6 października 2025
Wydarzenia

Premier Francji podał się do dymisji po niespełna miesiącu. Narodowcy chcą wyborów przedterminowych

Sébastien Lecornu podał się do dymisji w poniedziałek rano, stając się najkrócej urzędującym premierem Francji od 1958 roku. Jego rezygnacja, ogłoszona zaledwie kilka tygodni po nominacji na stanowisko szefa rządu, to kolejny sygnał poważnego kryzysu politycznego we Francji. Prezydent Emmanuel Macron przyjął dymisję bez oporu, zaledwie kilka godzin po tym, jak Lecornu ogłosił pierwsze nazwiska członków swojego gabinetu.

Lecornu został powołany na stanowisko 9 września, a jego misją miało być zbudowanie nowego impulsu dla francuskiego rządu i skuteczne zarządzanie krajem w trudnym okresie finansowym. Jednak zamiast wzmocnić pozycję Pałacu Elizejskiego, jego nominacja zakończyła się fiaskiem. Premier miał we wtorek przedstawić Zgromadzeniu Narodowemu plan działania swojego rządu, ale do tego nie dojdzie. Zamiast tego Francja znalazła się w kolejnym impasie, a prezydent Macron musi mierzyć się z trzecią z rzędu porażką rządu mniejszościowego.

Nowy premier od początku swojej kadencji mierzył się z krytyką – zarówno ze strony opozycji, jak i własnego obozu. Głównym zarzutem był skład jego gabinetu. Spośród 18 ministrów, aż 12 pełniło funkcje w poprzednim rządzie François Bayroua, który został zdymisjonowany 8 września. Brak realnej odnowy kadrowej i politycznej wywołał falę niezadowolenia. Zarzuty dotyczyły nie tylko braku świeżych twarzy, ale także kontynuacji linii politycznej, która zdaniem wielu wyborców i komentatorów, doprowadziła Francję do obecnego stanu napięcia.

Minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau, który sam został ponownie powołany na stanowisko, powiedział w niedzielę, że skład rządu “nie odzwierciedla zapowiedzianego przełomu”. Te słowa, wypowiedziane publicznie przez członka gabinetu, potwierdzają skalę rozdźwięków nawet wewnątrz administracji. Opozycja zareagowała jeszcze ostrzej. Jordan Bardella, lider Zjednoczenia Narodowego (RN), wspólnie z Marine Le Pen, zażądał natychmiastowych przedterminowych wyborów parlamentarnych. Na konferencji prasowej w siedzibie partii powiedział:

„Nie może być mowy o jakiejkolwiek stabilizacji bez powrotu do urn i bez rozwiązania Zgromadzenia Narodowego. Mam nadzieję, że ten krok zostanie podjęty szybko. Każdy dzień tej agonii rządu kosztuje Francuzów coraz więcej, nie tylko finansowo, ale i moralnie.”

Bardella nie szczędził również słów krytyki pod adresem prezydenta Macrona:

„Francuzi nie wybrali tej polityki ani tych ludzi. Lecornu był kolejną marionetką w rękach systemu, który dawno utracił kontakt z realnym życiem obywateli.”

W końcu podsumował całą sytuację w jeszcze ostrzejszych słowach:

„To nie Lecornu zawiódł – to cały system, który nie potrafi już rządzić Francją.”

Jego wypowiedzi trafiły na podatny grunt wśród elektoratu RN, który z miesiąca na miesiąc zyskuje poparcie, umacniając swoją pozycję jako głównej siły opozycyjnej przed wyborami prezydenckimi w 2027 roku.

Niepokój narasta również w szeregach obozu prezydenckiego. Gabriel Attal, poprzedni premier i lider partii Renaissance, otwarcie wyraził swoje niezadowolenie z przebiegu tworzenia nowego rządu. Jego koncepcja zakładała najpierw osiągnięcie porozumienia budżetowego, a dopiero potem powołanie gabinetu. Zignorowanie tego podejścia doprowadziło, jak twierdzi, do “żałosnego widowiska”, którego świadkami stali się obywatele. W przesłaniu do swojego klubu parlamentarnego Attal nie szczędził gorzkich słów, wskazując na upadek standardów politycznych i brak realnej wizji.

W centrum tego kryzysu znajduje się budżet – a właściwie brak możliwości jego skutecznego przeforsowania. Lecornu miał za zadanie przeprowadzić przez parlament okrojony budżet, który miałby zahamować narastający deficyt. Tymczasem dane są niepokojące: w 2024 roku deficyt Francji osiągnął 5,8% PKB, a dług publiczny przekroczył 113% PKB. To poziomy znacznie przekraczające limity wyznaczone przez Unię Europejską, w której obowiązuje zasada 3% deficytu. Skuteczne cięcia i konsolidacja finansów publicznych miały być jednym z kluczowych zadań rządu Lecornu, ale do realizacji tych celów nie dojdzie.

Rezygnacja premiera w tak kluczowym momencie odsłania kruchość obecnego układu władzy we Francji. Macron nie posiada większości parlamentarnej, a jego kolejne próby stworzenia efektywnego gabinetu kończą się fiaskiem. Opozycja, zarówno z lewej, jak i z prawej strony, wyczuwa słabość i podsyca atmosferę destabilizacji. Jednocześnie społeczne niezadowolenie rośnie, pogłębiane przez inflację, niepewność gospodarczą i coraz większy rozdźwięk między elitami a obywatelami.

Sytuacja, w jakiej znalazła się Francja, może mieć poważne konsekwencje nie tylko dla samego kraju, ale także dla całej Unii Europejskiej. Jako druga co do wielkości gospodarka strefy euro, Francja ma kluczowe znaczenie dla stabilności politycznej i finansowej regionu. Jeżeli kryzys polityczny we Francji się pogłębi, może to wpłynąć na zaufanie inwestorów, kurs euro oraz przyszłe negocjacje budżetowe w Brukseli. Macron stoi dziś przed fundamentalnym wyborem: kontynuować próby łatania rządów mniejszościowych, które nie mają realnej siły sprawczej, czy odważyć się na rozwiązanie parlamentu i rozpisanie nowych wyborów. Każda z tych decyzji wiąże się z poważnym ryzykiem. Przedterminowe wybory mogą wzmocnić pozycję skrajnej prawicy, która rośnie w siłę, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich w 2027 roku. Z kolei kontynuacja obecnego kursu grozi paraliżem legislacyjnym i dalszym spadkiem poparcia społecznego.

W obliczu tych dylematów prezydent Macron musi zdecydować, czy będzie dalej próbował balansować na granicy politycznej wykonalności, czy też spróbuje przełamać impas poprzez reset polityczny. Jedno jest pewne: dymisja Sébastiena Lecornu nie jest końcem kryzysu, lecz jego początkiem.

Ruchy sondażowe we Francji w ostatnich tygodniach wyraźnie pokazują rosnącą dominację Zjednoczenia Narodowego (RN) i narastający kryzys zaufania wobec obecnej władzy. W świetle możliwości rozwiązania Zgromadzenia Narodowego i przedterminowych wyborów parlamentarnych, RN Jordana Bardelli i Marine Le Pen notuje nawet 31–31,5% poparcia w badaniach opinii publicznej. To wyraźna przewaga nad zjednoczoną lewicą, która według sondaży Elabe osiąga około 23,5%, oraz nad koalicją prezydencką “Ensemble”, która balansuje zaledwie wokół 14%.

Zaufanie społeczne wobec instytucji rządzących znajduje się na historycznym minimum. Aż 63% Francuzów opowiada się za rozwiązaniem Zgromadzenia Narodowego, co świadczy o gotowości społeczeństwa na zmianę polityczną i silnym zmęczeniu obecną sytuacją. Prezydent Emmanuel Macron, pozbawiony parlamentarnej większości i pozornie niezdolny do skutecznego kierowania rządem, doświadcza drastycznego spadku poparcia. W badaniach Ipsos i Ifop tylko 16–19% respondentów deklaruje zadowolenie z jego pracy. To najniższe notowania od początku jego prezydentury. Równie niepokojące dane dotyczą niedawno zdymisjonowanego premiera Sébastiena Lecornu. Choć był u władzy zaledwie kilka tygodni, jedynie 16% ankietowanych wyrażało o nim pozytywną opinię, a aż 44% przyznało, że nie zna go na tyle, by wydać ocenę.