Decyzje podjęte w Parlamencie Europejskim a związane z Europejskim Programem Przemysłu Obronnego (EDIP) zwiastują głębokie zmiany w strukturze finansowania zbrojeń w Unii Europejskiej. Choć program opiewa na stosunkowo niewielką kwotę 1,5 miliarda euro na lata 2025–2027, to jego znaczenie wykracza daleko poza tę konkretną pulę środków. Stanowi bowiem precedens dla przyszłych, znacznie większych inicjatyw wsparcia sektora obronnego UE. Problem w tym, że zaproponowane zasady faworyzują nieliczne państwa, przede wszystkim Francję i Niemcy, spychając Polskę oraz inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej na boczny tor.
Europejski Program Przemysłu Obronnego ma na celu wzmocnienie zdolności produkcyjnych krajów UE w sektorze zbrojeniowym. Kontekst jest oczywisty – przedłużająca się wojna w Ukrainie oraz zagrożenia geopolityczne zmuszają Unię do bardziej zdecydowanego inwestowania w bezpieczeństwo. Jednak to, w jaki sposób skonstruowano zasady przyznawania dotacji, budzi poważne kontrowersje.
Parlament Europejski przegłosował, niewielką przewagą głosów, propozycję, zgodnie z którą finansowanie otrzymać mogą tylko te projekty, w których co najmniej 70% komponentów zostało wyprodukowanych w UE. Z pozoru zapis ma na celu wzmocnienie europejskiego przemysłu. W praktyce jednak oznacza marginalizację tych krajów, które dopiero rozwijają swoje kompetencje w branży zbrojeniowej lub korzystają z komponentów spoza Unii – takich jak Polska.
Polska na przegranej pozycji
Polski przemysł obronny, choć rozwija się dynamicznie, nadal w dużym stopniu opiera się na komponentach importowanych, głównie z USA, Korei Południowej czy Wielkiej Brytanii. Przykładem są chociażby armatohaubice Krab, które zawierają ponad 30% elementów zagranicznych. Przy wymogu 70% komponentów z UE, polskie projekty z automatu odpadają z konkursu o unijne wsparcie.
To rozwiązanie budzi sprzeciw polskich europarlamentarzystów. Zarówno przedstawiciele PO, jak i PiS, zgodnie oceniają, że obecne zapisy są dla Polski niekorzystne. Andrzej Halicki z KO wskazywał, że bardziej rozsądnym kompromisem byłby wymóg 65% europejskich komponentów, co otworzyłoby drogę dla większej liczby projektów.
Adam Bielan z PiS zwraca z kolei uwagę na fakt, że cały mechanizm miał na celu szybkie uzupelnienie braków w uzbrojeniu po przekazaniu sprzętu Ukrainie. Zamiast tego mechanizm został według niego zdominowany przez interesy francuskiego i niemieckiego przemysłu zbrojeniowego.
Aktualna sytuacja polskiego przemysłu zbrojeniowego
Polski sektor zbrojeniowy znajduje się w okresie intensywnej modernizacji i ekspansji. Kluczowe przedsiębiorstwa, takie jak Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ), Huta Stalowa Wola, Mesko, Fabryka Broni “Łucznik” w Radomiu oraz Wojskowe Zakłady Lotnicze, realizują zamówienia na nowoczesny sprzęt wojskowy, zarówno na potrzeby armii narodowej, jak i dla Ukrainy.
Polska Grupa Zbrojeniowa koordynuje produkcję szeregu kluczowych systemów uzbrojenia: armatohaubic Krab, możdzierzy Rak, wyrzutni rakietowych WR-40 Langusta oraz nowej generacji bojowych wozów piechoty Borsuk. Mesko specjalizuje się w produkcji amunicji oraz pocisków przeciwlotniczych Piorun, które zyskały uznanie na Ukrainie. Fabryka Broni “Łucznik” dostarcza karabinki Grot, modernizując uzbrojenie indywidualne polskich żołnierzy. Huta Stalowa Wola rozwija nowe projekty, takie jak armatohaubica Kryl oraz zmodernizowane wersje Krabów. Wojskowe Zakłady Lotnicze w Poznaniu i Bydgoszczy uczestniczą w obsłudze i modernizacji samolotów F-16 oraz zakupionych samolotów FA-50.
Jednocześnie rosną nakłady budżetowe na badania i rozwój w sektorze obronnym. Jednak przemysł ten wciąż zmaga się z brakami w technologii, kompetencjach inżynieryjnych oraz ograniczoną bazą poddostawców. Wiele projektów, w tym modernizacja Leopardów czy budowa niszczycieli min typu Kormoran II, opiera się na współpracy międzynarodowej i dostawach zza granicy.
Kto skorzysta na nowych zasadach?
Największymi beneficjentami obecnych zapisów będą kraje o dobrze rozwiniętym i samowystarczalnym przemyśle zbrojeniowym. Francja, która od lat inwestuje w rozwój własnych zdolności produkcyjnych, będzie mogła liczyć na lwią część unijnych dotacji. Niemcy, którzy intensywnie modernizują Bundeswehrę, także zyskają przewagę.
W efekcie fundusze, które miały pomóc całej Europie wzmocnić swoje bezpieczeństwo, skoncentrują się w rękach kilku najbogatszych państw. Tymczasem kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia czy Rumunia będą zmuszone albo inwestować w drogie technologie “made in France” i “made in Germany”, albo rozwijać swój przemysł bez wsparcia Brukseli.
Kontekst polityczny i ekonomiczny
Francja i Niemcy od dawna forsują koncepcję “autonomii strategicznej” Europy, czyli uniezależnienia się od USA w kwestiach bezpieczeństwa i obronności. Projekt EDIP świetnie wpisuje się w tę narrację. Jednak wymuszanie wysokich progów lokalnej produkcji może bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
W realiach współczesnego przemysłu obronnego komponenty pochodzą z globalnych łańcuchów dostaw. Nowoczesne systemy uzbrojenia, od czołgów po systemy rakietowe, rzadko kiedy są tworzone wyłącznie z części produkowanych w jednym kraju czy nawet na jednym kontynencie.
Prognozy dla polskiego przemysłu obronnego
W nadchodzących latach Polska będzie musiała zdecydowanie przyspieszyć rozwój własnego przemysłu obronnego. Kluczowe będą inwestycje w:
- budowę krajowych kompetencji technologicznych,
- rozwój własnych łańcuchów dostaw,
- intensyfikację prac badawczo-rozwojowych,
- szkolenie specjalistów i inżynierów.
Jeśli Polska odpowiednio wykorzysta obecny moment – duże potrzeby modernizacyjne, doświadczenie zdobyte podczas wsparcia Ukrainy oraz świadomość polityczną co do konieczności niezależności — może w ciągu dekady stać się jednym z kluczowych graczy w europejskiej zbrojeniówce. Ważne będzie też uniezależnienie się od technologii spoza UE poprzez rozwój współpracy regionalnej, na przykład w ramach Inicjatywy Trójmorza.
Przyjęte stanowisko PE nie jest jeszcze ostateczne. Teraz ruszą negocjacje między Parlamentem Europejskim a Radą UE, reprezentującą rządy państw członkowskich. Istnieje szansa, że w toku negocjacji uda się zmodyfikować najbardziej kontrowersyjne zapisy.
Polska, obejmująca od 1 lipca 2025 przewodnictwo w Radzie UE, będzie miała realny wpływ na kształt ostatecznego kompromisu. Wypracowanie bardziej elastycznych zasad, np. przyjęcie progu 60-65% komponentów z UE, mogłoby uratować dostęp Polski i innych krajów regionu do środków z EDIP.
Sprawa EDIP pokazuje, jak skomplikowane są relacje w Unii Europejskiej. Z jednej strony wspólne cele i deklaracje solidarności, z drugiej brutalna walka o interesy narodowe. Polska musi teraz nie tylko bronić swojego stanowiska przy stole negocjacyjnym, ale też myśleć długofalowo o budowie własnych kompetencji przemysłowych, by w przyszłości nie być zależną od decyzji silniejszych partnerów.
Najbliższe tygodnie pokażą, czy Polska potrafi skutecznie zawalczyć o swoje interesy w Europie – czy też pozostanie na bocznym torze, finansując cudze sukcesy z własnej kieszeni.