Angela Merkel, była kanclerz Niemiec, w wywiadzie dla węgierskiego kanału Partizán zaprezentowała własną wersję wydarzeń, które doprowadziły do rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Rozmowa, choć stylizowana na spokojną i autorefleksyjną, zawiera szereg wypowiedzi, które w Polsce mogą zostać odebrane jako próba zrzucenia odpowiedzialności na wschodnich członków Unii Europejskiej – przede wszystkim na Polskę i państwa bałtyckie.
Merkel: Gdyby nie Polska i Bałtowie, UE rozmawiałaby z Putinem
Najbardziej kontrowersyjnym fragmentem wywiadu była wypowiedź dotycząca nieudanej inicjatywy Merkel i Macrona z czerwca 2021 roku, kiedy proponowali nowy format rozmów UE z Władimirem Putinem. Merkel otwarcie wskazała, kto stanął temu na przeszkodzie:
„Niektóre kraje – przede wszystkim państwa bałtyckie, ale i Polska – były temu przeciwne, dlatego że obawiały się, że nie mamy wspólnej polityki wobec Rosji.”
To stwierdzenie nie tylko sugeruje, że Berlin i Paryż miały lepsze rozeznanie w kwestiach bezpieczeństwa Europy Wschodniej, ale też, że sprzeciw Warszawy miał charakter emocjonalny lub irracjonalny. Dla polskiej opinii publicznej, która konsekwentnie ostrzegała przed polityką ustępstw wobec Kremla, jest to wypowiedź trudna do zaakceptowania.
Merkel zdaje się nie dostrzegać, że to właśnie państwa wschodniej flanki NATO i UE, w tym Polska, od lat ostrzegały przed imperialnym rewizjonizmem Putina, podczas gdy Niemcy realizowały Nord Stream i pogłębiały zależności energetyczne.
Obrona Mińska II – odwracanie odpowiedzialności
Była kanclerz powróciła do porozumień mińskich, które miały na celu zatrzymanie rosyjskiej agresji na wschodzie Ukrainy w 2015 roku. W jej ocenie były one konieczne i skuteczne:
„W latach 2015–2021 Ukraina mogła się wzmocnić. Stała się innym państwem, które potrafi się bronić. Mimo wszystko uważam, że warto było zawrzeć te porozumienia.” (…) „W 2015 roku widziałam, że Rosjanie coraz agresywniej posuwają się do przodu, 6000 ukraińskich żołnierzy było wtedy zamkniętych (w kotle). I wtedy Hollande i ja zdecydowaliśmy, że podpiszemy umowę – to było porozumienie z Mińska.”
To, co Merkel określa jako „uspokojenie”, w rzeczywistości oznaczało dla Ukrainy zamrożenie konfliktu, które dawało Rosji czas na reorganizację i przygotowanie kolejnej fazy wojny. Twierdzenie, że umowa była „słuszna” w świetle późniejszych wydarzeń, zakrawa na niebezpieczną polityczną rewizję własnej odpowiedzialności.
Polska jako przeszkoda? Brak autorefleksji
W rozmowie Merkel powraca kilkukrotnie do idei „niewykorzystanej szansy” na dialog z Putinem w 2021 roku. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Merkel szuka winnych na zewnątrz. Brakuje refleksji nad tym, że polityka niemiecka wobec Rosji przez lata systematycznie ignorowała ostrzeżenia ze strony Europy Środkowo-Wschodniej. Co więcej, Berlin nie wyciągnął wniosków z inwazji na Gruzję, aneksji Krymu czy kolejnych działań hybrydowych Rosji.
Wypowiedzi Merkel można więc odczytywać jako próbę zrzucenia odpowiedzialności na kraje, które faktycznie rozumiały zagrożenie wcześniej i nie zgadzały się na kolejne gesty ustępstw wobec Moskwy.
Pandemia jako wygodna zasłona
Merkel kilkukrotnie w wywiadzie podkreśla, że pandemia COVID-19 przeszkodziła w utrzymywaniu bezpośrednich relacji dyplomatycznych:
„Myślę, że koronawirus miał wpływ na sytuację w Ukrainie. Putin nie pojawił się na szczycie G20 w 2021 roku z powodu obaw przed pandemią.” (…) „Po wybuchu pandemii nie było żadnej możliwości bezpośredniej wymiany poglądów z Putinem. To było bardzo niekorzystne dla dalszego rozwoju sytuacji.”
Tego typu argumentacja może być postrzegana jako wygodna ucieczka od odpowiedzialności. Choć pandemia była faktem, to realna polityka, w tym Nord Stream 2 czy opóźnienia w dostosowaniu Bundeswehry do wyzwań współczesności, nie miały nic wspólnego z koronawirusem.
Berlin zbyt wolny, ale „właściwy”
W kontekście militarnego zapóźnienia Niemiec Merkel przyznała:
„Wydaliśmy więcej na obronę, ale zbyt wolno. Teraz musimy to nadrobić.”
Tyle że przez ponad dekadę jej rząd konsekwentnie hamował inicjatywy wzmacniające NATO, lekceważąc apele m.in. Polski o zwiększenie obecności wojskowej w Europie Środkowej. Dla Berlina priorytetem była współpraca z Moskwą – często kosztem zaufania partnerów z flanki wschodniej.
Zachód miał rację, Wschód był problemem?
W tonie całego wywiadu pobrzmiewa przekonanie, że gdyby tylko Unia Europejska mówiła jednym głosem (czytaj: zgodziła się z Berlinem), można by uniknąć wojny. Merkel mówi:
„Moim zdaniem powinniśmy byli wypracować wspólną politykę wobec Rosji. Ale do tego nie doszło.”
To stwierdzenie pomija fakt, że polityka wspólnotowa powinna być budowana na rzeczywistej analizie zagrożeń, a nie na dominacji największych państw członkowskich. Polska nie była przeciwna wspólnej polityce – była przeciwna polityce naiwności.
Podsumowanie: polityka iluzji, a nie odpowiedzialności
Wywiad Angeli Merkel dla Partizán pokazuje, jak bardzo niemiecka elita polityczna wciąż nie rozliczyła się ze swojej polityki wobec Rosji. Zamiast refleksji nad błędami, mamy do czynienia z opowieścią o niezrealizowanych pomysłach, których rzekomą przeszkodą była Polska i kraje bałtyckie. Merkel nie mówi nic o Nord Stream 2, nie analizuje skutków zależności energetycznej od Rosji ani nie przyznaje, że lata współpracy z Kremlem dały Putinowi przekonanie o bezkarności.
Dla Polski to wywiad alarmujący – nie tylko ze względu na treść, ale i na ton. Pokazuje bowiem, że Berlin nadal nie rozumie, dlaczego Warszawa i Wilno odrzucały kolejne „formaty dialogu” z Moskwą. Nie były to kaprysy, lecz wynik doświadczenia, pamięci historycznej i realnej oceny zagrożeń.