Dziennik Narodowy Blog Wydarzenia Komedia! Zirytowany wynikiem wyborów Niemiec grozi Polakom. Ale to byłaby właściwie przysługa
Wydarzenia

Komedia! Zirytowany wynikiem wyborów Niemiec grozi Polakom. Ale to byłaby właściwie przysługa

Moritz Körner, niemiecki eurodeputowany z ramienia FDP – partii należącej do koalicji rządzącej Niemcami i reprezentującej demoliberalne podejście – postanowił publicznie zaatakować Polskę na platformie X (dawniej Twitter).

Jego wpis był nie tyle komentarzem politycznym, ile bezpośrednim żądaniem i ultimatum wobec demokratycznie wybranego polskiego rządu i prezydenta. Choć formalnie chodziło o tzw. „kwestię praworządności”, realny przekaz jest dużo szerszy i poważniejszy: podporządkowanie się albo sankcje.

Oto pełna treść komentarza Körnera w tłumaczeniu na język polski:

„Kredyt zaufania, który Polska otrzymała po wyborach parlamentarnych, został wyczerpany. Okres ochronny dla problemów państwa prawa w Polsce dobiegł końca. Polski rząd musi teraz uchwalić wszystkie ustawy, które przywrócą praworządność w Polsce. Jeśli nowo wybrany prezydent zablokuje konieczne reformy swoimi wetami, UE musi ponownie zamrozić fundusze dla Polski. Ursula von der Leyen musi jasno powiedzieć, że jeśli Polacy chcą kontynuować politykę bojkotu, otrzymają kontynuację sankcji. Wina będzie leżeć wtedy po stronie prezydenta.”

W tym jednym krótkim wpisie zawarto całą esencję unijnej polityki nacisku. Körner nie tylko formułuje konkretne oczekiwania wobec polskich władz ustawodawczych, ale idzie o krok dalej: bez ogródek wzywa do odebrania środków finansowych w razie niespełnienia tych warunków. Co więcej, groźba dotyczy nie jakiegoś arbitralnego złamania przepisów, lecz… wykonania konstytucyjnych uprawnień przez prezydenta RP. Weta, które w demokracji parlamentarnej jest podstawowym elementem mechanizmu równowagi władz, Körner traktuje jak „bojkot”, za który cały kraj ma zostać ukarany. To język, który bardziej przypomina postkolonialne myślenie o zależnych terytoriach niż partnerską współpracę w ramach Unii Europejskiej.

Zaskakująca jest nie tylko treść, ale i forma komentarza. Zero dyplomacji, zero poszanowania dla suwerenności, zero refleksji nad tym, że każde państwo członkowskie ma własne mechanizmy konstytucyjne, harmonogramy legislacyjne i społeczne ograniczenia. Körner pisze jak przedstawiciel nadzorcy, nie jak sojusznik w ramach wspólnoty narodów. Narracja „Polska dostała szansę, ale jej nie wykorzystała” jest protekcjonalna i wyraźnie sugeruje, że jeśli kraj nie realizuje oczekiwań centrali – trzeba go ukarać, bez względu na wolę obywateli.

Komentarz niemieckiego europosła pokazuje, jak bardzo środki z Krajowego Planu Odbudowy przestały być neutralnym instrumentem rozwoju, a stały się narzędziem politycznego szantażu. Pieniądze, które miały wspomóc państwa członkowskie po pandemii COVID-19 w odbudowie gospodarki, są dziś wykorzystywane jako dźwignia nacisku ideologicznego. Nie chodzi już tylko o transparentność wydatkowania środków czy jakość projektów. Chodzi o pełną zgodność z agendą Komisji Europejskiej i dominujących w niej państw, takich jak Niemcy czy Francja. Polska, chcąc otrzymać należne fundusze, musi spełniać warunki, które w dużej mierze nie są techniczne, lecz polityczne i światopoglądowe. To całkowite wypaczenie celu, dla którego KPO powstał.

I trzeba to jasno powiedzieć: KPO to nie darowizna. To kredyt. I to drogi kredyt. Polska, żeby skorzystać ze środków z KPO, musi zaciągnąć dług, za który solidarnie odpowiada z innymi państwami członkowskimi. To nie są „darmowe pieniądze z Brukseli” – to zobowiązania, które będzie trzeba spłacać przez dekady, wraz z odsetkami. W dodatku, aby uruchomić te środki, rząd musi najpierw sam wyłożyć własne pieniądze, często z emisji obligacji lub środków budżetowych. To znaczy: Polska ryzykuje realnym zadłużeniem na rzecz środków, które mogą nigdy nie nadejść – bo Komisja Europejska może je wstrzymać, jeśli uzna, że nie spełniliśmy kolejnego „kamienia milowego”. Pieniądze są więc nie tylko politycznie uzależnione, ale także ekonomicznie ryzykowne.

Z perspektywy gospodarczej ten układ jest co najmniej wątpliwy. Polska ponosi koszty, ale nie ma żadnej gwarancji zwrotu. Całość przypomina montowany naprędce kredyt inwestycyjny, obwarowany warunkami, których rzeczywiste spełnienie nie zależy tylko od rządu, ale również od decyzji prezydenta, parlamentu, a często także od Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli choć jeden z tych organów odmówi podporządkowania się „reformom” wymaganym przez Brukselę – środki zostają zablokowane, a Polska zostaje z długiem i projektami bez finansowania.

Körner nie ukrywa, że celem nie jest kompromis, ale wymuszenie. „Albo zrobicie, co każemy, albo nie dostaniecie ani euro” – oto istota przekazu. Jego słowa są szczególnie niepokojące w kontekście przyszłych relacji w UE. Jeśli takie groźby przejdą bez reakcji, będą stanowiły precedens. Dziś naciska się na Polskę, jutro może to spotkać Włochy, Słowację czy Grecję. Zamiast Unii równych państw otrzymujemy Unię podporządkowania politycznego i ekonomicznego.

W tym świetle coraz więcej Polaków zaczyna rozumieć, że KPO nie jest darmowym prezentem ani zastrzykiem gotówki, tylko instrumentem obwarowanym warunkami, które mogą uderzać w interes narodowy. Pojawiają się głosy, że może warto z niego zrezygnować, skoro koszt polityczny i ekonomiczny przewyższa realne korzyści. Bo jeśli każda złotówka z Brukseli ma oznaczać kolejny centymetr oddany władzy poza granicami kraju – to może najwyższy czas powiedzieć „nie”.

Komentarz Moritza Körnera stanowi cenny dokument nie tego, jak wygląda europejska solidarność, ale jak naprawdę działa unijna presja. I choć wypowiedź ta miała na celu wywołanie strachu, być może skutek będzie odwrotny – przebudzenie i większa determinacja, by bronić polskiej suwerenności, zanim stanie się jedynie zapisem w podręcznikach historii.

Panie Niemiec, buta butą ale karz nas odebraniem KPO, nie zmartwimy się!

Exit mobile version