Wczorajsze wybory prezydenckie na Białorusi były kolejnym spektaklem w teatrze pozorowanych demokratycznych procesów w kraju rządzonym przez Aleksandra Łukaszenkę od ponad 25 lat.
Łukaszenka, który rządzi Białorusią od 1994 roku, ponownie uzurpował sobie władzę w wyniku tych nieprzejrzystych wyborów. Oficjalne wyniki ogłoszone przez Centralną Komisję Wyborczą dają mu ponad 80% głosów poparcia. Formalnie do walki o fotel prezydenta wystartowało jeszcze czworo kandydatów: Alaksandr Chiżniak (lider Republikańskiej Partii Pracy i Sprawiedliwości), Oleg Gajdukiewicz (lider Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi), Anna Kanopatska (bezpartyjna), Siergiej Syrankow (pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Białorusi).
Łukaszenka miał zdobyć 87,6 % głosów, drugi był Syrankow z 2,7 %. Jednakże takie wyniki są jednoznacznie manipulowane i nie odzwierciedlają rzeczywistego poparcia społecznego. Przywódcy opozycji oraz obserwatorzy wskazują na liczne przypadki fałszowania głosów, zastraszania wyborców oraz represji wobec opozycji. Pomimo międzynarodowych protestów i apeli o demokratyczne reformy, reżim Łukaszenki kontynuuje represje wobec opozycji politycznej oraz ogranicza wolność mediów i zgromadzeń. Wybory na Białorusi stały się symbolem utrzymywania się autokratycznego reżimu.
Społeczność międzynarodowa, w tym Unia Europejska i Stany Zjednoczone, potępiają te wybory jako nieuczciwe i wzywają do wprowadzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki oraz wsparcia dla białoruskiej opozycji walczącej o demokratyczne zmiany. Jednakże, siła reżimu i jego zdolność do represji sprawiają, że proces demokratycznych reform na Białorusi stoi w obliczu ogromnych trudności i niepewności.
Mimo deklarowanych nieraz sympatii wobec władz Białorusi i Rosji, mimo wszystko reakcja partii KORWiN na wyniki jest szokująca.