartę w imię wyznawanych wartości.
20 maja 1944 roku, kilka miesięcy po jej śmierci, została pośmiertnie awansowana do stopnia podporucznika czasu wojny. Rozkaz wydało dowództwo Narodowych Sił Zbrojnych. Później, już w wolnej Polsce, w 1995 roku, została uhonorowana Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego — odznaczeniem nadawanym za wybitne zasługi w służbie niepodległościowej. Choć przez dekady jej historia była przemilczana lub zniekształcana, wraz z odzyskaną suwerennością zaczęto coraz odważniej mówić o jej roli w konspiracji i dramacie jej śmierci.
W literaturze historycznej i publicystycznej Irena przedstawiana jest jako jedna z najwybitniejszych postaci kobiecych w polskim wywiadzie II wojny światowej. Autorki i autorzy, tacy jak Joanna Puchalska, podkreślają nie tylko jej kompetencje, ale też siłę charakteru, etos i kobiecą godność, które wyróżniały ją w świecie męskiej dominacji. Stała się symbolem kobiet-wojowniczek, które nie tylko wspierały konspirację, ale też nią dowodziły, tworzyły struktury, podejmowały decyzje i ginęły w imię sprawy.
Dziś grób Ireny Iłłakowiczowej na warszawskich Powązkach, już z jej prawdziwym nazwiskiem, odwiedzają ludzie, którzy nie znali jej osobiście. To dowód, że ofiara, którą poniosła, nie poszła w zapomnienie. Jej legenda trwa i inspiruje. Życie Ireny Iłłakowiczowej było krótkie, lecz niezwykle intensywne. Miała zaledwie 37 lat, gdy zginęła, a jednak pozostawiła po sobie ślad, jakiego nie zostawiają często nawet ludzie żyjący dwa razy dłużej. Jej biografia zawiera wszystko to, co składa się na postać tragiczną i zarazem heroiczną — młodość naznaczoną odwagą, pasję odkrywania świata, skomplikowane losy osobiste, niebezpieczną służbę w strukturach konspiracyjnych, brutalne przesłuchania, wielką ucieczkę i wreszcie: cichą, bezimienną śmierć. Nie wiadomo, kto wydał na nią wyrok i kto pociągnął za spust. Być może nigdy się tego nie dowiemy. Była kobietą, która wiedziała zbyt wiele, działała zbyt skutecznie i przekraczała granice, których nie wybaczano ani Niemcy, ani komuniści, ani – być może – niektórzy sojusznicy.
Iłłakowiczowa jest symbolem. Reprezentuje kobiety, które w czasie wojny nie tylko wspierały mężczyzn z tyłu, ale same walczyły z przodu: intelektem, odwagą, językiem, analitycznym umysłem. Jej historia przypomina, że bohaterstwo nie zawsze kończy się chwałą. Czasem kończy się milczeniem, anonimowym grobem i pytaniami, które wciąż pozostają bez odpowiedzi. Ale to właśnie pamięć o takich postaciach, przywracanych przez historię z zapomnienia, uczy nas, że wolność, za którą ginęli, nie może być lekceważona. I że są biografie, które zasługują, by opowiadać je wciąż na nowo.
Monika Świeżawska
