Dziennik Narodowy Blog Wydarzenia “Nóż w klatce piersiowej. Strach się bać” – w Raciborzu kolejny przypadek agresji latynoskich imigrantów
Wydarzenia

“Nóż w klatce piersiowej. Strach się bać” – w Raciborzu kolejny przypadek agresji latynoskich imigrantów

W Pietrowicach Wielkich, niewielkiej miejscowości w województwie śląskim, doszło do brutalnego ataku z użyciem noża. 32-letni obywatel Kolumbii ugodził w klatkę piersiową swojego współlokatora – 27-letniego Meksykanina. Wszystko wskazuje na to, że wcześniej razem pili alkohol. Awantura zakończyła się dramatycznie, a sprawa trafiła do sądu. Kolumbijczyk został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, grozi mu do pięciu lat więzienia.

Ofiara zdołała wyjść z mieszkania i wezwać pomoc. Policja oraz pogotowie przybyły na miejsce szybko, a ranny mężczyzna trafił do szpitala. Gdyby nie szybka reakcja służb, wszystko mogło skończyć się tragicznie. Sprawca został zatrzymany i osadzony w policyjnym areszcie. W tym momencie czeka na dalsze decyzje wymiaru sprawiedliwości.

To kolejny przypadek, który stawia pytania o rzeczywiste skutki rosnącej obecności imigrantów z Ameryki Łacińskiej w Polsce. W teorii mają oni zasilać rynek pracy, wspierać rozwój gospodarczy, uzupełniać niedobory kadrowe. W praktyce coraz częściej słyszy się o incydentach, które przeczą tym założeniom. Przestępstwa, konflikty, przypadki agresji – to rzeczy, o których nie mówi się głośno, by nie popaść w oskarżenia o nietolerancję. Ale milczenie niczego nie zmieni. Latynosi, choć wciąż stanowią niewielką część ogólnej liczby cudzoziemców w Polsce, są grupą coraz bardziej widoczną nie tylko w pracy, ale niestety również w statystykach policyjnych. Według danych Komendy Głównej Policji, w 2023 roku odnotowano ponad 80 przestępstw z udziałem obywateli krajów Ameryki Południowej i Środkowej. Rok później było ich już ponad 120. Mowa tu o rozbojach, kradzieżach, bójkach, przemytach narkotyków. Statystyki nie pozostawiają złudzeń, bo problem rośnie.

Przy tym wszystkim trudno nie odnieść wrażenia, że niektórzy z przyjezdnych traktują Polskę jak miejsce, gdzie wszystko im wolno. Nie znają języka, nie rozumieją podstawowych zasad współżycia społecznego, a często wręcz celowo lekceważą obowiązujące prawo. A gdy pojawiają się problemy, tłumaczą wszystko „stresem”, „trudną sytuacją życiową” czy „barierą kulturową”. Tyle że od takich tłumaczeń nikt nie stanie się mniej niebezpieczny. Nie jest tajemnicą, że w wielu środowiskach imigranckich alkohol i przemoc idą w parze. Spożywanie alkoholu staje się dla wielu z nich sposobem odreagowania frustracji i poczucia wyobcowania. Problem w tym, że za ich problemy zaczynają płacić zwykli ludzie – jak mieszkaniec Pietrowic, który mógł stracić życie we własnym mieszkaniu. A takich przypadków będzie więcej, jeśli nikt nie zacznie traktować zagrożenia poważnie.

Sprawa z Pietrowic wywołała niepokój w lokalnej społeczności. Mieszkańcy, choć przyzwyczajeni do obecności cudzoziemców, nie kryją obaw.

– „Do tej pory nikt tu nie robił problemów. Ci chłopacy mieszkali cicho, czasem ich było słychać wieczorem, ale bez przesady. Nagle nóż w klatce piersiowej. Strach się bać” – mówi jedna z mieszkanek bloku przy ul. 1 Maja.

Trzeba też zadać pytanie, gdzie podziewają się instytucje, które miały nadzorować proces integracji cudzoziemców. Co robią agencje zatrudnienia, które sprowadzają ich do pracy? Co robią samorządy, które tak chętnie podpisują dokumenty o „wielokulturowości” i „tolerancji”? Rzeczywistość nie wygląda jak z folderu reklamowego. Rzeczywistość to szpitalne łóżko i nóż wbity w klatkę piersiową.

Oczywiście nie każdy cudzoziemiec stwarza zagrożenie. Nie chodzi o to, by wszystkich wrzucać do jednego worka. Ale ignorowanie problemu tylko dlatego, że boimy się oskarżeń o „ksenofobię”, jest zwyczajnie nieodpowiedzialne. Obywatele mają prawo czuć się bezpiecznie w swoim kraju. Jeżeli przyjezdni tego nie respektują – powinni ponosić konsekwencje, włącznie z deportacją.

Sprawa pokazuje, że rosnąca obecność imigrantów w Polsce to nie tylko wyzwanie kulturowe czy językowe. To kwestia realnego bezpieczeństwa. Państwo musi mieć narzędzia, by reagować szybko i skutecznie. Potrzebne są zmiany prawne, ułatwiające wydalanie cudzoziemców łamiących prawo. Potrzebna jest kontrola nad tym, kto przyjeżdża, skąd, po co i z jaką historią kryminalną. Potrzebna jest wreszcie odwaga, by mówić o tym głośno. Przez lata Polska była krajem raczej jednolitym kulturowo. Dziś to się zmienia. Otwartość na świat nie oznacza jednak, że musimy rezygnować z bezpieczeństwa. Nie jesteśmy zobowiązani przyjmować każdego, kto przekroczy granicę i powie, że szuka lepszego życia. Bo jeśli „lepsze życie” oznacza awantury, agresję i ataki nożem – to nie jest coś, na co ktokolwiek powinien się zgadzać.

Zdarzenie z Pietrowic Wielkich powinno być sygnałem ostrzegawczym. Nie tylko dla władz, ale dla całego społeczeństwa. Czas przestać udawać, że wszystko jest pod kontrolą. Nie jest. I jeśli nie zaczniemy działać teraz, później może być za późno.

Exit mobile version