Jeśli śledzicie mój profil, wiecie, że rzadko wypowiadam się na tematy geopolityczne, zwłaszcza te, które nie dotyczą bezpośrednio naszych przedstawicieli władzy.
Jednak wczorajsze spotkanie Trumpa z Zełeńskim i awantura, którą wywołało, są, moim zdaniem, niezwykle istotne i mogą być przełomowe nie tylko dla Ukrainy, ale dla całej Europy.
Nie zamierzam roztrząsać, kto miał rację w kontekście Trumpa, relacji z USA czy podejścia do wojny? Tak, reprezentuję Konfederację i Ruch Narodowy, ale w tej sytuacji nie ma znaczenia, kto jest z jakiej partii. Z rozpaczą patrzę na komentarze polityków w social mediach – zamiast wyciągać wnioski, wolą się nawzajem atakować. Jedni ślepo wierzą w gwarancje USA (których moim zdaniem nie ma od wczoraj, ale o tym dalej), drudzy wyśmiewają tych, którzy cieszyli się ze zwycięstwa Trumpa, jeszcze inni krytykują Zełeńskiego za strój czy po prostu obrzucają błotem przeciwników.
A przecież to wszystko jest nieistotne wobec konsekwencji tego spotkania. Moja opinia (podkreślam, że to tylko moje zdanie) pokrywa się z tym, co od dawna mówi Jacek Bartosiak. Amerykanie chcieli przymusić Ukrainę do niekorzystnego układu, obiecując „gruszki na wierzbie”, a tak naprawdę nie dając nic konkretnego. Administracja Trumpa dąży do pokoju, ale za cenę, którą miałaby ponieść Ukraina – i oczywiście, przy okazji, chcieli ugrać coś dla siebie.
Czy Zełeński podjął dobrą decyzję, rezygnując z tej umowy? Czy może wiedział, że amerykańskie gwarancje w postaci inwestycji nie były tak solidne, jak mogłoby się wydawać?
Moim zdaniem prawda leży pośrodku. Amerykanie przelicytowali, twierdząc, że Ukraina nie ma nic do gadania. Zignorowali Europę i postawili się w pozycji siły, ale konflikt z całym światem (UE, Chiny, Rosja, Kanada, Ameryka Południowa) może ich drogo kosztować. Prawdą jest jednak, że UE niewiele zrobiła w ciągu ostatnich 3 lat, by zasłużyć na miejsce przy stole negocjacyjnym. Przemysł zbrojeniowy Europy wciąż leży, a Zielony Ład nadal obowiązuje.
Ukraina twierdzi, że może prowadzić wojnę jeszcze rok lub dłużej, jeśli dostanie wsparcie z Europy. Pytanie brzmi – jakim kosztem? Kraj jest zrujnowany, setki tysięcy ludzi zginęło, miliony uciekły, a rosyjskie wojska powoli posuwają się naprzód. Do tego dochodzi fatalna polityka zagraniczna Ukrainy wobec Polski – konflikty gospodarcze, Wołyń, UPA, grożby wobec polskich polityków. Grożby śmierci i wpisanie Mentzena na listę „wrogów Ukrainy” to polityczne samobójstwo. Jak ukraińskie władze wyobrażają sobie dyplomację, jeśli Sławomir Mentzen zostanie prezydentem Polski?
Prawda jest taka – wszystkim zależy na pokoju, ale każdy zamiast realnie oceniać sytuację, woli blefować. Kto na tym zyskuje? Tylko Rosja. “Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” – i dokładnie tak to teraz wygląda.
Dla Europy wnioski są brutalne. Amerykańskie gwarancje dzisiaj znaczą niewiele, a Rosja o tym wie. Trump, wytrawny biznesmen, rzuca słowa na wiatr, a potem się z nich wycofuje. Jeśli słowa prezydenta USA nic nie znaczną, to ile znaczą amerykańskie gwarancje w NATO?
Europa musi wziąć odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo i to natychmiast! UE powinna z dnia na dzień wycofać się z Zielonego Ładu, uwolnić regulacje energetyczne, by ceny prądu wróciły do normy. To pobudzi przemysł, który powinien skupić się na zbrojeniach. Obecna sytuacja, w której Rosja produkuje więcej pocisków niż cała UE, jest nie do zaakceptowania.
A co z Polską? Całe nasze bezpieczeństwo opiera się na USA. Mamy amerykańskie uzbrojenie, a politycy mówili wprost, że kupując broń z USA, kupujemy sobie bezpieczeństwo. A co, jeśli Ameryka się wycofa, jak sojusznicy w 1939?
Potrzebujemy planu ponadpartyjnego!
Podziały muszą zejść na drugi plan. Bezpieczeństwo Polski powinno być priorytetem!
Przemysław Kicowski