18 października 2025
Wydarzenia

Co piąty Hiszpan tęskni za epoką frankistowską

Minęło już 50 lat od śmierci generalissimusa Francisco Franco. A mimo to — lub właśnie dlatego — temat jego rządów wciąż budzi ogromne emocje w hiszpańskiej debacie publicznej. Najnowszy sondaż CIS pokazuje coś, co wielu chciałoby przemilczeć: ponad 21% Hiszpanów uważa epokę Franco za „dobrą” lub „bardzo dobrą”. Co więcej, aż 42% wyborców partii Vox i 35% wyborców Partii Ludowej (PP) ocenia ten okres pozytywnie. Dla establishmentu to szokujące dane. Dla reszty natomiast to po prostu znak czasów.

Czemu coraz więcej osób spogląda na epokę Franco z nostalgią? To pytanie zadają sobie lewicowi komentatorzy, którzy chcieliby widzieć tę epokę jedynie jako „czarną dziurę” w historii Hiszpanii. A odpowiedź może być znacznie prostsza, niż się wydaje: w porównaniu z chaosem dzisiejszej polityki, niektórzy zaczynają doceniać stabilność, spójność i autorytet. Rządy Franco to czas, w którym państwo było państwem: miało wyraźną tożsamość, granice, hierarchię wartości i priorytety narodowe. Był to okres odbudowy kraju po tragicznej wojnie domowej, budowy infrastruktury, rozwoju przemysłu i wzrostu gospodarczego. Nie był to czas wolny od błędów, ale był to czas wyraźnego kierunku.

Nie jest tajemnicą, że współczesna Hiszpania boryka się z poważnym kryzysem zaufania do demokracji. Skandale korupcyjne, regionalne separatyzmy, brak autorytetu władzy centralnej, napływ niekontrolowanej imigracji, ideologiczne wojny kulturowe i system edukacyjny oderwany od rzeczywistości. Wszystko to powoduje, że dla wielu obywateli demokracja nie przyniosła spodziewanych korzyści. Wielu z nich nie postrzega Franco jako tyrana, lecz jako przywódcę, który utrzymał jedność narodową, stworzył system oparty na tradycyjnych wartościach i dbał o rozwój Hiszpanii. I chociaż nikt nie nawołuje do powrotu do modelu autorytarnego, to coraz więcej osób zadaje sobie pytanie: czy dzisiejszy system rzeczywiście działa lepiej?

Młodzi nie są ślepi — widzą, porównują, wyciągają wnioski

Zaskakujące są dane z sondażu dotyczące młodzieży. Prawie 20% młodych Hiszpanów w wieku 18–24 lat ocenia Franco pozytywnie. To osoby, które nie żyły w tamtych czasach, ale wychowały się w rzeczywistości bez autorytetów, bez granic, z ciągłym chaosem politycznym i brakiem perspektyw. To młodzi, którzy widzą, że państwo nie zapewnia im stabilności, bezpieczeństwa ani poczucia dumy z przynależności narodowej.

„Dzięki mediom społecznościowym młodzi odkrywają, że lata po wojnie domowej to nie tylko represje, ale także postęp i dążenie do jedności narodowej.” — mówi Manuel Mariscal, poseł Vox

Wbrew oskarżeniom o „rewizjonizm”, to po prostu inna perspektywa, wolna od ideologicznych schematów.

Lewicowa narracja kontra rzeczywistość społeczna

Rządzący socjaliści nie ustają w próbach narzucania jednej wersji historii poprzez tzw. „pamięć historyczną”. Organizują setki wydarzeń, promują jednostronne wystawy i programy edukacyjne, a jednocześnie ścigają prawnie wszelkie przejawy alternatywnego spojrzenia na przeszłość. Tymczasem pamięć historyczna nie powinna być narzędziem cenzury, lecz przestrzenią otwartej debaty. Próba wymazania jakichkolwiek pozytywnych aspektów epoki Franco tylko pogłębia społeczny opór i powoduje efekt odwrotny do zamierzonego.

Franco postrzegał państwo jako całość, jako wspólnotę opartą na wartościach: Bóg, Ojczyzna, Rodzina. Te słowa dziś budzą drwiny w mediach głównego nurtu, ale dla wielu Hiszpanów pozostają aktualne, bo oferują zakorzenienie w rzeczywistości, której brakuje w świecie pełnym relatywizmu i dekonstrukcji. Unia Europejska, która miała być gwarantem postępu, stała się dla wielu symbolem narzucania polityki sprzecznej z interesami narodowymi. W tym kontekście model silnego, niezależnego państwa — nawet jeśli z przeszłości — może jawić się jako atrakcyjna alternatywa.

Nie chodzi o powrót do Franco. Chodzi o prawo do pamięci i rozumu

Dzisiejszy wzrost sympatii wobec epoki Franco nie oznacza pragnienia dyktatury. To manifest społecznego zmęczenia, krytyka systemu, który nie działa, i przypomnienie, że silne państwo to nie to samo co reżim. Hiszpanie nie chcą cenzury historii. Chcą uczciwego obrazu, który nie neguje złożoności epok. Prawica nie musi się wstydzić, że część obywateli patrzy na lata Franco inaczej niż nakazuje oficjalna narracja. Nie chodzi o wybielanie historii, lecz o zrozumienie, że tęsknota za porządkiem, wspólnotą i suwerennością to nie „faszyzm”, lecz reakcja na współczesny chaos.