12 września 2025
Wydarzenia

Były prezydent Jair Bolsonaro skazany na 27 lat więzienia. “Brazylijski Trump” uznany winnym organizowania puczu

Wydany właśnie wyrok skazujący byłego prezydenta Brazylii, Jaira Bolsonaro, na 27 lat i trzy miesiące więzienia za próbę zamachu stanu w celu utrzymania się u władzy po przegranych wyborach w 2022 roku, stanowi moment przełomowy w historii współczesnej Brazylii. Czterech z pięciu sędziów Sądu Najwyższego orzekło, że Bolsonaro był mózgiem nieudanej próby zablokowania pokojowego przekazania władzy jego rywalowi politycznemu, Luizowi Inácio Luli da Silvie. Tylko jeden sędzia głosował za jego uniewinnieniem.

To orzeczenie nie tylko ma wymiar prawny – to cios w fundamenty polityki brazylijskiej i test wytrzymałości demokracji w kraju, w którym jeszcze niedawno wspomnienie wojskowej dyktatury z lat 1964–1985 wciąż było żywe w świadomości społecznej.

Bolsonaro nie pojawił się osobiście na rozprawie. Zamiast tego wysłał swoich prawników, którzy nazwali wyrok „absurdalnie wygórowanym” i zapowiedzieli apelację. Sam były prezydent, mający 70 lat, przebywa obecnie w areszcie domowym na mocy wcześniejszej decyzji sędziego Alexandre’a de Moraesa, który oskarżył Bolsonaro o złamanie zakazu prowadzenia działalności politycznej i komunikowania się z opinią publiczną w kontekście politycznym. To jednak nie pierwszy raz, kiedy Bolsonaro lekceważy instytucje państwowe. Jeszcze jako urzędujący prezydent wielkorotnie podważał autorytet sądów i atakował media.

Werdykt sądu, choć jednoznaczny w treści, nie zakończył podziałów w brazylijskim społeczeństwie. Zwolennicy Bolsonaro nadal wychodzą na ulice, wykrzykując hasła o niewinności swojego lidera i domagając się jego natychmiastowego uniewinnienia. Media społecznościowe są pełne wpisów zarówno popierających wyrok, jak i tych oskarżających sąd o polityczne prześladowania. W niektórych częściach kraju zorganizowano demonstracje solidarności z byłym prezydentem, podczas których powiewały brazylijskie flagi, a uczestnicy skandowali: „Bolsonaro, nasz prawdziwy prezydent”. Ten obraz pokazuje, że podziały nie zniknęły wraz z jego klęską wyborczą, lecz zostały jedynie przesunięte z urn wyborczych na ulice i łamy gazet.

Wyrok nie pozostał bez echa na arenie międzynarodowej. Prezydent USA, Donald Trump, określił proces Bolsonaro mianem „polowania na czarownice”. Relacje dyplomatyczne między USA a Brazylią mogą ulec pogorszeniu – szczególnie po tym, jak Trump w kontekście procesu Bolsonaro wspomniał o możliwym 50-procentowym celnym nałożonym na brazylijskie towary. Choć obecna administracja amerykańska nie potwierdziła na razie żadnych sankcji, to napięcie polityczne i handlowe między dwoma państwami może wkrótce przybrać realny wymiar.

Jair Bolsonaro przez całą swoją karierę polityczną był porównywany do Donalda Trumpa, a w brazylijskich i międzynarodowych mediach zyskał nawet przydomek „brazylijski Trump”. Podobieństwa między tymi dwoma politykami wykraczają poza powierzchowny styl komunikacji – sięgają głęboko w strategie polityczne, światopogląd oraz podejście do instytucji demokratycznych. Obaj zbudowali swoją popularność na frontalnym ataku na elity, media, środowiska akademickie i sądownictwo, przedstawiając siebie jako outsiderów walczących z układem, który rządzi zza kulis. W obu przypadkach narracja ta skutecznie przemówiła do sfrustrowanych wyborców, zwłaszcza z niższych i średnich warstw społecznych.

Bolsonaro otwarcie wyrażał swój podziw dla amerykańskiego lidera. Po jego zwycięstwie w wyborach w 2016 roku nie tylko gratulował mu jako jeden z pierwszych zagranicznych polityków, ale również zaczął modelować swój przekaz polityczny według amerykańskiego wzoru. W kampanii prezydenckiej w 2018 roku posługiwał się hasłami o „odzyskaniu kraju”, wzywał do przywrócenia konserwatywnych wartości a także artykułował obawy społeczne związane z przestępczością, globalizacją i imigracją.

Ich relacja nabrała realnego wymiaru politycznego, kiedy Bolsonaro został prezydentem. Brazylię i USA połączył wówczas silny sojusz ideologiczny. Oba rządy prowadziły zbliżoną politykę wobec organizacji międzynarodowych, takich jak WHO czy ONZ, a także miały podobne podejście do zmian klimatycznych – negując ich skalę i znaczenie. Bolsonaro, podobnie jak Trump, wycofał się z niektórych zobowiązań klimatycznych, a jego administracja otwarcie sprzyjała ekspansji przemysłu w Amazonii. W sferze dyplomatycznej Bolsonaro był jednym z nielicznych przywódców, którzy poparli Trumpa w czasie kontestowania wyników wyborów prezydenckich w USA w 2020 roku. Po przegranej Trumpa przez długi czas nie składał gratulacji Joe Bidenowi, co zostało odebrane jako gest lojalności wobec byłego prezydenta USA.

Największe podobieństwo i zarazem najbardziej niepokojący aspekt tej relacji ujawnił się jednak w sposobie, w jaki obaj politycy zareagowali na porażkę wyborczą. Tak jak Trump nie uznał wyników wyborów w 2020 roku i inspirował szturm na Kapitol 6 stycznia 2021 roku, tak Bolsonaro przez wiele miesięcy podważał wiarygodność brazylijskiego systemu wyborczego, oskarżając organy państwowe o fałszerstwa i manipulacje. Kulminacją tego była seria działań, które brazylijski Sąd Najwyższy uznał za próbę zamachu stanu. W ocenie sędziów ziałania te miały na celu nie tylko unieważnienie wyników wyborów, ale także zmobilizowanie części wojska i służb do przejęcia władzy. W tym sensie Bolsonaro nie tylko naśladował Trumpa, ale poszedł jeszcze dalej, przekraczając granice konstytucyjnego porządku.

Obserwatorzy polityczni zwracają uwagę, że Trump traktuje Bolsonaro jak sojusznika w globalnej walce przeciwko liberalnym wartościom, instytucjom i mediom. Niektórzy komentatorzy idą dalej, sugerując, że Bolsonaro jest elementem większego ruchu politycznego, który obejmuje m.in. Viktora Orbána na Węgrzech czy Giorgię Meloni we Włoszech – ruchu konserwatywnego, nacjonalistycznego, niechętnego instytucjom międzynarodowym i otwarcie sceptycznego wobec demokracji liberalnej. Określenie „brazylijski Trump” nie było więc pustym hasłem medialnym. Wyrok skazujący Bolsonaro może w oczach jego zwolenników tylko go wzmocnić, podobnie jak kolejne akty oskarżenia wobec Trumpa nie osłabiły, a wręcz scementowały jego pozycję wśród twardego elektoratu.

Z punktu widzenia brazylijskiego wymiaru sprawiedliwości, proces ten jest wyrazem niezależności instytucji państwowych. Sędzia Alexandre de Moraes, główny prowadzący sprawę, jasno stwierdził, że Bolsonaro był nie tylko liderem spisku, ale również głową organizacji przestępczej. To mocne słowa, które wyznaczają granicę między dopuszczalnym politycznym sprzeciwem a przestępstwem przeciwko konstytucji. Ich konsekwencje są jasne: żaden przywódca, nawet były prezydent, nie stoi ponad prawem. Jednak w kraju, w którym tradycyjnie elity unikały odpowiedzialności, wyrok ten ma także charakter symboliczny.

Pomimo tak ciężkiego wyroku, Bolsonaro nie znika ze sceny politycznej. Choć wcześniej został już wykluczony z możliwości ubiegania się o jakiekolwiek urzędy publiczne do 2030 roku, jego wpływ na brazylijską prawicę pozostaje znaczący. Obserwatorzy życia politycznego spodziewają się, że wskaże on swojego następcę, który będzie rywalizował z obecnym prezydentem w nadchodzących wyborach. Jego trzej synowie, zasiadający w brazylijskim Kongresie, już zapowiadają działania na rzecz uniewinnienia ojca i szukają poparcia dla ewentualnej amnestii.