10 października 2025
Wydarzenia

Incydent w Przemyślu: Kobieta przerwała wystąpienie Sikorskiego. Ochrona zadziałała błyskawicznie

W sali spotkania z mieszkańcami Przemyśla zrobiło się duszno od napięcia i niepewności, gdy kobieta przerwała przemówienie ministra Sikorskiego — nie z zadaniem pytania, lecz z oskarżeniem i teatralnym gestem. Zachowanie ochrony, która interweniowała ostentacyjnie i siłowo, rzuca się w oczy jako przejaw nadgorliwości wobec krytyki, której polityk najwyraźniej nie chciał dopuścić. Momentami cała scena wyglądała raczej na spektakl autorytarnej władzy niż na normalną debatę publiczną.

Mówić tu o „incydencie” to bagatelizować — to była manifestacja tego, jak łatwo zdominować publiczną przestrzeń i uciszyć niewygodny głos. Kiedy kobieta wstała, ponaglała i zarzuciła kłamstwo, trzymając w dłoni klapki jako symbol cierpienia, reakcja służb ochrony stała się głównym aktorem tej sceny. Ona próbowała postawić pytanie:

„To są klapki z izraelskiego więzienia, który miał na sobie Palestyńczyk z polskim paszportem Omar Faris. Przez sześć godzin Izrael zmuszał go do klęczenia w tych klapkach.”

i dalej:

„Pan kłamie na temat tego, że w Gazie nie ma ludobójstwa. ONZ udowodnił, że w Gazie trwa ludobójstwo. Wolna Palestyna!”

Nie prosiła o łagodne dopowiedzenie — chciała zmusić ministra do stanięcia twarzą w twarz z oskarżeniem. Ochrona wkroczyła błyskawicznie, przytrzymując ją i wyprowadzając z sali, jakby nie była uczestniczką demokracji, ale intruzem. To nie była ochrona debaty — to była cenzura w praktyce. W tle Sikorski, chyba uznawszy, że stracił narrację nad salą, rzucił:

„Szkoda, że pani nie zaczekała, bo ja się nie boję pytań. Nie boję się bronić swoich poglądów.”

i:

„Jeszcze wrócimy do tych kwestii, ale chciałbym skończyć to, co mam do powiedzenia.”

To brzmi jak próba zamiecenia pod dywan: „wrócimy później”, ale już bez żywego głosu, który przerywał. Tymczasem ochrona, gotowa do fizycznej interwencji, w tej chwili mówiła więcej niż słowa. Mieszkańcy sali obserwowali, jak instytucje władzy fizycznie eliminują ten moment niewygodnego pytania. To nie był spór myśli, lecz demonstracja dominacji.

Czy ryzykowna interwencja ochrony była konieczna? Czy minister naprawdę obawiał się pytania, skoro mówił, że się ich nie boi? Zachowanie ochrony przypominało scenariusz, w którym krytyka ma być natychmiast uciszona, nie wysłuchana: w sali konsultację przysłonił spektakl władzy. A uprzejme i zdystansowane słowa Sikorskiego wydawały się próbą utrzymania pozorów demokratycznej kultury publicznej. Nie można tego wydarzenia potraktować jako błąd techniczny. To alarm: demokracja, w której polityk może liczyć na ochroniarzy jako sprzymierzeńców, a nie na dialog, staje się teatrzykiem pozorów. I choć kobieta została wyprowadzona, jej pytanie i gest zostają, tkwiąc jako domaganie się odpowiedzialności. W tej sytuacji ochrona wykonała nie tyle zadanie zapewnienia porządku, co egzekucji milczenia.