W cieniu wielkich konfliktów i impasu w tradycyjnych instytucjach międzynarodowych, Chiny oficjalnie ogłosiły powstanie nowego instrumentu: Międzynarodowej Organizacji Mediacji (International Organization for Mediation, IOMed).
Choć w dokumentach założycielskich mówi się o „pokojowym rozwiązywaniu sporów” i „alternatywie wobec sądowej konfrontacji”, nie sposób nie zauważyć szerszego kontekstu. IOMed to nie tylko kolejna inicjatywa z katalogu chińskich projektów dyplomatycznych. To próba stworzenia systemowej alternatywy dla istniejącego porządku prawno-międzynarodowego, zbudowanego przez Zachód po II wojnie światowej. Narzędzie, dzięki któremu Pekin chce zdobyć wpływy, zyskać lojalność państw Globalnego Południa i wypchnąć USA oraz ich sojuszników z pozycji dominujących rozjemców w sporach międzynarodowych.
W maju w hotelu Grand Hyatt w Hongkongu doszło do oficjalnego zawiązania organizacji, w której uczestniczyło kilkadziesiąt delegacji z Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Do grona państw założycielskich IOMed dołączyły między innymi Pakistan, Indonezja, Algieria, Serbia, Etiopia, Laos czy Kambodża. Lista nieprzypadkowa – to kraje związane z Chinami poprzez Inicjatywę Pasa i Szlaku, zależne gospodarczo lub politycznie od Pekinu, a także często krytyczne wobec zachodnich instytucji międzynarodowych.
Według oficjalnych komunikatów, IOMed ma służyć jako platforma dobrowolnej mediacji w sporach międzynarodowych. Zamiast zwracać się do arbitrażu czy sądu, państwa i podmioty gospodarcze mogą sięgnąć po mediację, gdzie strony wspólnie – z pomocą mediatorów – wypracowują rozwiązanie. IOMed oferuje mechanizm „bardziej inkluzywny, niedrogi, elastyczny i oparty na dialogu” niż zachodnie trybunały. Ale to tylko część prawdy. Organizacja ta ma bowiem znacznie głębsze znaczenie – stanowi próbę przebudowy globalnej architektury rozstrzygania sporów, na warunkach wyznaczonych przez Pekin.
Hongkong, który został wybrany na siedzibę organizacji, nie jest przypadkowym wyborem. Miasto, które jeszcze niedawno było bastionem niezależnego sądownictwa i swobód obywatelskich, po fali represji i wprowadzeniu prawa o bezpieczeństwie narodowym, stało się laboratorium chińskiej wersji rządów prawa. Umieszczenie tam IOMed służy legitymizacji nowej roli Hongkongu jako „centrum rozwiązywania sporów” w stylu chińskim. Ma konkurować z Hagią, Singapurem czy Londynem – nie przez transparentność i niezależność, lecz przez szybkość, brak kosztów i „wrażliwość kulturową”.
Wizja Chin to świat, w którym Zachód nie jest już domyślnym źródłem norm i rozstrzygnięć. System tworzony przez USA, UE i ich sojuszników – oparty na sądach, precedensach i regułach WTO – ma z punktu widzenia Pekinu istotne wady. Jest skomplikowany, kosztowny i – co najważniejsze – trudny do kontrolowania. Chińska propozycja to system miękki, niekonfrontacyjny, oparty na kulisowej dyplomacji, gdzie najważniejsza jest nie litera prawa, ale relacje polityczne i zachowanie twarzy.
IOMed nie ma uprawnień do wydawania wiążących wyroków. Nie przypomina sądu – to platforma rozmów, pozbawiona przymusu. Brak tu zasady precedensu, nie ma jawnych orzeczeń, nie ma niezależnych arbitrów – mediatorzy są wybierani przez państwa-strony, a nad całością czuwa sekretariat, w którym dominującą pozycję ma Pekin. Oficjalnie każdy kraj członkowski ma równe prawo do nominowania członków panelu mediatorów, ale w praktyce inicjatywa i organizacja całego procesu pozostaje w rękach Chin.
Taki model idealnie wpisuje się w styl polityki zagranicznej Xi Jinpinga: pokojowo, bez presji, ale w cieniu rosnącej dominacji. Mediacja ma być „bardziej harmonijna niż spór”, a jednocześnie bardziej lojalna wobec gospodarza niż arbitraż. Chiny unikają w ten sposób oskarżeń o ekspansję, ale tworzą nowy ekosystem instytucjonalny, który wypiera Zachód z roli globalnego rozjemcy.
Znaczenie IOMed nie polega jednak tylko na rozwiązywaniu sporów. Kluczowa jest symbolika i sieć zależności, które instytucja ta buduje. Państwa zaangażowane w Inicjatywę Pasa i Szlaku często napotykają problemy prawne: spory inwestycyjne, roszczenia wobec wykonawców, kwestie własności infrastruktury. Dotąd wiele z nich rozstrzygano na forum ICSID czy w sądach arbitrażowych w Londynie lub Paryżu. IOMed ma te funkcje przejąć. Zamiast zgłaszać się do niezależnych instytucji na Zachodzie, kraje będą kierować się do „swojej” organizacji, gdzie gospodarz – Chiny – ma wpływ na proces i jego klimat.
Dla wielu rządów z Globalnego Południa chiński model może być atrakcyjny. Zachodni arbitraż jest kosztowny, formalny, a często też nacechowany politycznie. W strukturach takich jak IOMed nie trzeba tłumaczyć się z demokracji, praw człowieka czy przejrzystości – liczy się relacja, a nie reguły. To z punktu widzenia Pekinu wielka przewaga, dzięki której może budować własny blok lojalności instytucjonalnej.
Równocześnie jednak rodzi się pytanie o zaufanie. Czy podmioty z zewnątrz – przedsiębiorcy, organizacje społeczne, inwestorzy – będą skłonni zaufać systemowi, w którym nie ma niezależnych sędziów, jawności ani apelacji? Czy kraje, które nie są zależne od Pekinu, uznają decyzje wydane przez mediatorów IOMed? I czy sama organizacja nie stanie się instrumentem nacisku na partnerów, którym Chiny przypomną, gdzie toczą się negocjacje?
To pytania, które dziś pozostają otwarte. Sama struktura IOMed nie jest jeszcze w pełni operacyjna – siedziba w Hongkongu dopiero powstaje, a panel mediatorów dopiero się formuje. Ale polityczny przekaz jest jasny: oto powstaje alternatywa. Alternatywa dla Zachodu, dla jego reguł, wartości i instytucji. Alternatywa, w której centrum nie stoi neutralność i niezależność, ale interesy i sieć powiązań, budowanych przez Chiny od ponad dekady.
Nieprzypadkowo Pekin prezentuje IOMed jako „uzupełnienie” istniejącego systemu, a nie jego podważenie. To znany zabieg – prezentować się jako pokojowy, skromny partner, który nie burzy, lecz wzmacnia. Ale rzeczywistość jest inna: IOMed to świadome tworzenie instytucjonalnej przeciwwagi dla Zachodu. Nie wprost, nie agresywnie, ale metodycznie. Tak jak Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych stał się alternatywą dla MFW i Banku Światowego, tak IOMed ma być odpowiedzią na Haski Trybunał, ICSID czy WTO.
W efekcie możemy mieć do czynienia z nową mapą instytucjonalną świata. Dwubiegunową, z Chinami jako centrum „globalnego Południa” i USA oraz UE jako bastionami porządku liberalnego. Kluczową rolę odegrają kraje niezdecydowane – jak Indonezja, Brazylia, Nigeria czy Egipt – które będą wybierać, z jakiego systemu korzystać. A od tych decyzji zależy, czy model promowany przez Chiny się upowszechni, czy pozostanie niszowym narzędziem wpływu.
Międzynarodowa Organizacja Mediacji to nie tylko instytucja. To manifest. Dowód, że Chiny nie tylko handlują i inwestują, ale także budują własną wersję globalnych reguł. Wersję, w której mediacja znaczy tyle, ile pozwala Pekin. A spór niekoniecznie kończy się sprawiedliwością – ale zawsze kompromisem. Na chińskich warunkach.
Leave feedback about this