Witalij Mazurenko, były już zastępca redaktora naczelnego portalu „Obserwator Międzynarodowy”, sam wykluczył się z przestrzeni publicznej, gdy w programie „Debata z Gozdyrą” w Polsat News nazwał zachowanie prezydenta RP „zachowaniem pachana”.
Użył przy tym określenia zaczerpniętego wprost ze słownika rosyjskiego półświatka, gdzie „pachan” to lider mafii więziennej – figura bezprawia, przemocy i terroru. Tym samym dopuścił się nie tylko skrajnego braku szacunku wobec głowy państwa, ale i działania, które nosi znamiona przestępstwa.
Witalij Mazurenko od kilkunastu lat mieszka w Polsce a od 2019 r. posiada także polskie obywatelstwo. Trzy lata wcześniej premierę filmu “Wołyń” określił jako “cofanie się o pięć lat” w relacjach polsko-ukraińskich.
Redakcja, z którą był związany, natychmiast odcięła się od jego słów:
„Była to prywatna opinia tej osoby, wypowiedziana bez wiedzy i zgody redakcji. W żaden sposób nie odzwierciedla ona stanowiska naszej redakcji i nie wpisuje się w wartości, którymi się kierujemy.”
W dalszej części oświadczenia redakcja zaznaczyła jasno:
„Informujemy, że w trybie natychmiastowym podjęta została decyzja o zakończeniu współpracy z panem Witalijem Mazurenką. Osoba ta traci również funkcję zastępcy redaktora naczelnego w naszej redakcji.”
Ta decyzja była nie tylko uzasadniona – była konieczna. Pozostawienie Mazurenki na stanowisku po tak skandalicznym wystąpieniu byłoby jednoznaczne z aprobatą wobec bezprecedensowego ataku na instytucję prezydenta.
Ton wypowiedzi Mazurenki w programie był bezczelny i arogancki. Na uwagę prowadzącej Agnieszki Gozdyry, że porównanie do więziennego przywódcy to przekroczenie granic, odparł:
„Proszę mnie nie pouczać.”
To nie była przejęzyczenie ani efekt emocji. To było działanie z premedytacją, z pełną świadomością ciężaru użytego słowa.
Skala oburzenia, która wybuchła po programie, była szeroka. Głos zabrali najważniejsi przedstawiciele państwa. Doradca prezydenta, Błażej Poboży, jasno wskazał, że sprawa nie powinna skończyć się tylko na medialnym potępieniu:
„W. Mazurenko swoim skandalicznym wystąpieniem potwierdził zasadność propozycji wydłużenia procedury przyznawania obywatelstwa polskiego. Polska konstytucja nie pozwala na odebranie obywatelstwa, ale mamy prawo oczekiwać natychmiastowych działań prokuratury z art. 135 § 2 k.k.”
Odniesienie się do art. 135 § 2 kodeksu karnego nie pozostawia złudzeń – chodzi o publiczne znieważenie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, czyn zagrożony karą do trzech lat pozbawienia wolności.
Jeszcze dosadniej sprawę skomentował szef Kancelarii Prezydenta, Zbigniew Bogucki:
„Niejaki Witalij Mazurenko określając zachowanie Pana Prezydenta Karola Nawrockiego zachowaniem ‘pachana’ — co w rosyjskich więzieniach oznacza przywódcę kryminalnego — powinien być z urzędu ścigany za publicznie znieważenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.”
Zwrócił przy tym uwagę na fakt, że Mazurenko to osoba, która otrzymała obywatelstwo polskie – a więc związała się z tym państwem nie tylko formalnie, ale i moralnie. Zamiast wdzięczności i lojalności wobec kraju, który dał mu obywatelstwo, zdecydował się na publiczną zniewagę.
Pod naporem krytyki Mazurenko wydał oświadczenie z przeprosinami. Stwierdził w nim:
„Szanowni Państwo, Drodzy Współobywatele, z głębokim smutkiem przyjąłem fakt, że moja wczorajsza wypowiedź w programie ‘Debata z Gozdyrą’ uraziła wielu z Was. Vox populi, vox Dei. Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej pragnę podkreślić, że darzę instytucje państwa na czele z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej pełnym szacunkiem. Przepraszam wszystkich, których uczucia mogły zostać dotknięte moimi słowami.”
Trudno jednak mówić o szczerym żalu. To nie były spontaniczne przeprosiny wynikające z refleksji, tylko reakcja na zmasowaną krytykę i utratę stanowiska. Wypowiedź Mazurenki nie była błędem – była manifestem, który spotkał się z adekwatnym odporem.
Znamienne jest to, że żaden fragment jego wcześniejszych wypowiedzi nie zawierał cienia autorefleksji. Dopiero po publicznym potępieniu, zwolnieniu i wezwaniach do postępowania prokuratorskiego, Mazurenko „zorientował się”, że może kogoś uraził. Zabrakło mu odwagi, by przyznać, że jego słowa były haniebne. Zamiast tego przyjął postawę defensywną, używając pustych formułek i ogólników.
Ta sytuacja to ostrzeżenie – i dla dziennikarzy, i dla mediów. Wolność słowa nie jest tarczą, za którą można bezkarnie obrażać symbole państwowe. Każdy ma prawo do krytyki – ale nikt nie ma prawa do publicznego opluwania urzędów i ludzi, którzy je sprawują. Nazwanie prezydenta „pachanem” to nie krytyka polityczna, to język rynsztoka. I jako taki nie może być akceptowany w przestrzeni publicznej.
Reakcja redakcji była szybka i jednoznaczna – i chwała jej za to. Gdyby tego nie zrobiła, przyjęłaby współodpowiedzialność za tę kompromitującą wypowiedź. Tymczasem jasno zaznaczyła, że Mazurenko mówił wyłącznie we własnym imieniu – i poniósł za to konsekwencje. Nie mniej ważna była reakcja przedstawicieli państwa. Jasny sygnał: znieważenie prezydenta nie będzie ignorowane, niezależnie od tego, kto się go dopuści.
Nie ma wątpliwości, że Mazurenko swoją wypowiedzią przekroczył granice debaty publicznej. Używając języka z półświatka, próbował przypisać prezydentowi RP cechy zbrodniarza, więziennego watażki, przestępcy. To było świadome, brutalne i absolutnie niedopuszczalne. I choć dziś próbuje wycofać się pod presją, jego słowa zostaną zapamiętane jako przykład nadużycia, które musiało spotkać się z reakcją.