W Skierniewicach, w województwie łódzkim, doszło do zdarzenia, które wywołało poważne poruszenie zarówno wśród lokalnej społeczności, jak i w ogólnopolskich mediach.
Do tamtejszego domu dziecka o nazwie „Dom”, przeznaczonego do opieki nad nieletnimi pozbawionymi rodzin, trafiły trzy osoby dorosłe, które – według relacji mieszkańców i potwierdzonych informacji z placówki – są nielegalnymi imigrantami. Informacja o obecności cudzoziemców w placówce szybko stała się przedmiotem lokalnej interwencji radnych i aktywistów społecznych. Sprawę nagłośnił m.in. radny Skierniewic Artur Sułek oraz przedstawiciele Komitetu STOP CIC, który od kilku miesięcy protestuje przeciwko otwarciu w mieście Centrum Integracji Cudzoziemców.
Wszystko zaczęło się 11 czerwca, gdy mieszkańcy zauważyli w budynku domu dziecka osoby, które nie wyglądały na wychowanków ani pracowników placówki. Krótko po tym pojawiły się sygnały, że są to osoby dorosłe, które nie mówią po polsku, a na dodatek nie posiadają pełnych dokumentów tożsamości. Interweniujący radny wraz z lokalnymi aktywistami potwierdzili, że osoby te rzeczywiście zostały umieszczone w budynku, a ich obecność nie była wcześniej konsultowana z samorządem czy lokalną społecznością. Dyrektor placówki, Kamila Rosa-Farej, potwierdziła, że do ośrodka skierowano troje dorosłych cudzoziemców – dwie osoby z Gwinei i jedną z Iranu – z czego tylko jedna z nich dysponowała dokumentami potwierdzającymi tożsamość.
Według relacji, osoby te zostały cofnięte z terytorium Niemiec przez niemiecką policję i przekazane stronie polskiej w ramach procedury readmisji. Następnie zostały przejęte przez polską Straż Graniczną, która miała problem z ulokowaniem ich w odpowiedniej placówce i przekierowała je do domu dziecka w Skierniewicach, mimo że tego rodzaju instytucje nie są przeznaczone do zakwaterowywania dorosłych migrantów. Co istotne, cudzoziemcy nie byli objęci decyzją o deportacji ani o umieszczeniu w strzeżonym ośrodku, ponieważ formalnie przebywają na terytorium Polski legalnie – oczekując na rozpatrzenie wniosku o ochronę międzynarodową lub innego typu legalizację pobytu.
Cała sytuacja zaskoczyła nie tylko mieszkańców Skierniewic, ale również pracowników samego ośrodka. Jak relacjonowała dyrektor, placówka nie była w żaden sposób przygotowana na przyjęcie osób dorosłych spoza systemu pieczy zastępczej, nie otrzymała też żadnych wytycznych ani wsparcia w zakresie obsługi cudzoziemców, nie mówiąc już o kwestiach językowych, kulturowych czy zdrowotnych. Przypadek ten obnaża poważną lukę systemową, w której instytucje państwowe, pod presją braku miejsc i jasnych procedur, przekazują odpowiedzialność za osoby w trudnej sytuacji migracyjnej instytucjom, które nie mają ani kompetencji, ani uprawnień, by się nimi zajmować.
Kontekst tej sprawy jest jednak szerszy niż sam fakt ulokowania trzech osób w domu dziecka. Równolegle w Skierniewicach trwa spór o powstające Centrum Integracji Cudzoziemców – projekt realizowany w ramach unijnego Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (FAMI) oraz zapisów nowego Paktu Migracyjnego. Choć oficjalnie centra te mają służyć wyłącznie legalnym imigrantom, którzy uzyskali prawo pobytu w Polsce, i oferować wsparcie w zakresie integracji, edukacji, doradztwa zawodowego czy administracyjnego, mieszkańcy Skierniewic obawiają się, że będzie to pierwszy krok do trwałego osiedlania się większej liczby cudzoziemców, w tym osób o niejasnym statusie prawnym. Incydent z domem dziecka zdaje się potwierdzać te obawy.
Co więcej, z informacji przekazywanych przez pracowników innych placówek socjalnych w Polsce wynika, że podobne sytuacje miały miejsce już wcześniej, choć rzadko były nagłaśniane. Istnieje podejrzenie, że Straż Graniczna lub inne instytucje państwowe wykorzystują braki systemowe i przerzucają odpowiedzialność na placówki, które w żaden sposób nie powinny być w to angażowane. Zdaniem niektórych komentatorów, mamy tu do czynienia nie tylko z przypadkiem niekompetencji, ale z praktyką, która może prowadzić do poważnych nadużyć i kryzysów zaufania społecznego wobec instytucji publicznych.
Opozycja wobec CIC w Skierniewicach zyskuje na sile, a incydent z imigrantami w domu dziecka tylko dolał oliwy do ognia. Komitet STOP CIC organizuje protesty, zbiera podpisy pod petycją o wstrzymanie działalności centrum i domaga się od władz miasta pełnej transparentności w sprawie planowanych działań. Również radni miejscy zaczynają domagać się jasnych wyjaśnień od wojewody łódzkiego oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Pojawiają się pytania o to, czy projekt CIC nie jest w rzeczywistości sposobem na realizację unijnych zobowiązań migracyjnych bez wiedzy i zgody społeczności lokalnych.
Sama procedura readmisji, na podstawie której doszło do przekazania cudzoziemców z Niemiec do Polski, również staje się przedmiotem krytyki. O ile zgodnie z umowami międzynarodowymi państwa mogą sobie przekazywać migrantów zatrzymanych na granicy, o tyle obowiązkiem przyjmującego kraju jest zapewnienie im odpowiednich warunków zgodnych z ich statusem prawnym. Umieszczenie dorosłych osób w domu dziecka wydaje się być rażącym naruszeniem tych standardów, a także potencjalnym zagrożeniem dla samych wychowanków placówki, którzy często są osobami o szczególnych potrzebach emocjonalnych i psychologicznych.
Rząd do tej pory nie odniósł się oficjalnie do sytuacji w Skierniewicach. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji ograniczyło się do lakonicznego komunikatu, że prowadzi weryfikację procedur w związku z „nietypowym przypadkiem” ulokowania cudzoziemców w placówce nieprzeznaczonej do tego celu. Tymczasem opinia publiczna oczekuje jasnych i konkretnych działań: kto odpowiada za tę decyzję, czy była zgodna z prawem, jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte i co zrobić, aby sytuacja się nie powtórzyła.