Dziennik Narodowy Blog Wydarzenia Wałęsa: “Wszystko jasne… wybory zostały sfałszowane!” Setki ludzi należy aresztować!
Wydarzenia

Wałęsa: “Wszystko jasne… wybory zostały sfałszowane!” Setki ludzi należy aresztować!

Lech Wałęsa nie zawodzi. Gdy tylko w Polsce robi się głośniej o polityce, dawny lider „Solidarności” chwyta za telefon (czy cokolwiek tam trzyma w rękach) i wrzuca do internetu kolejne oświadczenia, które łączą poziom absurdu z poczuciem misji.

Tym razem, w swoim typowym stylu – bez znaków interpunkcyjnych, z błędami, szyfrem i strumieniem świadomości – Wałęsa zażądał… aresztowania Jarosława Kaczyńskiego, Antoniego Macierewicza i, oczywiście, Sławomira Cenckiewicza. Na trzy miesiące. Prewencyjnie. Bo wybory, według Wałęsy, zostały sfałszowane. A jak się coś sfałszowało, to ktoś musiał to zorganizować. I szkolić. A kto szkoli? No przecież wiadomo: Cenckiewicz. Kto by inny?

W swoim dzisiejszym wpisie na Facebooku Wałęsa nie owija w bawełnę:

„Dla mnie wszystko jest jasne, wybory zostały sfałszowane!
Należy powtórzyć wybory, przy wymianie mężów zaufania na przeszkolonych żołnierzy.”

W tym tragicznym teatrzyku znów pojawia się stary motyw – obsesyjna, niemal paranoiczna nienawiść Wałęsy do jednego człowieka, który zrobił coś, czego dawny lider „Solidarności” nigdy mu nie wybaczył. Pokazał prawdę. A prawda boli – zwłaszcza gdy dotyczy własnej przeszłości.

Prawda o „Bolku” ciągle boli

Sławomir Cenckiewicz to historyk, który wspólnie z Piotrem Gontarczykiem w 2008 roku opublikował głośną książkę SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii. Dla jednych była to długo oczekiwana publikacja demaskująca kłamstwa III RP. Dla innych – zamach na narodowego bohatera. Jedno jest pewne: od tego momentu Lech Wałęsa popadł w spiralę wściekłości, której do dziś nie potrafi zatrzymać.

Dlaczego akurat Cenckiewicz? Bo to on odarł Wałęsę z legendy, którą ten pieczołowicie budował przez dekady. To on wydobył z archiwów dokumenty o TW „Bolku”, zrekonstruował mechanizmy współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa i przełamał zmowę milczenia, która obowiązywała wokół tej sprawy od lat 90. Dla ludzi pokroju Wałęsy najgorszym grzechem nie jest kłamstwo – ale publiczne przyłapanie na nim.

Cenckiewicz, jak na zawodowego historyka przystało, zrobił to z dokumentami w ręku, nie z insynuacjami. Przedstawił teczki, pokwitowania, notatki SB i dowody na to, że młody elektryk z Gdańska podpisywał się jako „Bolek”, współpracował z bezpieką i donosił na kolegów. To nie była polityczna nagonka. To była analiza oparta na faktach. I właśnie dlatego bolało najbardziej.

Gdy legenda pęka, zostaje histeria

Od tego czasu Wałęsa zrobił wszystko, by zniszczyć Cenckiewicza. Próbował go pozwać, publicznie obrażał, podważał jego kompetencje, a nawet oskarżał o fałszowanie dokumentów. Problem w tym, że sądy konsekwentnie oddalały roszczenia byłego prezydenta. A opinia publiczna – mimo oburzenia części elit – coraz częściej przyznawała rację historykom.

Czas działał na korzyść prawdy. Po odnalezieniu tzw. teczki Kiszczaka w 2016 roku, zawierającej własnoręczne zobowiązanie do współpracy podpisane przez Wałęsę oraz kilkadziesiąt pokwitowań odbioru pieniędzy, resztki wątpliwości rozwiały się. IPN potwierdził autentyczność dokumentów. Ekspertyzy grafologiczne były jednoznaczne. Nawet ci, którzy bronili Wałęsy z przyzwyczajenia, zaczęli milczeć. A sam “bohater”? Zamiast wycofać się z godnością, brnął dalej.

Aresztujcie ich wszystkich!

W ostatnim wpisie Wałęsa podnosi poprzeczkę absurdu jeszcze wyżej. Oświadcza, że wybory zostały sfałszowane. Żąda powtórki głosowania, a winnych „uzgodnionych pomyłek” (czytaj: mężów zaufania opozycji) należy zamknąć na trzy miesiące.

Jak pisze:

„Mężów zaufania, gdzie popełniono podobne pomyłki, należy zatrzymać w areszcie na 3 miesiące, wyjaśniając uzgodnione pomyłki. To było zorganizowane działanie!”

Ale to dopiero początek. Wałęsa nie ma wątpliwości, kto według niego powinien trafić za kratki w pierwszej kolejności:

„Podejrzewając o przygotowanie tego oszustwa należy zatrzymać na trzy miesiące Kaczyńskiego, Cenckiewicza, Macierewicza. Tak bym postąpił, gdybym miał możliwości.”

Nie ma żadnych dowodów, żadnej logiki, żadnych podstaw prawnych. Jest tylko stara wałęsiowa metoda: jak boli, to wrzeszcz. A jak brakuje argumentów, to rzucaj nazwiskami i licz, że ktoś się przestraszy. Ot, facebookowa wersja stanu wojennego. W tej alternatywnej rzeczywistości Wałęsy wszystko układa się w jedną prostą narrację: jak coś nie po jego myśli, to spisek. A spisek? To wiadomo – organizuje PiS, z Macierewiczem, który ma kontakty w CIA, i Cenckiewiczem, który ma dostęp do archiwów. Diabelska trójca.

Tylko że w tym histerycznym oskarżaniu nie chodzi o realne zagrożenie. Chodzi o emocje. O nienawiść, która zżera Wałęsę od środka, bo nie może znieść, że ktoś odebrał mu rolę ikony bez skazy. Że ktoś publicznie powiedział: „Tak, donosiłeś. Tak, brałeś pieniądze. Tak, współpracowałeś”.

Bohater na własnych warunkach

Problem polega na tym, że Lech Wałęsa chciał być bohaterem, ale na swoich zasadach. Chciał, żeby go czczono za „Solidarność”, ale żeby nikt nie grzebał w latach 70. Chciał, żeby go zapraszano na międzynarodowe konferencje, ale nie pytano o pokwitowania. Chciał, żeby ceniono jego rolę w obaleniu komunizmu, ale nie analizowano, dlaczego był tak zaciekle broniony przez ludzi Kiszczaka w 1990 roku.

I przez lata to działało. III RP stworzyła z Wałęsy pomnik – czasem niezgrabny, ale nienaruszalny. Media go hołubiły, politycy pielęgnowali, a przeciwnicy bali się dotykać tematu „Bolka”, by nie narazić się na medialny lincz. Aż pojawił się Cenckiewicz. Nie z transparentem, tylko z dokumentami. Nie z emocjami, tylko z faktami.

Dlatego Wałęsa go nienawidzi. Dlatego każda kolejna wypowiedź byłego prezydenta coraz bardziej przypomina zapis zeznań przed komisją lekarską niż poważną analizę polityczną. W tym wpisie widać już zupełne oderwanie od realiów: grożenie aresztowaniami, insynuacje o szkoleniach spiskowców, podejrzenia o „organizowanie oszustwa”. Wszystko to mówi nam więcej o stanie psychicznym Wałęsy niż o sytuacji politycznej w Polsce.

Rzeczywista kompromitacja

To, co dziś robi Wałęsa, kompromituje nie jego przeciwników, ale jego samego. Zamiast odgrywać rolę mędrca stanu, zachowuje się jak sfrustrowany emeryt, który nie może przeboleć, że czas jego chwały przeminął. Że historia to nie tylko mitologia, ale też archiwa.

Dla ludzi wierzących w fakty, Cenckiewicz nie jest wrogiem – jest kronikarzem. Przypomniał nam, że nawet bohaterowie mogą mieć mroczne rozdziały w biografii. I że rozliczenie z przeszłością nie niszczy legendy – tylko ją oczyszcza. Niestety, Wałęsa wybrał drogę ucieczki. I coraz bardziej przypomina swoją własną karykaturę.

Exit mobile version