27 września 2023
Eseje polityczne

Mec. Janas: Jeszcze kilka zdań o frankowiczach

Materia tego problemu wydaje się być nad wyraz podobna do materii komentowania wojny, która toczy się poza naszymi granicami. Podobieństwo jest takie, że trudno zając stanowisko inne niż to ugruntowane w ramach opinii publicznej, a wskazujące na olbrzymie pokrzywdzenie osób, które zdecydowały się na ofertę kredytu indeksowanego we franku szwajcarskim.

Wokoło całej tej sprawy, jakże wielowymiarowej, urosło już szereg stereotypów. A wróciliśmy do niej ze względu na wyrok TSUE sprzed kilku dni, który jak wiemy rozwiązał na korzyść klientów banków kolejny węzeł, tym razem wymyślony przez banki, w celu zniwelowania skutków masowego unieważniania postanowień umów o kredyt indeksowany we franku.

Chodzi oczywiście o broń jaką banki wytoczyły przeciwko klientom, którzy masowo doprowadzali, do unieważnień nierzadko całych umów, a już na pewno najistotniejszych klauzul indeksacyjnych. W ramach uczynienia nieopłacalnym kierowania spraw przez klientów na drogę sądową, banki zaczęły pozywać klientów o bezumowne korzystanie przez długi okres czasu z ich kapitału. Temu procederowi wyrok TSUE położył kres.

To wszystko jednak wiemy z doniesień medialnych i komentować tego nie trzeba. Warto zwrócić uwagę jednak na dwie kwestie pozostające blisko całej sprawy. Pierwsza, bliska nam konsumentom i bardziej bezpośrednia, to następstwa wyroku TSUE dla zwykłego konsumenta. Jest to tym bardziej istotne, że już w dzień, gdy orzeczenie zostało ogłoszone, media zalała fala komentarzy, które przedstawiały postapokaliptyczny obraz sektora bankowego, będący konsekwencją strat jakie banki poniosą. Tu, jednakże pragnę czytelników uspokoić. Żaden bank z tego tytułu nie poniesie astronomicznych strat ani tym bardziej nie ogłosi niewypłacalności. Wiadomo, że zyski może nie będą aż tak duże jak obecnie notowane. Banki świetnie poradzą sobie z tym „dodatkowym” kosztem, przenosząc go… na nas, czyli codziennych klientów banku. Trzeba mieć tego świadomość, że za owo dochodzenie sprawiedliwości zapłacą w zasadzie konsumenci banków, ci generujący na co dzień obroty w ramach obecnie funkcjonującego systemu finansowego. Zresztą potwierdza to komunikat Zarządu Banku Millenium cytowany przez wiele mediów: „Zakładając wyżej wspomniane wstępne szacunki wartości rezerw i brak innych nieprzewidzianych wydarzeń oraz biorąc pod uwagę kontynuację pozytywnych wyników z podstawowej działalności biznesowej, Zarząd Banku spodziewa się dodatniego wyniku netto Banku za drugi kwartał 2023 r. i w rezultacie dodatniego wyniku netto w pierwszej połowie 2023 r.”

Druga kwestia – to kwestia historyczna. Właśnie ona jest solą w oku opinii publicznej, wytyczającej jednorodną i pozbawioną zakrętów, drogę propagandową społeczeństwa. Wśród generowania narracji przekrętu na franku i pokrzywdzenia setek tysięcy osób, zapominamy, albo raczej wyrzucamy ów fakt ze świadomości, że wszystkie umowy zostały zawarte dobrowolnie. Oczywiście – i to też stało się przedmiotem orzecznictwa w sprawach „frankowych” – mieliśmy do czynienia z pewnymi manipulacjami, choćby brakiem należytego tłumaczenia jakie skutki niosą ze sobą określone klauzule umów kredytowych, jednak klienci banków, kierując się ludzką niefrasobliwością zdawali się w zdecydowanej części przypadków, nie interesować zapisami poszczególnych umów.

I tutaj, a zdarza mi się to stosunkowo rzadko, należy pochwalić władze Rzeczpospolitej, że nie ugięły się pod naporem „pokrzywdzonych” frankowiczów i nie przyjęły kolejnej specustawy, natomiast odesłały tych ludzi tam, gdzie ich miejsce, czyli do sądu powszechnego. Jednak dzisiaj przypominanie tych właśnie kwestii, jak wskazywałem na samym początku porównując sytuację do narracji wojny, która toczy się poza naszymi granicami, jest nie do końca politycznie poprawne. Polityczna poprawność wymaga by władza uregulowała każdą pierdołę, z jaką przychodzi do niej obywatel.

Mec. Jacek Janas