Dzisiejszy ranek zapisał się jako jeden z najbardziej napiętych mommentó w polskiej przestrzeni powietrznej od czasu rozpoczęcia pełnoskalowej wojny na Ukrainie.
W godzinach porannych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych wydało komunikat, w którym informuje o poważnym incydencie: rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną podczas trwających ataków na zachodnią Ukrainę.
„Uwaga, w trakcie dzisiejszego ataku Federacji Rosyjskiej wykonującej uderzenia na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy, nasza przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez obiekty typu dron. Trwa operacja, której celem jest identyfikacja i neutralizacja obiektów. Na polecenie Dowódcy Operacyjnego RSZ zostało użyte uzbrojenie i trwają czynności służb, mające na celu odnalezienie zestrzelonych obiektów.” — Komunikat Dowództwa Operacyjnego RSZ
Jak podają media międzynarodowe, Polska odpowiedziała zdecydowanie. W ruch poszły systemy obrony przeciwlotniczej, a na niebo poderwano myśliwce alarmowe, które zneutralizowały nadlatujące maszyny. Drony – jak informują źródła wojskowe – pojawiły się na radarach nad województwami podlaskim, mazowieckim i lubelskim. Zdecydowano o czasowym zamknięciu przestrzeni powietrznej w kilku strefach, co doprowadziło m.in. do wstrzymania ruchu lotniczego na lotniskach Chopina w Warszawie i w Rzeszowie–Jasionce.
Nie była to przypadkowa obecność pojedynczego drona. Wszystko wskazuje na to, że mieliśmy do czynienia z przelotem kilku bezzałogowców, które w trakcie rosyjskich ataków na Ukrainę przekroczyły granicę Polski i wleciały w głąb naszego terytorium. Jak podkreśla Dowództwo, trwa operacja wojskowa – nie tylko zestrzelenia, ale też poszukiwania wraków maszyn i ustalenia ich pochodzenia.
Informacje te natychmiast obiegły światowe agencje prasowe. Reuters, The Guardian, Sky News i inne media relacjonowały, że Polska musiała sięgnąć po środki militarne w obronie swojej suwerenności powietrznej. „Poland shoots down drones over its territory amid Russian attack on Ukraine” – brzmiał tytuł jednego z tekstów opublikowanych przez brytyjski dziennik. New York Post dodał, że naruszenia miały miejsce „wielokrotnie”, a polskie służby są w stanie najwyższej gotowości.
Rosja przekracza granice, Polska nie zostaje bierna
Incydent ten wywołał natychmiastowe reakcje polityczne, zarówno w kraju, jak i za granicą. Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził użycie uzbrojenia i zapewnił, że Polska działa w ścisłej koordynacji z NATO. Jego wypowiedź miała uspokoić opinię publiczną i jednocześnie pokazać, że reakcja była natychmiastowa i zgodna z procedurami sojuszu.
Zagraniczni politycy również nie pozostali obojętni. Amerykański senator Dick Durbin określił naruszenie polskiej przestrzeni jako test NATO, natomiast kongresmen Joe Wilson nazwał to wprost: „akt wojny”. Wilson zasugerował, że jeśli Rosja celowo posyła drony nad Polskę, to nie może pozostać to bez odpowiedzi – zarówno militarnej, jak i ekonomicznej.
To wydarzenie stawia NATO w trudnej pozycji. Choć Polska nie została zaatakowana w klasycznym sensie – nie doszło do zniszczeń ani ofiar – to jednak każda forma naruszenia terytorium państwa członkowskiego budzi pytania o granice tolerancji i ostateczne konsekwencje, jakie może pociągnąć za sobą dalsza eskalacja.
Zamknięcie przestrzeni powietrznej nad wschodnią Polską i decyzja o natychmiastowej reakcji militarnej mogą świadczyć o tym, że Warszawa nie ma zamiaru czekać na rozwój wydarzeń, lecz działać prewencyjnie. Zwłaszcza w świetle wcześniejszych incydentów, takich jak eksplozja w Przewodowie w 2022 roku czy pojawienie się niezidentyfikowanych obiektów latających w 2023 i 2024 roku, które pozostawiły wiele pytań bez odpowiedzi. Tym razem decyzje zapadły natychmiast i nie ma wątpliwości: uzbrojenie zostało użyte, wraki są poszukiwane, a odpowiedzialność wskazana.
Niepokojące jest też to, że wszystko to dzieje się w momencie wzmożonych rosyjskich ataków na Ukrainę. Drony, które pojawiły się nad Polską, mogły być częścią większej operacji mającej na celu testowanie zachodnich systemów obrony. Możliwe też, że ich kurs został zakłócony – ale to wersja najmniej prawdopodobna, biorąc pod uwagę skalę i powtarzalność naruszeń. Wiele wskazuje na to, że chodziło o prowokację – obliczoną na zmuszenie Polski i NATO do reakcji oraz sprawdzenie granicy tolerancji Sojuszu.
To pierwszy przypadek od wybuchu wojny, gdy Polska tak jednoznacznie i stanowczo zareagowała na rosyjską aktywność zbrojną w swojej przestrzeni. O ile wcześniejsze zdarzenia mogły być uznane za jednostkowe lub trudne do zweryfikowania, o tyle dzisiejszy incydent ma potwierdzenie nie tylko w komunikacie wojskowym, ale także w działaniach realnych – od podjęcia ognia, przez operację poszukiwawczą, po międzynarodowy rezonans.
Sytuacja jest rozwojowa, ale jej ciężar jest bezsporny. Polska przestrzeń powietrzna została złamana – nie przez błąd, ale przez intencjonalny ruch militarnego charakteru. To sygnał nie tylko dla Warszawy, ale dla całego Zachodu: wojna, choć toczy się za wschodnią granicą, nie zna już jasnych linii frontu