Dziennik Narodowy Blog Wydarzenia Afera facebookowa: Czy kampania Trzaskowskiego była nielegalnie finansowana?
Wydarzenia

Afera facebookowa: Czy kampania Trzaskowskiego była nielegalnie finansowana?

W przededniu decydującej fazy kampanii prezydenckiej media ujawniły aferę związaną z publikacją kontrowersyjnych spotów wyborczych na platformie Facebook. Spoty, publikowane przez profile o nazwach „Wiesz Jak Nie Jest” i „Stół Dorosłych”, miały jednoznaczny wydźwięk polityczny – promowały Rafała Trzaskowskiego, a jednocześnie uderzały w jego konkurentów: Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Co szczególnie niepokojące, za ich produkcją miały stać osoby powiązane z fundacją Akcja Demokracja, a finansowanie reklam mogło pochodzić spoza granic Polski.

Doniesienia dziennikarskie, w szczególności śledztwo Wirtualnej Polski, ujawniły, że działania te mogły być prowadzone bez wiedzy oficjalnego sztabu wyborczego Trzaskowskiego, co jednak nie powstrzymało lawiny politycznych oskarżeń. Państwowy instytut NASK ostrzegł o możliwej próbie ingerencji w wybory prezydenckie poprzez kampanię dezinformacyjną, a sprawa została zgłoszona do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz firmy Meta – właściciela Facebooka.

Skala i sposób przeprowadzenia kampanii budzą poważne wątpliwości prawne – zarówno w kontekście przepisów dotyczących finansowania wyborów, jak i wykorzystania mediów społecznościowych do agitacji wyborczej. W artykule przeanalizujemy szczegółowo:

  • jak wyglądało śledztwo mediów,
  • jakie były reakcje polityków różnych opcji,
  • oraz jakie mogą być konsekwencje prawne dla osób i organizacji zamieszanych w tę sprawę.

Sprawa ma potencjał, by wpłynąć na cały przebieg kampanii wyborczej i wzbudzić debatę o przejrzystości procesów demokratycznych w Polsce.

Spoty publikowane były przez dwa profile: „Wiesz Jak Nie Jest” oraz „Stół Dorosłych”, które – choć stylizowane na niezależne oddolne inicjatywy – de facto prowadziły bardzo kosztowną kampanię medialną o jednoznacznie politycznym charakterze. Według ustaleń dziennikarzy, za pośrednictwem tych profili wydano ponad 420 tysięcy złotych na promocję treści w internecie, z czego aż 230 tysięcy złotych przeznaczono tylko w ciągu jednego tygodnia — co czyniło je bardziej aktywnymi finansowo niż wiele oficjalnych komitetów wyborczych. Wspomniane reklamy promowały Rafała Trzaskowskiego, przedstawiając go w pozytywnym świetle, a jednocześnie krytykowały innych kandydatów — zwłaszcza Karola Nawrockiego oraz Sławomira Mentzena.

Spoty przybierały formę krótkich filmów stylizowanych na wypowiedzi zwykłych obywateli – co miało sugerować spontaniczność i autentyczność. Wirtualna Polska zidentyfikowała jednak co najmniej trzech uczestników tych nagrań, którzy – jak się okazało – mieli osobiste lub organizacyjne powiązania z fundacją Akcja Demokracja.

Dodatkowo, dziennikarze ustalili, że działania z zakresu produkcji i dystrybucji filmów realizowała firma Estratos, zarejestrowana w Wiedniu i zarządzana przez obywateli Węgier. Jednym z nich był Adam Ficsor — były węgierski minister ds. służb specjalnych. Samo to rodzi poważne pytania o możliwe finansowanie kampanii z zagranicy i potencjalną ingerencję zewnętrznych podmiotów w polski proces wyborczy.

Początkowo fundacja Akcja Demokracja zdementowała jakiekolwiek powiązania z wymienionymi profilami, twierdząc, że nie ma wiedzy na temat osób za nie odpowiedzialnych. Jednak pod naciskiem ujawnionych informacji fundacja przyznała, że pewne osoby związane z jej strukturami — w tym wolontariusze i jedna z pracownic — udzielały rekomendacji personalnych do udziału w spotach. Oficjalne oświadczenie tłumaczyło, że prośba o wskazanie uczestników filmów przyszła od firmy informatycznej współpracującej z fundacją.

Prezes Akcji Demokracja, Jakub Kocjan, był wcześniej asystentem społecznym posłanki Koalicji Obywatelskiej, Iwony Karolewskiej, a w 2020 roku został wyróżniony Nagrodą Prezydenta Warszawy przez samego Rafała Trzaskowskiego. Tego typu powiązania osobowe wywołały dodatkowe kontrowersje i spekulacje o nieformalnych związkach pomiędzy fundacją a komitetem wyborczym Trzaskowskiego.

W odpowiedzi na narastającą falę zarzutów, sztab Rafała Trzaskowskiego wydał oświadczenie, w którym jednoznacznie odciął się od autorstwa i emisji spotów. Komitet zapewnił, że nie miał wiedzy ani wpływu na ich powstanie, a całe przedsięwzięcie odbyło się poza jego strukturami. Oświadczenie to miało na celu ucięcie spekulacji o nielegalnym finansowaniu kampanii, ale dla części opinii publicznej i polityków – zwłaszcza ze strony PiS i Konfederacji – nie było ono wystarczające.

Wirtualna Polska kontynuuje śledztwo, sugerując istnienie większej sieci powiązań pomiędzy fundacjami pozarządowymi, firmami zagranicznymi a kampaniami politycznymi, co czyni sprawę jeszcze bardziej skomplikowaną. Sprawa ta stała się jednym z głównych tematów debaty publicznej w ostatnich tygodniach przed wyborami, uruchamiając lawinę komentarzy, żądań wyjaśnień i inicjatyw śledczych.

W reakcji na doniesienia medialne dotyczące kampanii reklamowej prowadzonej na Facebooku przez anonimowe profile promujące Rafała Trzaskowskiego, Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) – instytut badawczy nadzorowany przez Ministerstwo Cyfryzacji – wydała oficjalny komunikat. Zawarte w nim informacje wzbudziły duże zaniepokojenie opinii publicznej oraz służb państwowych. NASK wskazała na istnienie „reklam politycznych, które mogą być finansowane z zagranicy”, co – zgodnie z przepisami polskiego prawa wyborczego – może stanowić poważne naruszenie.

W komunikacie podkreślono, że działania podejmowane przez wspomniane konta miały charakter dezinformacyjny i mogły być pozornie korzystne dla jednego z kandydatów, a jednocześnie dyskredytujące wobec jego konkurentów. Eksperci instytutu sugerowali, że cały proceder może być prowokacją, której celem było nie tylko wsparcie Rafała Trzaskowskiego, ale także zdyskredytowanie go w oczach wyborców oraz destabilizacja procesu wyborczego.

Warto zaznaczyć, że NASK nie wskazała bezpośrednio żadnego kandydata z imienia i nazwiska, jednak dziennikarskie ustalenia – przede wszystkim publikacje Wirtualnej Polski – dość jednoznacznie powiązały treści publikowane przez profile „Wiesz Jak Nie Jest” i „Stół Dorosłych” z promocją Trzaskowskiego. Dodatkowo, wskazano na bardzo wysokie wydatki na reklamy – ponad 230 tys. zł w ciągu jednego tygodnia – co wywołało pytania o ich źródło.

W odpowiedzi na powyższe ustalenia, NASK zgłosił sprawę do firmy Meta, właściciela Facebooka, a także do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW). Zgodnie z wypowiedzią rzeczniczki NASK, instytut sam nie posiada narzędzi dochodzeniowych, dlatego zadaniem ABW jest dalsza analiza przepływów finansowych, związków personalnych i możliwego zagranicznego wpływu na kampanię. Przedstawicielka NASK zaznaczyła, że ich działanie opiera się na źródłach jawnych i dostępnych publicznie, i to właśnie ABW ma możliwość dotarcia do „pełnych danych”.

NASK zaprzeczył, jakoby miał wcześniej wiedzę o powiązaniach fundacji Akcja Demokracja z omawianymi działaniami. Pomimo że Jakub Kocjan – prezes fundacji – był uczestnikiem szkoleń organizowanych przez NASK dla NGO i dziennikarzy, instytut zaznaczył, że szkolenia te miały otwarty charakter i nie oznaczały żadnej współpracy czy rekomendacji.

Niepokojące są również doniesienia wskazujące na to, że część materiałów mogła być przygotowana przy współudziale firmy Estratos z siedzibą w Wiedniu, prowadzonej przez osoby z przeszłością polityczną na Węgrzech. Te elementy mogą sugerować potencjalny komponent zagraniczny, co – zdaniem NASK – dodatkowo uzasadnia zaangażowanie służb bezpieczeństwa.

Na tym etapie sprawa stała się nie tylko medialnym skandalem, ale również kwestią bezpieczeństwa informacyjnego państwa. Dalszy rozwój wydarzeń zależy od ustaleń prowadzonych przez ABW oraz ewentualnych działań prokuratury i Państwowej Komisji Wyborczej, które zostały wezwane do zajęcia się sprawą przez polityków opozycji i partii rządzącej.

Informacje o możliwym nielegalnym finansowaniu kampanii Rafała Trzaskowskiego błyskawicznie podchwycili politycy Prawa i Sprawiedliwości (PiS) oraz Konfederacji, którzy od razu potraktowali je jako dowód na poważne naruszenia prawa wyborczego i potencjalną próbę oszustwa politycznego. W wypowiedziach liderów tych ugrupowań dominował ton oskarżycielski, a ich działania szybko przybrały oficjalny charakter – włącznie z zapowiedziami złożenia zawiadomień do prokuratury i Państwowej Komisji Wyborczej.

Jednym z pierwszych polityków, który zabrał głos, był Mariusz Błaszczak, były minister obrony narodowej i prominentny przedstawiciel PiS. Podczas wystąpienia w Sejmie stwierdził:

“Mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem ukrytego finansowania kampanii wyborczej. To nie tylko oszustwo wobec opinii publicznej, ale także zagrożenie dla przejrzystości wyborów i ich uczciwości.”

Szczególną inicjatywę podjęli również posłowie Przemysław Czarnek oraz Andrzej Śliwka, którzy udali się do siedziby NASK z próbą przeprowadzenia kontroli poselskiej. Jak relacjonował Czarnek na konferencji prasowej, zostali najpierw zatrzymani przez ochronę i wpuszczeni jedynie przypadkiem, a przez 45 minut oczekiwali w recepcji na spotkanie z dyrekcją instytutu. Ostatecznie – jak twierdzili – nie spotkali się z dyrektorem, lecz z przedstawicielami działu prawnego, którzy jedynie odebrali pisemne pytania.

Czarnek i Śliwka zarzucili NASK, że w swoim komunikacie nie wskazała bezpośrednio Rafała Trzaskowskiego jako beneficjenta kampanii, mimo że – ich zdaniem – dane wskazują jednoznacznie, iż to właśnie jego wizerunek był promowany. Dodatkowo zadali pytania o to, czy rzeczywiście reklamy zostały skutecznie zablokowane przez Meta, jak sugerowano w komunikacie, oraz jak wyglądały szczegółowe raporty dotyczące działalności trzech analizowanych profili.

W konferencji Śliwka przyznał, że otrzymali potwierdzenie od pracowników NASK, iż kampania budziła zastrzeżenia związane z nielegalnym źródłem finansowania i możliwą zagraniczną ingerencją. Nazwał sytuację „cyrkiem wokół kampanii wyborczej” i zapowiedział dalsze działania kontrolne.

Z kolei przedstawiciele Konfederacji, w tym Sławomir Mentzen, również nie pozostali bierni. Jako jeden z kandydatów atakowanych w reklamach, publicznie wyraził oburzenie:

“Ktoś wydał setki tysięcy złotych, by mnie oczerniać i jednocześnie promować kandydata establishmentu. To skandal, który powinien zakończyć się aktami oskarżenia.”

Mentzen zapowiedział, że jego komitet również przygotowuje wnioski do PKW i Meta. Dodał, że cała sprawa ukazuje rosnące zagrożenie dla uczciwości procesu demokratycznego w Polsce. Konfederacja podkreśliła również konieczność zbadania powiązań zagranicznych, wskazując na firmę Estratos jako potencjalny kanał nielegalnego finansowania.

Wspólna narracja PiS i Konfederacji była jasna: żądanie pełnej transparentności, wyciągnięcia konsekwencji prawnych i uznania sprawy za zagrożenie nie tylko dla kampanii, ale i dla bezpieczeństwa informacyjnego państwa

Wobec nasilających się oskarżeń ze strony Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji, Rafał Trzaskowski i jego sztab wyborczy zdecydowali się na szybkie i jednoznaczne zajęcie stanowiska. Już w dniu publikacji śledztwa Wirtualnej Polski sztab wydał oficjalne oświadczenie, w którym jednoznacznie odciął się od jakichkolwiek związków z kontrowersyjnymi spotami promującymi jego kandydaturę na Facebooku.

„Komitet wyborczy Rafała Trzaskowskiego nie jest autorem ani zleceniodawcą żadnych materiałów publikowanych przez profile ‘Wiesz Jak Nie Jest’ oraz ‘Stół Dorosłych’. Wszelkie działania z tym związane odbywały się bez wiedzy i zgody sztabu” – podkreślono w komunikacie.

Sztab dodał również, że sytuacja ta stanowi zagrożenie dla przejrzystości procesu wyborczego i powinna być jak najszybciej wyjaśniona przez odpowiednie instytucje państwowe – w tym Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Państwową Komisję Wyborczą i organy ścigania. Trzaskowski sam wypowiedział się publicznie, apelując o zachowanie spokoju i niewykorzystywanie sprawy do politycznych rozgrywek.

„Nie mamy nic do ukrycia. Jeśli doszło do nadużyć – nawet jeśli zostały dokonane przez osoby działające z własnej inicjatywy – sprawa powinna zostać wyjaśniona do końca. Ale nie może być tak, że z pomocą insynuacji i domysłów prowadzi się kampanię nienawiści” – powiedział Trzaskowski podczas konferencji prasowej.

Polityk zasugerował również, że cała sytuacja może być celowo wywołanym zamieszaniem tuż przed kluczową fazą kampanii wyborczej, mającym na celu podważenie jego wiarygodności. Zaznaczył jednak, że zamiast spekulacji należy poczekać na oficjalne ustalenia odpowiednich służb.

Sztab wyborczy Trzaskowskiego zapowiedział również, że przeprowadzi wewnętrzny audyt, aby upewnić się, że nikt z jego otoczenia nie działał w sposób naruszający prawo lub etykę wyborczą. Jednocześnie ponownie zaapelował o równe traktowanie wszystkich kandydatów przez organy nadzorcze, podkreślając, że zarzuty wobec jego kampanii są oparte na „asocjacjach personalnych, a nie dowodach”.

W tej sytuacji, mimo że formalnie sztab nie został bezpośrednio powiązany z kontrowersyjnymi działaniami, publiczna presja nie maleje. Dla opinii publicznej oświadczenia mogą nie być wystarczające – oczekiwane są jasne wyniki postępowania prowadzonego przez służby i PKW.

Możliwe konsekwencje prawne

Afera wokół nielegalnie promowanych spotów wyborczych na Facebooku, rzekomo wspierających Rafała Trzaskowskiego, rodzi poważne pytania dotyczące zgodności tych działań z obowiązującym prawem wyborczym oraz ustawą o finansowaniu kampanii wyborczych w Polsce. Z punktu widzenia prawa, konsekwencje mogą być poważne – zarówno dla osób bezpośrednio zaangażowanych w produkcję i publikację materiałów, jak i dla ewentualnych beneficjentów politycznych, jeśli zostanie wykazane ich faktyczne powiązanie ze sprawą.

Finansowanie kampanii spoza oficjalnego komitetu

Zgodnie z ustawą z dnia 27 września 1997 r. o partiach politycznych oraz przepisami Kodeksu wyborczego, wydatki na kampanię wyborczą mogą być ponoszone wyłącznie przez zarejestrowany komitet wyborczy. Jakiekolwiek wsparcie materialne, w tym finansowanie reklam internetowych, które nie przechodzi przez rachunek komitetu, może być uznane za nielegalne źródło finansowania.

W przypadku omawianych reklam, które – według ustaleń Wirtualnej Polski – kosztowały łącznie ponad 420 tys. zł, istnieje ryzyko, że zostały one opłacone z pominięciem oficjalnych struktur. Co więcej, ustalenia wskazujące na udział zagranicznej firmy (Estratos) w produkcji treści mogą podlegać przepisom dotyczącym zakazu zagranicznego finansowania kampanii – co jest w Polsce jednoznacznie zabronione.

Potencjalne zarzuty i procedury

Jeśli śledztwo prowadzone przez ABW, PKW lub prokuraturę potwierdzi, że reklamy te stanowiły formę agitacji wyborczej, a ich finansowanie odbyło się z naruszeniem prawa, osoby zaangażowane mogą usłyszeć zarzuty na podstawie:

  • art. 506 Kodeksu wyborczego – mówiącego o finansowaniu kampanii z niedozwolonych źródeł,
  • ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, jeśli działanie miało charakter celowej dezinformacji,
  • lub nawet przepisów o zagrożeniu dla bezpieczeństwa państwa, jeśli potwierdzone zostanie, że środki pochodziły z zagranicy w sposób zamierzony.

Ponadto, możliwe są sankcje administracyjne w postaci:

  • dyskwalifikacji kandydata w przypadku uznania, że był beneficjentem nielegalnych działań,
  • kar finansowych dla osób i podmiotów zaangażowanych,
  • oraz wpisania firm zagranicznych (jak Estratos) na listę podmiotów objętych środkami ograniczającymi lub sankcjami krajowymi.

Rola PKW i Meta

Państwowa Komisja Wyborcza może wszcząć postępowanie wyjaśniające z urzędu, analizując dane przedstawione przez NASK, media oraz zainteresowane strony. Może również wystąpić do Facebooka (Meta) o szczegółowy raport reklamowy, w tym dane płatnika, zasięgi, treści i metadane kampanii.

Jeśli Meta nie udostępni danych lub będzie próbowała ukryć informacje, może to pogłębić kryzys zaufania do roli platform cyfrowych w polskich procesach wyborczych i sprowokować zmiany ustawowe w zakresie regulacji reklamy politycznej online.

Exit mobile version