Henryk Antoni Flame, znany pod pseudonimem konspiracyjnym „Bartek” (mniej jako “Grot”), to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci powojennego podziemia antykomunistycznego w Polsce. Urodzony w 1918 roku na Śląsku Cieszyńskim, od młodości związany był z lotnictwem i służbą wojskową, a jego życiorys nierozerwalnie splata się z dramatycznymi losami Polski w czasie II wojny światowej oraz w latach bezpośrednio po niej.
Po kampanii wrześniowej i okresie internowania powrócił do kraju, by wkrótce zaangażować się w działalność konspiracyjną, najpierw w strukturach Armii Krajowej, a następnie w Narodowych Siłach Zbrojnych. Jako dowódca oddziału „Bartka” prowadził jedną z największych i najefektywniej działających formacji zbrojnych oporu wobec komunistycznej władzy. Jego życie, pełne odwagi, dramatów i tragicznego finału, stało się symbolem niezłomności, ale też ofiar trudnego wyboru między wolnością a represją.
I. Dzieciństwo i młodość
Henryk Antoni Flame urodził się 15 stycznia 1918 roku we wsi Frysztat (obecnie część Czech), na terenie Śląska Cieszyńskiego. Był synem Emeryka Flamego, kolejarza, oraz Franciszki z domu Nowak. Rodzina Flamego należała do warstwy robotniczej o silnych tradycjach patriotycznych, co miało istotny wpływ na późniejsze wybory życiowe młodego Henryka. Wychowywał się w atmosferze umiłowania ojczyzny, obowiązku wobec kraju oraz w cieniu walki o polskość regionu, który od wieków znajdował się pod wpływem różnych państw i kultur.
Od najmłodszych lat Flame wykazywał duże zainteresowanie techniką i wojskiem, co skłoniło go do podjęcia nauki w szkole przemysłowej, gdzie zdobył zawód ślusarza-mechanika. Równolegle z nauką uczestniczył w zajęciach Związku Strzeleckiego i Przysposobienia Wojskowego Lotniczego, co umożliwiło mu wstąpienie na drogę kariery wojskowej, szczególnie w lotnictwie, które w II Rzeczypospolitej było postrzegane jako elitarna formacja wojskowa. W 1936 roku Flame został powołany do Wojska Polskiego, a następnie skierowany do Szkoły Podoficerskiej Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Po ukończeniu kursu uzyskał stopień kaprala i rozpoczął służbę w 123 Eskadrze Myśliwskiej w Krakowie. Odbywał loty treningowe i patrolowe na samolotach PZL P.7 oraz później na nowocześniejszych maszynach PZL P.11c. Odznaczał się dużym talentem pilotażowym, zaangażowaniem i dyscypliną, co czyniło go wyróżniającym się żołnierzem. Koledzy i przełożeni cenili go za odpowiedzialność, zdecydowanie i wysoki poziom sprawności fizycznej.
W 1939 roku, tuż przed wybuchem wojny, Flame ukończył Wyższy Kurs Pilotażu w Dęblinie, gdzie szkolono najlepszych pilotów myśliwskich II Rzeczypospolitej. Był gotów do pełnienia funkcji pilota bojowego w jednostkach frontowych. W sierpniu tego roku przydzielono go do 123 Eskadry Myśliwskiej, stacjonującej w Aleksandrowicach pod Bielskiem. Eskadra ta należała do Krakowskiej Brygady Pościgowej i miała odegrać istotną rolę w obronie nieba nad południową Polską. Wybuch wojny 1 września 1939 roku zastał Flamego w pełnej gotowości bojowej. Już w pierwszych dniach wojny brał udział w zadaniach rozpoznawczych i osłonowych, wykonując loty w trudnych warunkach atmosferycznych i przy przewadze Luftwaffe w powietrzu. Z powodu dramatycznej sytuacji militarnej i szybko postępującej ofensywy niemieckiej, jego jednostka została zmuszona do odwrotu. Flame, podobnie jak wielu innych pilotów, przekroczył granicę z Węgrami, gdzie został internowany.
Okres do wybuchu II wojny światowej ukształtował Henryka Flamego jako człowieka obowiązku, dyscypliny i walki o wolność. Jego doświadczenia z dzieciństwa i młodości, począwszy od edukacji technicznej, przez służbę wojskową, aż po przynależność do elitarnych formacji lotniczych, wskazują na silne zakorzenienie patriotyczne i antytotalitarne, które będzie definiować całą jego dalszą działalność konspiracyjną i zbrojną.
II. Wojna
Po wybuchu wojny 1 września 1939 roku Henryk Flame został zmobilizowany jako pilot myśliwski 123 Eskadry Myśliwskiej, stacjonującej w Aleksandrowicach pod Bielskiem. Jego zadania obejmowały przede wszystkim loty rozpoznawcze i osłonowe nad południową Polską. Pomimo dużego zaangażowania, działania polskiego lotnictwa były utrudnione przez przeważające siły niemieckiej Luftwaffe oraz niedobory techniczne. Po zaledwie kilku dniach walki jego jednostka, jak wiele innych, musiała opuścić przydzielone stanowiska.
Wobec niemożności dalszego prowadzenia skutecznych działań bojowych, Flame podjął decyzję o ewakuacji. 17 września 1939 roku, po wkroczeniu Armii Czerwonej na wschodnie tereny Rzeczypospolitej, przekroczył granicę z Węgrami. Został internowany w obozie w Nagykáta, gdzie przebywał kilka tygodni. Warunki bytowe były trudne, a sytuacja internowanych niepewna. Flame, podobnie jak wielu innych żołnierzy, próbował przedostać się na Zachód, by kontynuować walkę w szeregach armii sojuszniczych.
W październiku 1939 roku, dzięki pomocy polskich struktur dyplomatycznych, udało mu się uciec z obozu. Jednak zamiast trafić do Francji, gdzie formowano polskie oddziały wojskowe, powrócił przez Słowację do okupowanej Polski. Wrócił w rodzinne strony na Śląsku Cieszyńskim, które po zajęciu przez Niemcy włączono bezpośrednio do III Rzeszy. Podejmując pracę na kolei, próbował wieść życie cywilne, jednocześnie obserwując narastającą brutalność okupanta wobec miejscowej ludności.
Wkrótce został zmuszony do ucieczki, kiedy wyszło na jaw, że był pilotem wojskowym. Oskarżony o sabotaż kolejowy, ukrywał się wśród znajomych i był poszukiwany przez gestapo. W obliczu zagrożenia, zimą 1943 roku Henryk Flame podjął decyzję o ukryciu się w lasach Beskidu Żywieckiego, co stało się początkiem jego drogi konspiracyjnej.
III. W konspiracji – przeciw dwóm wrogom
Na początku Flame współpracował z Armią Krajową, jednak wkrótce jego drogi skrzyżowały się z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Program polityczny NSZ, zakładający zdecydowaną walkę z obydwoma okupantami – niemieckim i sowieckim – był mu bliższy ideowo. Flame był znakomitym organizatorem, posiadał doświadczenie wojskowe i naturalny autorytet. Szybko zyskał pseudonim „Grot”, który później zmienił na „Bartek”.
Jeszcze w 1944 roku objął dowództwo nad grupą operującą w rejonie Wisły, Istebnej i Żywca. Oddział prowadził akcje dywersyjne i sabotażowe wymierzone w Niemców oraz kolaborantów. Dzięki ścisłej dyscyplinie, podziałowi zadań i wsparciu ludności cywilnej, oddział funkcjonował sprawnie mimo trudnych warunków. Flame unikał otwartych konfrontacji z Niemcami, koncentrując się na działaniach mobilnych – atakach na patrole, zdobywaniu broni, zakłócaniu linii komunikacyjnych. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na te tereny na początku 1945 roku Flame zawiesił działalność zbrojną, licząc na odbudowę niepodległej Polski. Z czasem zyskiwał sławę jako “król Podbeskidzia”.
Nadzieje te okazały się złudne. NKWD i komunistyczna bezpieka szybko rozpoczęły falę represji wobec żołnierzy AK, NSZ i wszystkich, którzy nie chcieli podporządkować się nowemu reżimowi. Wiosną 1945 roku Flame wrócił do lasu. Rozpoczął odbudowę struktur Narodowych Sił Zbrojnych w Beskidzie Śląskim. Z czasem stanął na czele największego zgrupowania partyzanckiego na południu Polski. Oddział „Bartka” liczył w szczytowym momencie od 200 do 300 żołnierzy, podzielonych na mniejsze grupy operujące w terenie. Flame był bezwzględny wobec agentów UB, donosicieli i funkcjonariuszy komunistycznego aparatu władzy. Oddział przeprowadzał akcje rozbrajania posterunków Milicji Obywatelskiej, likwidował informatorów i zdobywał broń. W rejonie Istebnej, Wisły i Żywca oddział Bartka cieszył się dużym poparciem społecznym. Ludność cywilna udzielała mu schronienia, informacji i pożywienia. Mimo brutalnych represji stosowanych przez UB wobec rodzin partyzantów, wsparcie nie ustało całkowicie.
Wiosną 1946 roku Flame zdecydował się na najbardziej spektakularną demonstrację siły – zorganizowanie defilady wojskowej w Wiśle w dniu 3 maja. Było to święto narodowe oficjalnie zakazane przez władze komunistyczne. Flame zarządził koncentrację wszystkich oddziałów VII Okręgu NSZ podległych jego dowództwu na Baraniej Górze. Zgromadzono kilkuset partyzantów – ubranych w wojskowe mundury, uzbrojonych, z przypiętymi orzełkami i ryngrafami z Matką Boską. Kolumna przemaszerowała przez górskie drogi do centrum Wisły. Według relacji Antoniego Bieguna „Sztubaka”, mieszkańcy byli początkowo zszokowani – myśleli, że to oddziały Wojska Polskiego. W rzeczywistości byli to żołnierze NSZ. Na otwartym terenie Flame osobiście przyjął defiladę, która odbyła się bez żadnej reakcji ze strony władz. Posterunki MO i WOP zostały porzucone, a funkcjonariusze uciekli lub się zabarykadowali.
Defilada była jawnym wyzwaniem rzuconym komunistycznej władzy. Była to jedyna w swoim rodzaju manifestacja siły podziemia niepodległościowego w Polsce Ludowej. Uczestniczyło w niej kilkuset partyzantów i setki cywilnych obserwatorów. Wydarzenie odbiło się szerokim echem nie tylko wśród mieszkańców regionu, ale także w raportach UB i NKWD. Dla komunistycznej bezpieki był to sygnał, że Flame nie zamierza się poddać i nadal dysponuje realną siłą bojową.
Po defiladzie nasiliły się działania operacyjne UB i KBW. W lasach pojawiły się nowe jednostki, wspierane przez NKWD, artylerię i lotnictwo. Do walki z partyzantką rzucono informatorów, agentów i prowokatorów. Flame coraz trudniej było utrzymać strukturę oddziału w stanie gotowości. Wtedy właśnie rozpoczęto największą operację dezintegracyjną wymierzoną w jego ludzi – operację „Lawina”, przeprowadzoną przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.
IV. Operacja „Lawina” – masowy mord na żołnierzach NSZ
Latem 1946 roku, po wielomiesięcznych nieudanych próbach rozbicia zgrupowania „Bartka” w działaniach bojowych, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego postanowiło sięgnąć po środki ostateczne. Opracowano plan prowokacji mającej na celu rozbrojenie i likwidację znacznej części oddziału bez konieczności otwartego starcia zbrojnego. Plan ten przeszedł do historii jako operacja „Lawina” – jedna z najbrutalniejszych zbrodni okresu stalinowskiego w Polsce.
U podstaw operacji leżała decyzja o stworzeniu fałszywego dowództwa Narodowych Sił Zbrojnych, które miało wejść w kontakt z oddziałem Flamego, przedstawić się jako przedstawiciel centrali NSZ i przekonać „Bartka” do relokacji części jego żołnierzy na Dolny Śląsk. Za realizację tej operacji odpowiadał funkcjonariusz UB Henryk Wendrowski, który działał pod fałszywą tożsamością „kapitana Lawiny”. W lipcu 1946 roku Wendrowski, korzystając z sieci agentów i łączników, skontaktował się z Flame i przedstawił jako reprezentant Komendy Głównej NSZ. Spotkanie odbyło się na Baraniej Górze, gdzie Flame miał swoją kwaterę główną. „Kapitan Lawina” przekazał rzekomy rozkaz przeniesienia części sił NSZ na Dolny Śląsk, gdzie – jak twierdził – trwała reorganizacja oddziałów i przygotowania do nowej fazy działań zbrojnych. Flame, który od miesięcy był odcięty od centralnych struktur i zmagał się z problemami aprowizacyjnymi, zgodził się.
Plan „B”, opracowany przez MBP, zakładał przewóz żołnierzy w kilku turach. Partyzantów rozdzielano, umieszczano w ciężarówkach z zamaskowanymi funkcjonariuszami UB i przewożono na tereny Dolnego Śląska. Oficjalnie miało to być przemieszczanie do nowych baz, a w rzeczywistości była to operacja likwidacyjna. Ze względu na konieczność utrzymania pozorów, transportom towarzyszyły kolacje powitalne, często z alkoholem zawierającym środki odurzające. Pierwsza grupa została przewieziona w okolice Dąbrówki i Barutu (Opolszczyzna), gdzie nieopodal dawnego zameczku myśliwskiego „Hubertus” dokonano pierwszej egzekucji. Świadkowie donosili o nocnych wybuchach, odgłosach strzałów i krzyków. Rankiem znaleziono rozrzucone części ciał. Cały teren był przez kilka dni otoczony przez UB. W 1947 roku Flame sam udał się na miejsce – według relacji był wstrząśnięty tym, co zobaczył, i zrozumiał, że jego ludzie zostali zamordowani z zimną krwią.
Kolejne grupy przewożono w okolice Łambinowic, gdzie na terenie byłego niemieckiego lotniska kontynuowano eksterminację. Według zeznań Jana Zielińskiego, byłego pracownika PUBP w Cieszynie, schemat był podobny: najpierw uczta, potem ogłuszenie granatami, rozbieranie ofiar, wyprowadzanie nad wcześniej wykopane doły i strzał w tył głowy. Do dołów wrzucano również tabliczki identyfikacyjne radzieckich i polskich żołnierzy – w celu fałszowania ewentualnych późniejszych ekshumacji.
W jednej z wersji wydarzeń podawanych przez świadków, część żołnierzy została zamknięta w zaminowanym baraku, który następnie wysadzono w powietrze. Z całej operacji ocalał tylko jeden członek zgrupowania, który zdołał uciec i później opowiedział o zbrodni. Według relacji, zginęło około 90–100 osób. Ostateczna liczba ofiar do dziś nie jest znana – szacuje się, że w operacji mogło zginąć nawet ponad 100 żołnierzy NSZ. Do dziś nie odnaleziono wszystkich mogił. Na podstawie badań Instytutu Pamięci Narodowej wytypowano trzy potencjalne miejsca pochówku zbiorowego: jedno w Barucie i dwa w okolicach Łambinowic. Trwają badania z wykorzystaniem zdjęć lotniczych, georadarów i relacji świadków.
Nie zachowały się żadne formalne dokumenty MBP opisujące przebieg egzekucji. Zachowały się jednak fragmentaryczne relacje uczestników i oficerów niższego szczebla. W zeznaniach Wendrowskiego, złożonych dopiero w latach 90., pojawiły się nazwiska osób odpowiedzialnych: Roman Romkowski (wiceminister bezpieczeństwa), Władysław Śliwa (kierownik Wydziału III MBP), oraz kpt. Marek Fink z WUBP w Katowicach. Żaden z nich nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Operacja „Lawina” była wyjątkowa – nie tylko ze względu na brutalność, ale przede wszystkim na perfekcyjnie przeprowadzoną prowokację: UB stworzyło fałszywe dowództwo, podstępnie zdobyło zaufanie, a następnie dokonało egzekucji bez jakiejkolwiek formy oskarżenia, procesu czy nawet aresztowania.
IPN prowadzi obecnie kilka śledztw w tej sprawie; zarówno dotyczących samej eksterminacji, jak i późniejszego tuszowania zbrodni oraz losów samego Henryka Flamego. W toku jest także śledztwo dotyczące jego śmierci, do której doszło 1 grudnia 1947 roku w restauracji w Zabrzegu. Flame, który kilka miesięcy wcześniej ujawnił się w ramach amnestii i wrócił do życia cywilnego, został zastrzelony przez funkcjonariusza MO Edwarda Potockiego. Oficjalnie sprawcę uznano za niepoczytalnego. Historycy i IPN wskazują jednak, że był to zamach zorganizowany przez UB, by zlikwidować symboliczną postać podziemia niepodległościowego.
Operacja „Lawina” pozostaje do dziś jedną z najbardziej tajemniczych i brutalnych operacji kontrwywiadowczych przeprowadzonych przez komunistyczny aparat represji w Polsce. Mimo upływu dekad i pracy badawczej historyków, wiele wątków tej zbrodni pozostaje niejasnych, a sprawcy – bezkarni.
V. Ujawnienie, śmierć i dziedzictwo Henryka Flamego „Bartka”
Na początku 1947 roku sytuacja w podziemiu niepodległościowym uległa radykalnej zmianie. Po operacji „Lawina”, która zakończyła się fizyczną likwidacją znacznej części jego żołnierzy, Flame pozostał w górach z resztkami zdziesiątkowanego zgrupowania. Zmagał się z brakiem ludzi, zapasów i rosnącym poczuciem izolacji. Równocześnie, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego rozpoczęło zakrojoną na szeroką skalę akcję propagandową i represyjną wobec członków zbrojnego podziemia.
W lutym 1947 roku ogłoszono tzw. „amnestię”, która miała umożliwić członkom organizacji konspiracyjnych bezkarne ujawnienie się i powrót do życia cywilnego. Choć wielu działaczy niepodległościowych od początku podejrzewało prowokację, część z nich – wycieńczona, rozbita, zdemoralizowana – zdecydowała się złożyć broń. Dla Flamego sytuacja była szczególnie trudna: jego zgrupowanie zostało zdradzone i wymordowane przez rzekomych przedstawicieli NSZ, a on sam utracił kontakt z dowództwem i większością podwładnych.
W marcu 1947 roku Henryk Flame podjął decyzję o ujawnieniu się. Przed władzami zadeklarował zakończenie działalności zbrojnej, złożył broń i zamieszkał w rodzinnej miejscowości — Zabrzegu, gdzie podjął pracę jako mechanik. Ujawnił także szereg faktów dotyczących funkcjonowania swojego oddziału. Początkowo wydawało się, że formalnie zakończył działalność i zostanie objęty „amnestią”. W rzeczywistości był od samego początku pod intensywną obserwacją Urzędu Bezpieczeństwa. Flame był dla komunistycznych władz wciąż bardzo groźny, już nie jako aktywny partyzant, ale jako żywa legenda i potencjalny przywódca, zdolny w każdej chwili ponownie zorganizować opór. Posiadał charyzmę, znajomość terenu i autorytet wśród ludzi. Co więcej, mimo formalnego zakończenia działań, wciąż utrzymywał nieformalne kontakty z byłymi podkomendnymi.
1 grudnia 1947 roku, Henryk Flame został zamordowany w restauracji w Zabrzegu. Zastrzelił go funkcjonariusz milicji, Edward Potocki, który wcześniej nawiązał z nim kontakt jako “zwykły mieszkaniec” i odwiedzał go prywatnie. Zabójstwo miało miejsce z bliskiej odległości, podczas rozmowy. Flame został pochowany bez rozgłosu, bez ceremonii wojskowej, a jego grób przez lata pozostawał anonimowy.
Po jego śmierci struktury oddziału ostatecznie się rozpadły. Nieliczni pozostali partyzanci zostali wyłapani, skazani w pokazowych procesach lub zmuszeni do emigracji. Część podjęła działalność konspiracyjną w innych formach – tworząc siatki wywiadowcze lub prowadząc działalność propagandową, jednak skala ich działań była już znacznie ograniczona.
Na los żołnierzy oddziału „Bartka” przez dziesięciolecia nałożona została zmowa milczenia. W okresie PRL postać Henryka Flamego była całkowicie nieobecna w oficjalnej historiografii. Jeżeli pojawiał się w materiałach wewnętrznych MSW lub w raportach, określano go mianem „bandyty” lub „reakcyjnego elementu”. W społeczeństwie trwała jednak pamięć o jego działalności – przekazywana w formie ustnej, w rodzinach, w lokalnych społecznościach.
Dopiero po 1989 roku rozpoczął się proces przywracania prawdy historycznej. Instytut Pamięci Narodowej wszczął śledztwa dotyczące zarówno zbrodni operacji „Lawina”, jak i okoliczności śmierci Flamego. Prowadzone są również poszukiwania miejsc pochówku zamordowanych żołnierzy NSZ, z wykorzystaniem nowoczesnych metod: georadarów, zdjęć lotniczych i badań archeologicznych. Na Opolszczyźnie wytypowano trzy potencjalne lokalizacje zbiorowych mogił, lecz do dziś nie odnaleziono szczątków wszystkich ofiar.
1 grudnia 2010 roku na murze restauracji „Pod Zaporą” w Zabrzegu, nieopodal Czechowic-Dziedzic, odsłonięto tablicę pamiątkową. Napis na niej głosi: „W tym budynku w dniu 1 grudnia 1947 roku został zdradziecko zamordowany dowódca zgrupowania »Bartek« VII Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryk Flame. Cześć jego pamięci.” Symboliczne miejsce, w którym zginął jeden z najbardziej znanych dowódców antykomunistycznego podziemia na Śląsku, zostało w ten sposób włączone do lokalnej mapy pamięci historycznej. W 2013 roku w Barucie, na miejscu jednej z egzekucji, stanął pomnik upamiętniający zamordowanych żołnierzy NSZ. Ich nazwiska nadal są uzupełniane, ponieważ identyfikacja ofiar pozostaje niepełna. Szacuje się, że w operacji „Lawina” zamordowano od 90 do ponad 100 osób, jednak liczby te nie są ostateczne.
Henryk Flame stał się po latach jednym z symboli tzw. Żołnierzy Wyklętych – tych, którzy po zakończeniu II wojny światowej nie złożyli broni i kontynuowali walkę z nowym okupantem czyli komunistycznym reżimem wspieranym przez Związek Sowiecki. Jego postać obecna jest w publikacjach historycznych, książkach, filmach dokumentalnych i wystawach IPN. W Wiśle, Zabrzegu i Bielsku-Białej organizowane są regularne uroczystości patriotyczne przypominające o jego działalności.
W 2021 roku rozpoczęto proces tworzenia cyfrowej dokumentacji losów oddziału „Bartka”, w tym bazy danych wszystkich znanych członków zgrupowania oraz mapę miejsc związanych z jego działalnością. W planach jest również budowa izby pamięci lub niewielkiego muzeum poświęconego jego postaci w jednej z miejscowości Beskidu Śląskiego.
Organizacje społeczne stworzyły m.in. projekt „Śladami Bartka. Niepodległość odciśnięta w dolinach”, który stanowi kontynuację wcześniejszego projektu „Śladami Bartka. Niepodległość odciśnięta w Beskidach”. O ile pierwotna edycja skupiała się na górskich szlakach, gdzie funkcjonowało zgrupowanie „Bartka”, to nowa odsłona przenosi punkt ciężkości do dolin – tam, gdzie partyzanci walczyli, wykonywali zadania i często bezimiennie ginęli. Jak podkreślają autorzy projektu, ich celem jest ukazanie mniej znanych, często pomijanych miejsc związanych z walką o niepodległość Polski w latach 1945–1947: „Tym razem ze szlaków górskich przenosimy się w doliny – tam gdzie żołnierz NSZ walczył i wykonywał powierzone zadania, często bezimiennie ginąc. Zabieramy Państwa w niezwykłą podróż śladami naszej Niepodległości odciśniętej w dolinach.” Łącznie w regionie Śląska Cieszyńskiego i Żywiecczyzny rozmieszczono już 20 tablic edukacyjnych i wytyczono kilkadziesiąt kilometrów tras historyczno-dydaktycznych.
Dr Tomasz Greniuch jest jednym z najważniejszych badaczy zajmujących się historią Henryka Flamego „Bartka” oraz jego zgrupowania partyzanckiego. W swoich pracach konsekwentnie rekonstruuje losy VII Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych, pokazując zarówno codzienność żołnierską, jak i dramatyczne kulisy likwidacji tej formacji przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Jego najważniejszą publikacją jest książka zatytułowana „Chrystus za nas, my za Chrystusa. Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kapitana Henryka Flamego »Bartka«”. Praca ta stanowi szczegółową monografię oddziału i jest efektem wieloletnich badań autora w archiwach, analiz źródeł oraz rozmów ze świadkami wydarzeń. Greniuch w sposób faktograficzny i pozbawiony publicystyki przedstawia strukturę organizacyjną oddziału, cele jego działań, metody prowadzenia walki oraz sposoby utrzymywania kontaktu z ludnością cywilną.
W publikacjach Greniucha znajduje się również szczegółowy opis akcji zorganizowanej przez Flamego w Wiśle 3 maja 1946 roku, podczas której kilkuset partyzantów przemaszerowało w defiladzie przed mieszkańcami miasta. Autor analizuje to wydarzenie nie tylko jako akt odwagi, ale przede wszystkim jako świadome działanie propagandowe i moralne, mające podkreślić ciągłość walki o niepodległość. Szczególną uwagę poświęca jednak Greniuch operacji „Lawina” – jednej z najbardziej brutalnych prowokacji komunistycznych służb specjalnych wymierzonych w antykomunistyczne podziemie. Z dużą precyzją opisuje mechanizmy dezinformacji, fałszywe struktury dowódcze oraz sposób przeprowadzenia egzekucji żołnierzy oddziału „Bartka” na Dolnym Śląsku we wrześniu 1946 roku. Dzięki pracom historyka możliwe było dokładniejsze poznanie okoliczności śmierci wielu żołnierzy podziemia oraz upamiętnienie ich losów w świadomości społecznej i historiografii. Dr Greniuch jest też pomysłodawcą i jednym z wykonawców akcji stawiania wspomnianych wyżej tablic informacyjnych.
Przemysław Pawlak