Dziennik Narodowy Blog Wydarzenia Donald Tusk grozi w swoim orędziu: „Nie cofniemy się ani o krok”
Wydarzenia

Donald Tusk grozi w swoim orędziu: „Nie cofniemy się ani o krok”

W wygłoszonym dzisiaj wieczorem orędziu do narodu Donald Tusk pomimo udawania chęci porozumienia, dał jasny sygnał, że czerwona kartka dana jego obozowi w niedzielę zupełnie go nie otrzeżwia.

Hasło „nie cofniemy się ani o krok” brzmi dumnie – ale w ustach człowieka, który przez całą swoją karierę cofał się krok po kroku z polskiej suwerenności, polskiego interesu i polskiego potencjału, to wyraz hipokryzji w najczystszej postaci. No, chyba że chodzi o to, że nie cofnie się ani o krok w tępieniu wszystkiego, co polskie czy niszczeniu praworządności. A w to już można jak najbardzie uwierzyć.

Premier mówił o odwadze i determinacji, ale za tymi hasłami nie stoi nic poza PR-owym wydmuszkami i złudzeniami. Obiecywał rozwój – mamy stagnację. Obiecywał bezpieczeństwo – mamy niepewność. Obiecywał reformy – mamy niekończące się narady i propagandę sukcesu.

Orędzie pełne obłudy

Tusk rozpoczyna swoje przemówienie od kurtuazyjnych podziękowań dla wyborców i zapewnień o przywiązaniu do demokracji. Ale trudno brać je poważnie, kiedy przez ostatnie miesiące jego rząd ignorował głosy milionów Polaków, nie realizując żadnej z kluczowych obietnic. W kampanii mówiono o „nowej jakości” w polityce – w praktyce wróciły stare twarze, stare układy i stary styl rządzenia: z góry, bez dialogu, bez refleksji.

Deklarowana gotowość do współpracy z nowym prezydentem brzmi jak pusta formułka, gdy chwilę później premier grozi, że „ruszy z robotą bez względu na okoliczności”. To nie język współpracy, tylko zapowiedź konfrontacji. Co więcej – konfrontacji z połową społeczeństwa, która głosowała na innego kandydata, ma inne poglądy i nie kupuje narracji rządu.

Brak realizacji kluczowych obietnic

Tusk twierdzi, że jego rząd jest gotowy do działania, ale od październikowych wyborów nie zobaczyliśmy ani jednego istotnego projektu gospodarczego, który rzeczywiście ruszyłby z miejsca. Gdzie są obiecane inwestycje infrastrukturalne? Gdzie są programy wsparcia dla polskich firm?

Zamiast rozwoju, mamy coraz większą biurokrację i zamrożenie inwestycji przez niepewność legislacyjną. Samorządy skarżą się na chaos, przedsiębiorcy – na brak przewidywalności. Rządzący mówią o „repolonizacji przemysłu”, ale nie potrafią wskazać ani jednego sektora, który faktycznie wraca w polskie ręce. Hasła zastępują czyny.

Najbardziej uderzająca jest postawa rządu Tuska wobec Unii Europejskiej. Premier mówi o suwerenności i bezpieczeństwie, ale w praktyce każda decyzja jego gabinetu wygląda jak bezkrytyczne wykonanie poleceń płynących z Brukseli – albo co gorsza, z Berlina. Polski głos w UE nie został wzmocniony, lecz wyciszony. Polska przestała być partnerem – stała się petentem.

Przyjęcie Zielonego Ładu bez żadnych realnych renegocjacji to cios w polskie rolnictwo i przemysł. Akceptacja unijnego mechanizmu warunkowości to przyzwolenie na polityczny szantaż. A milczenie wobec prób ograniczenia prawa weta to cicha zgoda na federalizację Europy – kosztem narodowej suwerenności.

Trudno mówić o „silnej Polsce”, gdy premier i jego ministrowie zachowują się jak delegatura unijnej administracji. Trudno mówić o „bezpieczeństwie”, gdy energetyka jest uzależniana od zagranicznych decyzji, a armia – wciąż tylko na papierze – ma być „potężna”.

Puste rozliczenia, polityczne igrzyska

Donald Tusk zapowiada rozliczenia i walkę z przestępczością. Ale kto ma być rozliczany? Dotąd jedyne „rozliczenia” to medialne spektakle i nagonki na przeciwników politycznych. Gdzie są procesy aferzystów z PO sprzed lat? Gdzie są konkretne wyniki pracy służb w nowych sprawach? Czy walka z „przestępczością” to tylko nowy szyld dla politycznych porachunków?

Zamiast państwa prawa – mamy państwo pokazowe. Zamiast sprawiedliwości – zemstę. To nie jest powrót do normalności, tylko cofnięcie się do czasów, gdy prokuratura była narzędziem politycznej wojny.

Orędzie kończy się hasłem: „Wierzę w was. Wierzę w Polskę.” To ładne słowa. Ale nie mają żadnej wartości, gdy wypowiada je człowiek, który przez całą swoją karierę był symbolem odwrotności tej wiary. Donald Tusk wierzy nie w Polskę, tylko w siebie. W swoją pozycję, w swoją władzę, w swoje relacje z europejską elitą. Polskę traktuje instrumentalnie – jako trampolinę, zaplecze albo kartę przetargową.

Prawdziwa Polska – ta codzienna, ciężko pracująca, rozczarowana – nie ma głosu w tym rządzie. Jej potrzeby są ignorowane, jej problemy – bagatelizowane. A jej przyszłość – oddana w ręce ludzi, którzy bardziej troszczą się o sondaże niż o rzeczywiste reformy.

Exit mobile version