Jeszcze niedawno podobne wizje uznawano za fantazje środowisk radykalnych. Dziś są formułowane wprost przez ukraińskie media głównego nurtu.
W artykule opublikowanym 3 października na portalu Europejska Prawda czytamy jednoznacznie:
„Ukraińscy migranci, możliwe, już w 2027 roku mogliby uzyskać szansę na własne polityczne przedstawicielstwo w Sejmie.”
Nie jest to opinia anonimowego publicysty ani przypadkowy komentarz internauty. To redakcyjna analiza oparta na trendach demograficznych, naturalizacyjnych i społecznych w Polsce. Zdaniem autorki tekstu, liczba Ukraińców mieszkających w Polsce z prawem stałego pobytu rośnie szybko, a polityczny wpływ tej grupy może zacząć się już za dwa lata.
„Jeśli 70–80% Ukraińców, którzy już otrzymali w Polsce długoterminowe pozwolenia na pobyt, zechce się ubiegać o polski paszport, to daje dziesiątki tysięcy aplikantów w najbliższych pięciu latach.”
Wskazuje się również, że ukraińscy migranci mogliby nie tylko głosować, ale być przedmiotem specjalnej oferty wyborczej ze strony polskich polityków:
„Chodzi nie tylko o wybór Ukraińca z pochodzenia, ale na przykład o polskiego polityka, który sformułuje ofertę dla tej grupy wyborczej.”
To nie jest jeszcze formalne ogłoszenie startu ukraińskiej partii w Polsce. Ale to już jasna zapowiedź politycznej obecności i wpływu, który do tej pory był traktowany jako potencjalny, a teraz staje się realny.
Czy historia się powtórzy?
Nie byłby to precedens. W II Rzeczypospolitej Ukraińcy byli aktywni politycznie i obecni w Sejmie. Reprezentowali różne środowiska: od lojalistów po narodowych radykałów dążących do autonomii i decentralizacji państwa. Najsilniejszą formacją było UNDO (Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne), które działało również poza parlamentem, m.in. poprzez lokalne struktury społeczne i oświatowe. Jednak z czasem część ukraińskich posłów bojkotowała pracę Sejmu, podważała integralność państwa i oskarżała władze II RP o „polonizację” i „ucisk narodowy”. Czy dziś mamy pewność, że sytuacja nie ulegnie powtórzeniu w nowej formie?
Trudno o takie zapewnienie, zwłaszcza że już teraz z ukraińskich mediów wybrzmiewają oskarżenia wobec Polski o „systemowy opór” wobec naturalizacji.
Nowa lojalność – pytanie bez odpowiedzi
Główne źródło niepokoju nie tkwi w liczbie paszportów, lecz w pytaniu, które pada zbyt rzadko: czy każdy świeżo upieczony obywatel będzie lojalny wobec polskiego interesu narodowego?
W artykule czytamy:
„Nienormalna jest sytuacja, gdy znaczna część społeczeństwa uczestniczy w tworzeniu wspólnego dobrobytu, ale nie ma wpływu na przebieg spraw w kraju.”
Ten fragment brzmi jak apel o dopuszczenie Ukraińców do głosu nie tylko ekonomicznego, ale politycznego. Ale z perspektywy państwa narodowego to najpierw lojalność, potem wpływ – nie odwrotnie. Tymczasem autorzy artykułu stwierdzają, że obecna blokada politycznej ekspresji ukraińskiej społeczności może być nie tylko niesprawiedliwa, ale szkodliwa. To retoryka znana z debat o integracji imigrantów w krajach Europy Zachodniej i dobrze wiemy, czym się tam skończyła.
Polska odpowiedź i reakcja mediów ukraińskich
Polski prezydent Karol Nawrocki zaproponował niedawno wydłużenie czasu pobytu wymaganego do ubiegania się o obywatelstwo z 3 do 10 lat. Propozycja ta została przez Europejską Prawdę jednoznacznie skrytykowana.
„To, co mówi się o konieczności integracji w ciągu 10 lat, jest absurdalne – bo ci ludzie już przez wiele lat mieszkali w Polsce, zanim mogli się ubiegać o status stałego pobytu.”
Redakcja sugeruje, że prawdziwym motywem tej zmiany jest obawa przed politycznym wpływem migrantów – a więc nie integracja, lecz blokowanie dostępu do obywatelstwa i władzy.
„Sytuacja, w której Ukraińcy mogą uzyskać własne polityczne przedstawicielstwo w Sejmie, przeraża polską prawicę.”
Jeśli ktoś jeszcze wątpił, że temat ten będzie silnie obecny w debacie publicznej, to właśnie otrzymał jednoznaczne potwierdzenie.
Władza bez odpowiedzialności?
Polska znajduje się dziś w sytuacji bez precedensu: setki tysięcy cudzoziemców mieszkających w kraju oczekuje formalnego potwierdzenia przynależności politycznej, ale nie wszyscy chcą zintegrować się z narodem. Wielu chce mieć wpływ, niekoniecznie utożsamiając się z jego historią, kulturą czy wartościami. To stwarza ryzyko głębokiego rozdźwięku między wspólnotą prawną a wspólnotą tożsamościową. I stawia nas przed trudnym pytaniem – czy Polska ma być państwem narodowym, czy jedynie paszportowym?
Polska nie może zignorować sygnałów wysyłanych przez zagraniczne media – zwłaszcza te, które opisują naszą przyszłość bardziej szczerze niż własne elity. Skoro ukraińskie portale piszą dziś o potencjalnych posłach ukraińskiego pochodzenia, to znaczy, że rozpoczął się proces budowy politycznego kapitału wśród nowej diaspory. Nie chodzi o straszenie. Chodzi o zrozumienie: jeśli nie zadamy pytań o granice wspólnoty politycznej teraz, być może nie będziemy już mogli ich zadać w przyszłości.